[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kupują meble do wynajętych mieszkań i już nic im nie zostaje na szykowne podróże.
Ostrożni są ci młodzi, nie szastają pieniędzmi.
Pani Copleigh poczłapała na dół, nie przestając tokować po drodze. Tuppence poło-
żyła się na łóżku w zamiarze odbycia krótkiej drzemki po bądz co bądz męczącym dniu.
Mimo to wiązała z panią Copleigh wielkie nadzieje. Czuła, że gdy już porządnie wy-
pocznie, potrafi skierować rozmowę na bardziej obiecujące tematy. Z pewnością usły-
szy wszystko o domu przy mostku  kto tam mieszkał, kto miał dobrą, a kto złą repu-
tację wśród sąsiadów, jakie skandale tam wybuchały i tak dalej. Jeszcze bardziej utwier-
dziła się w tym przekonaniu, kiedy poznała pana domu  człowieka, który prawie nie
otwierał ust. Podczas rozmowy ograniczał się do życzliwych uśmiechów, oznaczających
zbieżność poglądów, z rzadka tylko z jego ust wydobywał się pomruk dezaprobaty.
Tuppence widziała, że mężczyzna z zadowoleniem patrzy na tokującą żonę, ale słu-
cha jej niezbyt uważnie, gdyż bardziej zajmują go przygotowania do jutrzejszego targu.
Dla Tuppence nie mogło ułożyć się lepiej. Zupełnie jak w znanym sloganie:  Chcesz
informacji? My ją mamy . Pani Copleigh nie była gorsza od radia czy telewizji: wystar-
czyło przycisnąć guzik i już płynęły słowa, podkreślane odpowiednimi gestami i mimi-
ką. Nie tylko z figury przypominała piłkę  jej twarz także robiła wrażenie kuli odlanej
65
z kauczuku. Ludzie, o których opowiadała, stawali się w oczach Tuppence niemal żywy-
mi karykaturami.
Pani Beresford jadła bekon z jajkami, zagryzając to grubymi kromkami chleba z ma-
słem. Wychwalała domową galaretkę z jagód  jej ulubioną, jak obwieściła z triumfem
 i robiła, co w jej mocy, by wchłonąć zalewający ją potok informacji. Wieczorem za-
mierzała porobić odpowiednie notatki, gdyż przedłożono jej całą panoramę przeszło-
ści tych okolic.
Pani Copleigh nie trzymała się kolejności chronologicznej, co trochę utrudniało zro-
zumienie. Skakała od wydarzeń sprzed piętnastu lat do dnia dzisiejszego, a potem znów
cofała się w lata dwudzieste. Wszystko to wymagało uporządkowania. Tuppence zasta-
nawiała się, czy w ogóle do czegoś w końcu dojdzie.
Pierwszy wciśnięty guzik nie przyniósł żadnego rezultatu. Chodziło o panią Lanca-
ster.
 Myślę, że pochodziła gdzieś z tych stron  mówiła Tuppence, umyślnie nicze-
go nie precyzując.  Miała obraz, przyjemne malowidło pędzla artysty, który podob-
no był tu znany.
 Jakie nazwisko pani wymieniła?
 Lancaster.
 Nie, nie pamiętam w okolicy żadnych Lancasterów. Lancaster, Lancaster& Jakiś
pan miał wypadek samochodowy& Ale nie, to samochód podobnie się nazywał. Pani
Lancaster? Nie. A może pani Bolton, co? Ma teraz chyba około siedemdziesiątki i mo-
gła wyjść za Lancastera. Wyjechała stąd, ponoć podróżowała za granicę i rzeczywiście
słyszałam, że się tam wydała.
 Obraz, który dała mojej ciotce, namalował niejaki pan Boscobel. Jaka pyszna ga-
laretka!
 Nie wkładam do niej jabłek, jak większość gospodyń. Jabłka dają lepszy smak, ale
zabierają cały aromat.
 Owszem  przytaknęła Tuppence.  Całkowicie się z panią zgadzam.
 Co za nazwisko wymieniła pani tym razem? Na B, ale nie dosłyszałam.
 Boscobel.
 Ach, świetnie pamiętam pana Boscowana. Zaraz, niech pomyślę. To musiało być&
tak, przyjechał tu co najmniej piętnaście lat temu. Potem bywał przez kilka kolejnych
lat. Lubił tę okolicę, nawet wynajął domek. Jeden z tych, które farmer Hart trzymał dla
robotników. Potem zbudowano nowe, znaczy się, Rada zbudowała. Cztery nowe domki
specjalnie dla robotników. Zawodowy artysta, ten cały pan B. Nosił taki śmieszny sur-
dut, z aksamitu czy sztruksu. Zawsze miał dziury na łokciach, a do tego zielone i żółte
koszule. O, to był bardzo kolorowy człowiek. Aadnie malował, nie powiem. Raz urządził
wystawę, gdzieś koło Bożego Narodzenia& Nie, to musiało być w lecie, on tu zimą nie
66 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl