[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Intrygował i zastanawiał go fakt, że głos, który mówił, był mu skądś znany.
Wysilał pamięć, próbując sobie przypomnieć. Czyżby to był głos panny Sainsbury
Seale?
Jeżeli dobrze pamiętał, głos Mabelle Sainsbury Seale był dość wysoki i brzmiał
tak, jakby podlegał nieustannej ekscytacji, z przesadnym naciskiem na dobrą
dykcję. Głos, który teraz słyszał, nie brzmiał identycznie, ale oczywiście,
panna Sainsbury Seale mogła celowo starać się go zmienić. Ostatecznie, była
kiedyś aktorką. Prawdopodobnie mogła to uczynić z łatwością. W tym wypadku tembr
głosu, który słyszał, był bardzo podobny do tego, jaki pamiętał.
Jednak takie wyjaśnienie nie zadowalało go. Nie, to był głos jakiejś innej,
znanej mu kobiety. Ale to nie był głos, który dobrze znał. Był jednak całkowicie
pewny, że słyszał go już przedtem.
Dlaczego, zastanawiał się, fatygowano się i grożono mu przez telefon? Czy ci
ludzie naprawdę wierzyli, że w ten sposób mogą go zastraszyć? Widocznie tak. Cóż
za nędzna psychologia!
IV
Poranna prasa przyniosła kilka sensacyjnych wiadomości:
"Wczoraj wieczorem strzelano do premiera, kiedy z przyjacielem opuszczał dom
przy Downing Street 10. Na szczęście kula chybiła. Hindus, który strzelał,
został aresztowany".
Po przeczytaniu tej informacji Poirot wziął taksówkę i pojechał do Scotland
Yardu, gdzie natychmiast udał się do gabinetu Jappa. Ten powitał go serdecznie.
- Ach, to te nowe wiadomości z gazet przywiodły cię do nas. O ile wiem, żadna z
nich nie wspomniała, z jakim to przyjacielem był premier na Downing Street?
- Nie. Kto to był?
- Alistair Blunt.
- Doprawdy?
- A ponadto - kontynuował Japp - mamy podstawy przypuszczać, że kula
przeznaczona była dla Blunta, a nie dla premiera. Chyba, że zamachowiec był
bardzo słabym strzelcem!
- Kim jest ten zamachowiec?
- To jakiś zwariowany hinduski student. Jak zwykle nie dopieczony. Sądzę, że był
tylko narzędziem, a nie inicjatorem zamachu. - Po chwili Japp dodał: - Wyjątkowo
dobra robota. W tamtym miejscu stoi zwykle grupka ludzi patrząc się na drzwi
numer 10. Kiedy Hindus oddał strzał, jakiś młody Amerykanin chwycił małego
człowieka z brodą. Trzymał go z całych sił i wzywał policję, krzycząc, że złapał
zamachowca. Tymczasem ten Hindus spokojnie zaczął się wymykać... ale pochwycił
go jeden z naszych ludzi.
- Kim był ten Amerykanin?-zapytał zaciekawiony Poirot.
- Młodzieniec nazwiskiem Raikes. Dlaczego... - przerwał, wpatrując się Poirota.
- Co się stało?
Poirot odrzekł:
- Howard Raikes, zamieszkały w hotelu ,,Holborn Pałace".
- Zgadza się. Który... No oczywiście! To nazwisko od początku wydawało mi się
znajome. To on był tym pacjentem, który uciekł z poczekalni w dniu, w którym
Morley popełnił samobójstwo.
Przerwał i dodał wolno:
- Stop. Ciągle powraca ta sprawa. Masz nadal swoje teorie o tej sprawie, Poirot?
Herkules Poirot odparł poważnie:
- Tak. Nadal mam swoje teorie...
V
W Gothic House Poirot został przyjęty przez sekretarza, wysokiego, słabowitego
młodzieńca, o nienagannych manierach.
Był uprzejmie przepraszający.
- Jest mi niezmiernie przykro, monsieur Poirot... pan Blunt prosi o wybaczenie.
Został wezwany na Downing Street. W rezultacie tego... hmmm... incydentu z
ostatniego wieczoru. Telefonowałem do pana, ale niestety, już pan wyszedł.
