[ Pobierz całość w formacie PDF ]

To porządny, uczciwy człowiek.
Hunter nic nie powiedział.
 Naprawdę tak jest!  zawołała Penny.
Na jej bladych zazwyczaj policzkach wykwitły czerwone plamy.
 Znam go lepiej niż ktokolwiek inny  dodała już spokojniej.  I daję głowę, że nie
zrobiłby niczego takiego.
 Whisky zmienia człowieka  powiedział lakonicznie Hunter.
 Nie  zaprzeczyła Penny stanowczo.  Bill nie zachowałby się tak podle, choćby
nie wiem ile wypił!
 Nie denerwuj się tak  rzekła Elyssa z westchnieniem.  Warzywnik był potrzebny,
ale naprawdę przeżyjemy jakoś bez niego.
Hunter przypomniał sobie łzy lśniące w jej oczach, kiedy spoglądała na zrujnowany
ogród. Wiedział, że Elyssa nie mówi prawdy.
Dla niej ogród był czymś naprawdę wyjątkowym, dawał pokój i ukojenie, stanowił
jedyne życzliwe miejsce w kraju, który dla kobiet był wyjątkowo brutalny. To, że nie
udało się o obronić, napawało Huntera gniewem.
 Inna sprawa, że ten jej piekielny kochanek ma nade mną sporą przewagę 
przypomniał sobie gorzko.  Zna ranczo i jego panią lepiej niż ja .
Penny spoglądała na Elyssę przez długą, pełną napięcia chwilę. Zagryzała przy tym
usta tak mocno, że aż zostały ślady na skórze. Wreszcie westchnęła i poszła
sprawdzić szklane słoje z przetworami, gotujące się w specjalnym garnku. Piasek w
małej klepsydrze właśnie się przesypał.
 Pozwól, że ja to zrobię  powiedziała Elyssa prędko.  Jesteś zdenerwowana i nie
czujesz się dobrze, a garnek jest ciężki. Nie chcę, żebyś się poparzyła.
Nim Penny zdążyła wyrazić sprzeciw, Elyssa wepchnęła się przed nią. Zcierki do
brania gorących garnków były duże, grube i poplamione od długiego użycia. W
zestawieniu z jedwabną suknią w kolorze orchidei stanowiły wyjątkowy kontrast.
Hunter objął Elyssę od tyłu i zabrał jej ścierki. Zapach rozmarynu uderzył mu do
głowy.
Wstążka z przejrzystego jedwabiu w głębokim odcieniu fioletu, którą związane były
włosy Elyssy, pięknie podkreślała ich złocisty kolor. Gładka, jasna skóra na karku,
widoczna w rozcięciu sukni, działała na zmysły.
 Szkoda, że nie potrafię wyperswadować jej noszenia jedwabi na ranczu  pomyślał
ze złością.  To prawdziwa tortura dla mężczyzny .
 Ja wezmę słoiki  powiedział.
Uwięziona jak w klatce między gorącem paleniska a silnym męskim ciałem, Elyssa
zastygła w bezruchu.
 Nie musisz  powiedziała.  Ja...
 Nie bądz niemądra  przerwał jej ostro.  Gdzie mam postawić słoiki?
 Na stole. Dziękuję ci.
Hunter wyjął ramkę ze słojami z wielkiego garnka i przeniósł na długi drewniany
stół, pokryty licznymi bliznami od noża. Szkło zaparowało i natychmiast wyschło.
Penny z Elyssa napełniły słoiki zieloną fasolką, zalały posoloną wodą i zamknęły
pokrywki. Zwykle do fasolki dodawały cebulę albo czosnek i zioła, ale w tym roku
procedura robienia przetworów daleka była od utartych zwyczajów. Gdy
rozpuszczona w ziemi sól dotrze do korzeni, ogród umrze. Warzywa zgniją. Trzeba
więc zebrać, co się da, i zakonserwować.
Elyssa i Penny pracowały bez wytchnienia. Hunter zaskoczył je, gdy spokojnie zaczął
skrobać najmniejsze ziemniaki, przygotowując je do dalszej obróbki. Większe miały
pójść do piwnicy razem z bardziej dorodnymi warzywami.
Elyssa zakręciła ostatnią pokrywkę i chwyciła kratkę ze słoikami. Zanim zdążyła ją
unieść. Hunter przejął od niej cały ciężar. Zaskoczona, cicho krzyknęła.
 Wezmę to  powiedział.  Ty krój fasolkę.
Chciała być tak rzeczowa jak Hunter, ale głos odmówił jej posłuszeństwa. Bliskość
silnych ramion zapierała dech w piersiach. Spojrzała w jego błyszczące oczy i ujrzała
w nich pożądanie tak wielkie jak siła ramion zamykających ją w potrzasku.
 N-nie  wyszeptała.
 Co nie?
 Nie trzeba kroić fasoli.
 Dlaczego?
 Pokroiłyśmy wszystko.
 A groszek?
Oblizała nerwowo usta. Oczy Huntera zwęziły się, kiedy obserwował ruch jej języka.
Puls na szyi Elyssy przyspieszył.
 To może obierzesz groszek?  zaproponował miękko.
 Groszek?
 Takie małe kulki w zielonych strączkach.
W tym momencie nie bardzo wiedziała, jak się nazywa. Myślała jedynie o smaku ust
Huntera i jego słodkim oddechu.
 Przestań mnie prowokować  zagroził cicho  bo klnę się, że zaraz znajdziesz się na
stole i dostaniesz to, o co prosisz.
Na policzki Elyssy wpełzł rumieniec. Zanurkowała pod ramieniem Huntera i
podeszła do zlewu. Nie patrząc na to, co robi, zaczęła czyścić dynię. Całe garście
lepkiego miąższu spadały na durszlak stojący w zlewie, uderzając tak ciężko, te
naczynie kołysało się na swoich trzech nogach.
 Czy chcesz zachować pestki do siewu?  spytała Penny.
 Co?
 Pestki z dyni.
 Aha. Pestki.
Elyssa spojrzała nieprzytomnie, jakby pestki dyni właśnie wyrosły w zlewie. Jasne,
spiczasto zakończone, grube i dojrzałe.
 Przydadzą się na przyszły rok  powiedziała.
 Jeżeli ogród będzie istniał .
Przez chwilę bała się, że wypowiedziała na głos swoje wątpliwości. Kiedy nie
nadeszła żadna cięta odpowiedz ze strony Huntera, odetchnęła z ulgą. Wstawił
właśnie jedną kratkę pełną słoi do wielkiego kotła, a potem drugą do drugiego.
Następnie wrócił do skrobania ziemniaków, jakby nigdy nie wdychał zapachu Elyssy
i nie czuł czystego ognia w swoich żyłach.
W drzwiach stanął Sonny. Ramiona pełne miał długich łodyg kopru, w dłoniach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl