[ Pobierz całość w formacie PDF ]

każdym ciosie. Już nawet się nie pocił. Wielkie pęcherze utworzyły się na jego
rękach. Miał kłopoty z utrzymaniem rozpalonego miecza.
 Ariochu!  krzyknął.  Pomóż mi pokonać to stworzenie z Chaosu!
Ale Arioch nie zjawił się, bowiem ważniejsze rzeczy działy się ponad Ziemią.
Elryk wiedział o tym, jednak z przyzwyczajenia szeptał imię Ariocha i ciął po
rękach Checkalakha. Czuł teraz jedynie ból i cofnął się chwiejnie aż do zapory.
Oparł się o nią plecami. Jego długie włosy zaczęły się tlić.
Na szczęście Płomienny Bóg słabł. Płomienie świeciły coraz słabiej, a wyraz
rezygnacji rysował się na jego twarzy. Elryk wykorzystał te cierpienia jako zródło
siły i ciął Płomiennego Boga prosto w głowę.
Kiedy ostrze zagłębiło się w ciele, płomienie zgasły. Elryk krzyczał, bowiem
olbrzymia fala energii wlała się w jego duszę. Upadł wypuszczając Zwiastuna
Burzy. Jego ciało nie mogło pomieścić takiej ilości energii. Turlał się więc po
ziemi jęcząc, nogi kopały ściany. Wydawało mu się, że cała krew wyparowała
z jego żył.
 Uwolnij mnie od tego, Ariochu!
Pełen był energii Boga, której ciało śmiertelnika nie mogło pomieścić. Nagle
zobaczył tuż nad sobą piękną i spokojną twarz.
 Skończone. Już po wszystkim  powiedział czysty i łagodny głos. Mimo
że istota nie wykonała żadnego ruchu, przestał cierpieć.
 Wiele wieków temu  ciągnął głos  ja, Donblas, Strażnik Sprawiedli-
wości, przybyłem do Nadsokoru. Nie mogłem się zbytnio mieszać w wewnętrzne
sprawy ludzi, bowiem Prawo uważa, iż są oni sami odpowiedzialni za swój los.
Ale teraz Równowaga Kosmiczna uległa zachwianiu i straszliwe siły działają na
Ziemi. Jesteś, Elryku, sługą Chaosu, lecz wielokrotnie działałeś na rzecz Prawa.
Złamałem więc swoje zasady i przyszedłem ci pomóc.
Wtedy Elryk zamknął oczy i po raz pierwszy w życiu poczuł spokój. Cier-
pienie ustało, nadal wypełniała go olbrzymia energia. Kiedy otworzył oczy, nie
było już Donblasa ani zapory. Albinos podniósł Zwiastuna Burzy, włożył go do
pochwy. Zobaczył, że oparzenia zniknęły, a jego ubranie pozostało nietknięte.
Czyżby to wszystko mu się śniło?
Potrząsnął głową. Był wolny i silny. Teraz mógł rozprawić się z Królem Uri-
shem i Theleb K aarnem. Nagle usłyszał dochodzący z zewnątrz odgłos kroków.
Przez szpary pomiędzy kamieniami dobiegało trochę światła, dlatego od razu roz-
poznał wchodzącego.
 Moonglum!
66
Człowiek ze wschodu uśmiechnął się z ulgą i schował swoje dwa miecze.
 Przyszedłem pomóc ci, ale widzę, że już tego nie potrzebujesz!
 Już nie. Zabiłem Płomiennego Boga. Opowiem ci o tym pózniej. A co się
działo z tobą?
 Kiedy zrozumiałem, że wpadliśmy w pułapkę, pomyślałem, iż będzie le-
piej, jak jeden z nas pozostanie wolny. Oni chcieli ciebie. Schowałem się więc
w górze śmieci w sali koronacyjnej Urisha. Wszystko słyszałem i kiedy tylko sta-
ło się to możliwe, przybiegłem tutaj.