Młody człowiek mówił szybko dalej:
- Pan Blunt upoważnił mnie, abym spytał pana, czy mógłby pan spędzić weekend w
jego posiadłości w Kent. Posiadłość leży w Exsham. Jeżeli wyrazi pan zgodę, to
jutro wieczorem przyjedzie po pana samochodem.
Poirot zawahał się.
Młody człowiek dodał przekonująco:
- Pan Blunt naprawdę bardzo chciałby widzieć się z panem.
Herkules Poirot skinął głową i powiedział:
- Dziękuję. Zgadzam się.
- O, to wspaniale. Pan Blunt będzie zachwycony. Jeżeli przyjedzie po pana za
piętnaście szósta, to,.., o, dzień dobry, pani Olivera...
W progu ukazała się matka Jane Olivera. Była bardzo elegancko ubrana, z nisko
opuszczonym na czoło kapeluszem na; starannej fryzurze.
- O, pan Selby. Czy pan Blunt dał panu jakieś instrukcje w sprawie krzeseł
ogrodowych? Wczoraj wieczorem miałam z nim o tym pomówić, ponieważ wiem, że
wybieramy się na weekend i...
Pani Olivera zauważyła Poirota i przerwała:
- Czy zna pan panią Olivera, monsieur Poirot?
- Miałem już przyjemność spotkać panią, madame.
Poirot skłonił się.
Pani Olivera powiedziała niewyraznie:
- O? Witam pana. Oczywiście, panie Selby, wiem, że Alistair jest zawsze bardzo
zajęty i że te drobne, domowe sprawy wydają mu się bez znaczenia...
- Wszystko jest w porządku, proszę pani - wtrącił sprawny pan Selby. - Mówił mi
o tym i dzwoniłem już w tej sprawie do firmy Messrs Deevers.
- To świetnie, spadł mi kamień z serca. A teraz, panie Selby, może powie mi
pan...
Pani Olivera gdakała. Poirot pomyślał nagle, że gdacze jak kura. Duża, tłusta
kura! Pani Olivera, nadal gdacząc, skierowała się majestatycznie w ślad za swoim
biustem do drzwi.
- ...i jeżeli jest pan zupełnie pewny, że podczas tego weekendu będziemy
zupełnie sami...
Pan Selby zakaszlał.
- Hmm... Monsieur Poirot również jest zaproszony na weekend.
Pani Olivera zatrzymała się, odwróciła i spojrzała na Poirota z wyraznym
obrzydzeniem.
- Czy to prawda?
- Pan Blunt był tak uprzejmy i zaprosił mnie - rzekł Poirot.
- No cóż, dziwię się... To dość dziwne zaproszenie. Proszę mi wybaczyć, monsieur
Poirot, ale pan Blunt wyraznie mi powiedział, że to będzie wyłącznie spokojny,
rodzinny weekend!
Pan Selby wtrącił stanowczo:
- Pan Blunt specjalnie sobie życzy, aby przybył też monsieur Poirot.
- O, czyżby? Mnie o tym nic nie mówił.
W tym momencie otworzyły się drzwi i stanęła w nich Jane.
- Mamo, czy przyjdziesz wreszcie? - powiedziała niecierpliwie. - Spotykamy się
na lunchu o pierwszej piętnaście!
- Już idę, Jane. Nie bądz taka niecierpliwa.
- No, ale na litość boską, pospiesz się... Hallo, monsieur Poirot!
Uspokoiła się nagle, jej rozdrażnienie uległo zamrożeniu, oczy stały się
bardziej ostrożne. Pani Olivera powiedziała chłodno:
- Monsieur Poirot przyjeżdża do Exsham na weekend.
- O, rozumiem...
Jane Olivera cofnęła się, aby przepuścić matkę, po czym odwróciła się.
- Monsieur Poirot!
Jej głos brzmiał rozkazująco.
Poirot przeszedł przez pokój i zbliżył się do niej.
- Pan przyjeżdża do Exsham? - zapytała cicho. - Dlaczego?
Poirot wzruszył ramionami i rzekł:
- Zgodnie z uprzejmą wolą pani wuja.
- Ale przecież on nie może wiedzieć... on nie może... Kiedy pana zaprosił? To
przecież zupełnie niepotrzebne...
- Jane! - Dobiegło wołanie matki.
Jane powiedziała cichym, nalegającym głosem: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl