[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szczególnego?
- Wygląda na to, panie pułkowniku, że przyjmująca
ogłoszenia anemiczna blondynka jest niezdolna do
myślenia. Liczy słowa, przyjmuje pieniądze i tyle.
- Jaki sens jest w tym wszystkim? - zapytał sir
Henry.
- Pewno chodziło o to, by w jednym miejscu i o
jednej porze zgromadzić sporą grupę miejscowych
ciekawskich, sterroryzować ich i ogołocić z gotówki
oraz kosztowności. Pomysł wcale niezły i, trzeba
przyznać, oryginalny.
- Jaka to miejscowość Chipping Cleghorn? - zapytał
znów sir Henry.
- Spora, malowniczo położona osada. Sklep mięsny,
piekarnia, sklep spożywczo-kolonialny, niezle
zaopatrzony sklep z antykami, dwie herbaciarnie.
Miejscowość odwiedzana przez turystów, zwłaszcza
zmotoryzowanych, no i zamieszkana przez
specyficzne środowisko. Domki, zajmowane
dawnymi czasy przez rolników, poprzerabiano dla
rozmaitych starych panien czy małżeńskich par na
emeryturze. Jest także kilka willi w stylu
wczesnowiktoriariskim.
- Już wiem! - podchwycił komisarz. - Grono starych
panien z towarzystwa i pułkowników w stanie
spoczynku. Oczywiście! Po przeczytaniu ogłoszenia
wszyscy musieli zgromadzić się o pół do siódmej, aby
zobaczyć, co się stanie. Na Boga! Chciałbym mieć
tutaj moją własną, niezawodną starą pannę. Chętnie
przyłożyłaby do tego palec. Historia akurat w jej
guście.
- Co to za twoja własna, niezawodna stara panna?
Ciotka?
- Nie. Nikt z rodziny, lecz najdoskonalszy detektyw z
bożej łaski. Rozumiesz? Wrodzony talent, który
wyrósł na sprzyjającej glebie. Nie lekceważ, mój
chłopcze, starych panien z twojej mieściny - zwrócił
się sir Henry do Craddocka. - Gdyby ta sprawa
miała okazać się pogmatwaną zagadką, czego
oczywiście nie podejrzewam, pamiętaj o wiekowej,
niezamężnej damie, która zajmuje się robótkami na
drutach i pielęgnuje swój ogródek, ale niepomiernie
góruje nad każdym inspektorem-detektywem. Ona
łatwo ci powie, co mogło się zdarzyć, co powinno się
zdarzyć... Ba! Powie nawet, co zdarzyło się
rzeczywiście! Dowiesz się od niej także, dlaczego to
coś się zdarzyło!
- Tak jest, panie komisarzu! Będę pamiętał - odrzekł
inspektor tak służbowo, że nikt by nie odgadł, iż
Dermont Craddock jest chrześniakiem sir Henry'ego
i z ojcem chrzestnym pozostaje w zażyłych
stosunkach.
Rydesdale naszkicował zwięzle przebieg wydarzeń.
- Nie ulegało wątpliwości - ciągnął - że tamci zbiegną
się o pół do siódmej. Dla nas to pewne, ale czy mógł o
tym wiedzieć ów młody Szwajcar? I jeszcze jedno!
Czy goście panny Blacklock mogli mieć przy sobie
tyle, by gra warta była świeczki?
- Hm... Parę staroświeckich broszek - podjął tonem
zastanowienia komisarz - sznurek hodowlanych
pereł, trochę bilonu... może jeden czy drugi banknot.
Nic więcej. A panna Blacklock trzyma w domu
większe pieniądze?
- Twierdzi, że nie, panie komisarzu. Jakieś pięć
funtów. To wszystko.
- Słaba pokusa - dorzucił Rydesdale.
- Wskazywałoby to, waszym zdaniem - powiedział sir
Henry - że temu facetowi chodziło nie o grabież, lecz
o specjalny występ w postaci napadu rabunkowego.
Coś z kina, hę? Bardzo być może. Ale jakim
sposobem się zastrzelił?
Rydesdale podsunął mu arkusik papieru.
- Protokół wstępnych oględzin zwłok. Strzał
rewolwerowy oddany z małej odległości... hm... nic
nie wskazuje, czy to był wypadek, czy samobójstwo.
Rudi Scherz mógł zastrzelić się rozmyślnie, mógł też
potknąć się i upaść, a rewolwer, który trzymał blisko
siebie, akurat wypalił. Bardziej prawdopodobna
wydaje się druga wersja - spojrzał na Craddocka. -
Trzeba będzie starannie przesłuchać świadków.
Niech opowiedzą drobiazgowo o wszystkim, co
widzieli.
- Z pewnością każdy z nich widział coś zupełnie
innego - westchnął inspektor.
- Zawsze interesowało mnie szczególnie to -
powiedział sir Henry - co ludzie widzą w chwili
wielkiego podniecenia, napięcia nerwowego. W
takim momencie ważne bywa wszystko, co kto
widział, a czasami jeszcze ważniejsze to, czego nie
widział.
- Jakie są informacje o rewolwerze?
- Wyrób zagraniczny, dawniej rozpowszechniony w
całej Europie... Scherz nie miał pozwolenia na broń i
na granicy nie zadeklarował, że posiada rewolwer.
- Podejrzany facet - mruknął sir Henry.
- Nad wyraz podejrzany - zgodził się Rydesdale.
- Cóż, Craddock, niech pan jedzie do hotelu Royal i
na miejscu sprawdzi, co wiadomo o tym Szwajcarze.
2
W hotelu Royal inspektor Craddock został
skierowany prosto do dyrektorskiego gabinetu, gdzie
powitał go wylewnie pan Rowlandson, dyrektor
przedsiębiorstwa - wysoki, zażywny mężczyzna, o
wylewnym sposobie bycia.
- Z największą przyjemnością, panie inspektorze,
pośpieszę z wszelką możliwą pomocą - rozpoczął. -
Zdumiewająca historia. Doprawdy zdumiewająca!
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy coś podobnego.
Scherz wydawał się bardzo przeciętnym, raczej
sympatycznym chłopcem. Zupełnie nie tak
wyobrażałem sobie gangstera.
- Długo pracował u pana?
- Sprawdziłem to, nim pan inspektor przyjechał.
Dłużej niż trzy miesiące. Miał zadowalające
świadectwa i wymagane w takich razach zezwolenie
naszych władz. Wszystko było w porządku.
- Sprawował się nienagannie?
Craddock nie zdradził tego po sobie, ale zwrócił
uwagę na króciutką pauzę, jaką dyrektor zrobił, nim
odpowiedział.
- Tak... Nienagannie.
Detektyw uciekł się do chwytu, jaki stosował nieraz i
na ogół z powodzeniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl