[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Doormanowi brakuje odwagi.
Van Doorman skończył odprawę i wręczył oficerom koperty z rozkazami. Potem, bardzo
wzruszony, stanął na baczność i zasalutował.
- Darz  bór ! - rzekł podniośle. - Obyście wrócili z łupem.
 Z łupem ! Sten był znacznie bardziej sceptyczny.
W korytarzu zatrzymał Halldora.
- Kiedy zaatakujesz - zaczął dyplomatycznie - jakim pójdziesz kursem?
- Powiadomię twoją eskadrę o moich intencjach - odparł chłodno Halldor.
Wspaniale, pomyślał Sten. Brijit wpadła teraz w rączki doktor Morrison. Obaj przegraliśmy,
ale ty nie możesz się z tym pogodzić.
- Nie o to mi chodzi - kontynuował. - Moje łódki będą na skrzydłach, a ty odpalisz pociski w
różne strony. Rzecz w tym, żeby nikt z moich nie znalazł się na kursie twojej rakiety.
Halldor zastanawiał się przez chwilę.
- Powinieneś włączyć identyfikator, kiedy ruszymy do akcji... a ja wprowadzę twój kod do
programu pocisków.
- Nie zadziała, komandorze. I tak będziemy za bardzo odsłonięci. Jeśli jeszcze zaczniemy
nadawać kod, to już koniec z nami. Może nastawiłbyś rakiety na większe obiekty. Wtedy pociski
nie polecą za takimi kurduplami jak my.
Halldor zmierzył Stena wzrokiem.
- Jesteś bardzo ostrożny, prawda komandorze?
Chciałbyś klapsa w dziąsło, rzucił w myślach Sten. Ale tylko się uśmiechnął i powiedział:
- Nie to, że ostrożny, po prostu tchórzliwy, komandorze Halldor.
Zasalutował i wyszedł ze sztabu, żeby zwołać odprawę swoich oficerów.
Bitwa na orbitach planety Badung mogłaby wejść do historii imperium i podręczników
marynarki wojennej jako klasyczna akcja nękająca.
Ale stało się inaczej.
Ponoć kiedy Napoleon przed wręczeniem jednemu ze swoich generałów buławy
marszałkowskiej słuchał o jego zwycięstwach, wykrzyknął:  Do diabła z umiejętnościami! Ale czy
on ma szczęście?
Van Doormanowi - bez względu na inne cechy - szczęścia brakowało.
Bitwa zaczęła się wzorcowo. Grupa uderzeniowa do ostatniej chwili nie została wykryta.
Pojawił się tahnijski konwój - pięć tłustych transportowców, eskortowanych przez sześć
niszczycieli, krążownik i flotyllę lekkich patrolowców.
Halldor rozkazał atakować.
I wtedy wszystko poszło zle.
Niszczyciel Halldora wpadł na jakieś stare żelastwo wałęsające się po kosmosie. W pokładzie
bojowym powstała dziura. Halldor przekazał dowodzenie na drugi niszczyciel, a sam zwisając na
burtę, wycofał się pod osłonę  Swampscotta . Trzy niszczyciele dalej prowadziły atak.
Sten zmrużył oczy, wpatrując się w główny ekran  Gamble . Nie musiał przenosić wzroku na
ekran komputera pokładowego, żeby wiedzieć, co się stało.
Trzy niszczyciele odpaliły rakiety przeciwpancerne, nastawione na największy zasięg.
Przyczyn takiego postępowania było wiele - jedna z nich to fakt, że poza załogą Stena, żaden ze
zbrojmistrzów i ogniomistrzów 23. floty nie brał udziału w prawdziwej walce. W czasach pokoju,
w ramach ćwiczeń, odpalali zapewne po jednym ostrym pocisku rocznie, a starcia przy użyciu
symulatorów, to jednak nie to samo, co prawdziwa bitwa.
Inną przyczyną mogły być pogłoski o używanych przez Tahnijczyków rakietach do zwalczania
okrętów. Ponoć miały one cięższe głowice, lepsze naprowadzanie i poruszały się szybciej niż te,
które stosowała flota imperialna. Te pogłoski nie miały nic wspólnego z prawdą, choć tahnijskie
niszczyciele okrętów rzeczywiście mknęły bardzo szybko. Tahnijczycy po prostu byli lepsi, bo w
latach poprzedzających wybuch wojny ćwiczyli bardzo intensywnie.
Trzecia przyczyna leżała w błyskawicznie rozchodzącej się plotce, że imperialne pociski mają
jakiś poważny feler. Nie idą tam, dokąd sieje wyśle, nie słuchają programu i nie wybuchają w
miejscu, w którym powinny. To z kolei należało uznać za całkowitą prawdę.
Toteż trzy imperialne niszczyciele doszły tylko do połowy planowanej trasy i zawróciły. Po [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl