[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mie. Coś, czego wcale nie znamy& O czym mówił Leopardix v , że jego lubej mary
już nie naóieja znikła, lecz pragnienie& To jest jasna łąka, kwiatami zasłana, góie
dusza luóka może stawiać krok swój swobodny& Możność uczynku, mówienia, my-
ślenia, a przynajmniej czucia, przynajmniej wzdychania według swej woli. Szukanie
zadowolenia&
Rozumiem: edon x w .
Masz pociechę, znowu jakieś edon !
Szaleniec
Rozumie się. Ale tylko jedna uwaga. Chory umysłowo z manią prześladowczą
albo jeszcze lepiej: samobójczą szuka zadowolenia w dążeniu, na przykład, do
wydłubania sobie oka. Czy mamy prawo zezwolić, żeby znalazł to zadowolenie?
Człowiek chory umysłowo podlega fatalnej sile, która, rzecz prosta, do góry
nogami wywraca jego myśli i uczucia, która& Ale, panie, jaki to zły przykład!
Dlaczego?
Niech sobie pan przypomni tego doktora, co to zdjął pierwszy kajdany z nóg
i rąk obłąkanychx x . Bo nie wiem, czy panu wiadomo, że niegdyś kryterium na-
kazywało trzymać chorego w kajdanach. Pózniej nakładano im kaan i zamykano
w celi. Obecnie wynaleziono zasadę: no e inx y . Ja mam naóieję, że kiedyś po-
byt w szpitalu obłąkanych bęóie prawie wolnością, że tam nieszczęsna chora głowa
bęóie snuła swe marzenia bez przeszkody.
No, ja nie znam się na tych subtelnościach. Ale wezmy inny przykład: wy- iecko, Szkoła
x v Jakub Leopardi (1798 1837), wybitny poeta włoski; załamany klęską ruchu narodowowyzwoleń-
czego, trawiony nieuleczalną chorobą stał się poetą zwątpienia i rozpaczy.
x w edon (gr.) rozkosz.
x x do o o zd ie z d n z n i ob n mowa o ancuskim lekarzu psychiatrze
Filipie Pinel (1745 1826), który wszczął kampanię przeciwko nieluókiemu traktowaniu obłąkanych.
x y no e in (ang.) nie więzić, nie ograniczać.
Luóie bezdomni om d u i 69
chowanie óieci. Najmilsze zadowolenie, gdy byłem w szkole, dawały mi wagary ,
rozkosz prawie jakieś szczytne oszukanie bela, jakieś nabieranie , ściąganie &
Tak, tak& Wychowanie. Jeszcze niedawno Wincenty Pol wzdychał, a jego
czytelnicy również, nad metodą kształcenia dorosłych Benedyktów Winnickichy p za
pomocą batoga, za pomocą wsypywania im o memo i y na kobiercu. Pan już nie
zgoóiłby się na system pana Wincentowy?
On nie, ale ja& kto wie& westchnął dyrektor.
Młody człowiek spojrzał na ojca z uśmiechem i szczególnym przymrużeniem po-
wiek.
Pan by się już nie zgoóił. Jesteśmy stamtąd o tysiąc mil w kierunku& jasnej %7łyd
łąki. To samo z tym wychowaniem maleńkich luói. Jesteśmy o tysiące mil od chede-
rówy , które lokują się, być może, góieś w sąsiednim domu. Ta sprawa wychowania
óieci pęói jak pociąg. Wióiałem dobrze szkoły szwajcarskie&
Góie istnieje przymus szkolny.
Góie sześcioletnie óiecko z największą przyjemnością ióie do wspólnego
domu zabawy. Opowiadają mu tam cudowne baśni. Zawiera tam pierwsze w życiu
znajomości i doznaje tajemnych pierwszych rozkoszy poznawania. Ale i z tej szkoły
myśl ióie dalej.
A ióie dalej& Nie ulega jednak wątpliwości, że wyuczenie się abecadła, sy-
labizowanie i bazgroty kaligraficzne jest to męka.
W chederze& jeszcze jaka! Jaka piekielna!
W szkole również. A tej torturze óiecko musi być poddane. Każde, które
Cierpienie, Zbrodniarz
tylko przyjóie na świat i dożyje wieku właściwego. Cierpienie! Wszelka praca jest
cierpieniem. Cóż tu mówić! Taka sprawa higieny. Za pomocą czego mogą zwalczyć
w naszych miasteczkach epidemię? Rozumie się, że za pomocą przymusu. Co czynić
ze zbójami, rzezimieszkami?
Dajmy pokój zbójom. Ilekroć kto zbyt nastaje na różnych zbójów, takiego
doznaję wrażenia, jakby się o coś mścił na nich.
Więc cóż byś pan z nimi zrobił?
Ja& ja zrzekam się na to pytanie odpowieói.
Korzecki mówił to z oczyma płonącymi. Zdawało się, że mięóy jego otwartymi
powiekami stoją przezroczyste ognie.
Dlaczego? cichym głosem zapytała panna Helena.
Dlatego, proszę pani& dlatego& Nie umiem na to odpowieóieć.
Dlaczego? nastawała raz jeszcze.
Nie umiem. Trochę mię głowa boli.
Młoda panna zarumieniła się. Usta jej drgnęły i wyraz upokorzenia skrzywił je
na chwilę. Zapanowało milczenie dość przykre. Słychać było wycie wichru i uderze-
nia deszczu w szyby wielkich okien. Korzecki zdawał się tego wcale nie odczuwać.
Jadowite uśmiechy mieniły się w jego twarzy. Zaczął mówić nie podnosząc oczu:
Cierpienie, Praca,
Myli się pan twieróąc, że każda praca jest cierpieniem. Wcale tak nie jest. Po-
Prawda
m3am to, że w óieóictwie otrzymujemy po przodkach nałóg do pracy, co możemy
stwieróić na baróo wielkiej liczbie luói bogatych, którzy po całych dniach bezin-
teresownie pracują, ale wezmy& Wezmy co innego. Wszystkie poświęcenia, trudy,
ofiary, bohaterstwa. Mickiewicz mówi niech pan posłucha tych słów przeóiwnie
y p me od z eni do o ened inni i w poemacie z od ened in
ni ie o Pol z uznaniem pisze o batożeniu Benedykta już jako dorosłego człowieka. Zgodnie z dawnym
obyczajem Winnicki, jako szlachcic, otrzymuje chłostę na kobiercu.
y o memo i (łac.) dla zapamiętania, na pamiątkę.
y ede początkowa relig3na szkoła żydowska.
Luóie bezdomni om d u i 70
mądrych: Przez ofiarę ducha rozumiem czyn człowieka, który otrzymawszy prawdę,
utożsamiwszy się z nią, roznosi ją, objawia, służy jej za organ, za twieróę i za wojsko,
nie zważając na spojrzenia, na głosy i rysy nieprzyjaciela y . Otóż, czy taka ofiara du-
cha jest, czy nawet może być cierpieniem? On sam mówi, że to jest najboleśniejsza
ze wszystkich ofiar , ale wydaje mi się, że ma na myśli tylko jej wysokość, jej wy-
niosłość. Człowiek, który utożsamił się z prawdą, musi czuć radość, rozkosz, wtedy
nawet, gdy został pobity. Tak przypuszczam. Wtedy nawet, gdy został zmiażdżony&
[ Pobierz całość w formacie PDF ]