 Coś jeszcze?
 Tak. Urish też słyszał o karawanie powracającej do Tanelorn. On nienawi-
dzi tego miasta. Chyba dlatego, że jest tym wszystkim, czym nie jest Nadsokor.
 I ma zamiar zaatakować karawanę Rackhira?
 Tak, a Theleb K aarn ma wezwać jakieś stworzenia, aby mu pomóc. Rac-
khir chyba nie może odwołać się do magii. . .
 Służył kiedyś Chaosowi, ale ci co żyją w Tanelorn nie mają nadludzkich
panów.
 To samo wywnioskowałem z ich rozmowy.
 Kiedy zaatakują?
 Wyjechali, kiedy tylko skończyli z tobą. Urish jest niecierpliwy.
 Bezpośredni atak na karawanę nie leży w zwyczaju żebraków.
 Oni mają ze sobą potężnego czarownika.
 To prawda  przyznał Elryk marszcząc brwi.  Bez Pierścienia Królów
moja moc jest ograniczona. On pozwala rozpoznać mnie jako człowieka z kró-
lewskiej rodziny Melnibon. Tej, która zawarła tyle układów z żywiołami. Muszę
odnalezć swój pierścień. Tylko wtedy będziemy mogli pomóc Rackhirowi.
 Mówili coś o Skarbie Urisha. Na sali jest tylko kilku uzbrojonych ludzi.
Elryk uśmiechnął się.
 Jestem gotów. Mam w sobie jeszcze moc Płomiennego Boga. Myślę, że
moglibyśmy pokonać teraz całą armię.
Twarz jego towarzysza ożywiła się.
 Chodzmy więc. Tędy dojdziemy do drzwi przy tronie.
Tak też zrobili. Melnibonanin nie tracąc czasu rozbił mieczem zasuwę. Po
wejściu do sali zatrzymał się. Była oświetlona dziennym światłem. Nie dostrzegli
ani jednego żebraka. Za to na tronie Urisha siedziała gruba, łuskowata, zielono-
-żółto-czarna rzecz. Z jej strasznej, uśmiechniętej mordy ściekała brązowa flegma.
Stworzenie podniosło jedną ze swoich licznych łap, parodiując znak powitania.
 Dzień dobry  powiedziała niewinnym głosem.  Jestem strażnikiem
Skarbu Urisha.
 Demon z piekła rodem, wezwany przez Theleb K aarna  stwierdził ksią-
żę.  Musiał naprawdę wiele ćwiczyć, aby równie okropne potwory słuchały się
go.
67
Marszcząc czoło albinos chwycił Zwiastuna Burzy i z niejakim zdziwieniem
sprawdził, że runiczne ostrze wcale nie było spragnione.
 Ostrzegam cię  syknął demon.  %7ładen miecz nie może mnie zabić,
nawet ten. Takie są moje właściwości.
 O czym on mówi?  szepnął, nie spuszczając demona z oczu, Moonglum.
 Należy do najpotężniejszych demonów. To strażnik. Zaatakuje tylko wte-
dy, gdy my zaczniemy. Jest chroniony przed wielkimi mieczami. Jeśli na niego
ruszymy, wszystkie siły piekielne przyjdą mu w razie czego na pomoc.
 Ale właśnie dopiero co pokonałeś boga! Kim jest przy nim zwykły demon?
 Słabego boga  przypomniał Elryk.  A ten demon jest bardzo potężny.
Reprezentuje wszystkich, którzy zjawiliby się tutaj, aby dotrzymać układu o stra-
ży. Jeśli chcemy pomóc Rackhirowi, to nie mamy teraz czasu na bawienie się
w magików, by go pokonać.
Albinos odwrócił się ku tronowi i z drwiną w głosie powiedział:
 %7łegnaj, potworze! Oby twój pan nigdy cię nie uwolnił. Zgnijesz siedząc
tutaj do końca świata!
Rozzłoszczony demon odpowiedział: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl