[ Pobierz całość w formacie PDF ]
objawiała się prawie na zewnątrz. Jeśli niepokoiła ją nawet bezwzględna surowość charakteru Karoliny, która
dawniej pozbawiała ją odwagi i wprawiała w przygnębienie, to ten lęk był obecnie zaledwie dokuczliwym
przeżyciem. Poskromiła swe nerwy i wolała nie odpowiadać na docinki szwagierki.
Zmierć teściowej, lady Aubreystone umarła po długim okresie ciężkiego cierpienia, nie odmieniła warunków jej
życia. Głównym jej efektem było wzmocnienie znaczenia i wpływów Karoliny. Po śmierci matki stała się obecnie
samodzielnym tyranem pałacu Aubreystone'ow, nie było zaś nikogo, kto by śmiał jej odmówić praw i autorytetu.
Wprawdzie Ivor był tyranem i bezsprzecznym despotą, należało jednak przyznać, że mniej agresywnym i stanowczo
oględniej-szym. Ograniczał się głównie do przenoszenia swej woli na żonę i rodzinę, pozostawiając Karolinie
całkowitą samodzielność w pozostałych sprawach. Zachowano w tym układzie pewien rodzaj umiaru w stosunku do
Molly, ale Molly wiedziała, że zrobiono to dla pozoru i unikała, jak mogła, zatargów z Karoliną. Przez ciche
porozumienie osiągnięto tylko tyle, że wpływy Karoliny nie sięgały do pokoju dla dzieci, zaś Molly zrozumiała, że
uzyskał to jej mąż; przyznał jej w tym względzie ograniczoną, co prawda, lecz formalnie nie kwestionowaną
swobodę.
113
Pokój dla dzieci zaludnił się. Mieścił ich obecnie, nie licząc Rolla, ogółem sześcioro, zaś Rollo od chwili, gdy
uczęszczał do szkoły, nie zaliczał się właściwie do jego mieszkańców. Czterej synowie i dwie córeczki, oto plon
współżycia Ivora z Molly, która nie osiągnęła jeszcze wprawdzie trzydziestego roku, nie była pewna, więc, czy jej
funkcje macierzyńskie dobiegły już końca.
Każde z tych dzieci myślała o tym często było nowym obowiązkiem przygniatającym duszę, w której ciągle
jeszcze żyła pamięć o Ronaldzie. Każde z tych dzieci napełniało ją nieopisanym lękiem, lękiem przed sumieniem, ale
każde, mimo wszystko, było jej drogie, choć nie w tym stopniu, co dziecko Ronalda. Gdyby nie chodziło o Ivora i
jego surowe wymogi, stawiane jej, może i tamte dzieci kochałaby jak Rolla. Ale Ivor był zawsze na pierwszym
planie, zawsze wymagający, pozornie uprzejmy, lecz bezwzględny, zawsze i wszędzie pochłaniający jej uwagę i
zmuszający do usług; nie koniec jednak na tym; każde z jego dzieci, od chwili, gdy przyszło na świat otaczano tak
pieczołowitą, zawodową opieką, że jej miłość macierzyńska ginęła w tym zamęcie, nie dochodząc właściwie do
należnych jej praw. Dzieci te poza tym, gdy zaczęły podrastać, odziedziczały po ojcu tę samą wyniosłość w
traktowaniu jej. Była dla nich zabawką, miłą rozrywką, ale niczym więcej. Nie pragnęły jej tak, jak pragnął jej Rollo.
Ani jedno z nich od chwili odłączenia, nie doświadczało tęsknoty, by ją mieć obok siebie, lub spojrzeć jej w twarz.
Nie miała zresztą czasu, by poświęcać się dzieciom; za mało w każdym razie, by rozporządzać nim do woli. Nie było
za dnia ustalonej godziny, którą bez żadnych zastrzeżeń mogła ofiarować potomstwu, jakkolwiek już z racji swej
funkcji musiała nad nim czuwać. Miała prawo i obowiązek zajmować się sprawami, które dotyczyły jej dzieci, ale
ingerencja Ivora, którą od razu sobie zastrzegł, sprawiała niekiedy, że sam, osobiście, wydawał zarządzenia. Nie
opierała się temu, gdyż autorytet jego władzy domagał się swych praw. Przyznawała po cichu, że dzieci Ivora były
raczej jego, niż jej własnością i że on, ich ojciec, miał większe do nich prawo. Tylko w stosunku do Roiła była
zawsze nieugięta, zaś Ivor to zrozumiał i przyznał jej w tym względzie zupełną swobodę. Nie odbierając Karolinie
władzy w kierowaniu domem uznał za stosowne sprawę pasierba pozostawić bez zastrzeżeń
113
uznaniu Molly. Nie znaczyło to jednak, iż zgodził się na to, by go pasierb ignorował. Rolla wychowywano w
świadomości faktu, że jego przyrodni ojciec był głową rodziny i domu Aubreystone'ow i że on, Rollo, był zmuszony
w tym domu do bezwzględnej uległości. Malec to zrozumiał i wiedziony instynktem, Molly od dawna wpajała w
niego cześć dla człowieka, który oboje ich przygarnął, gdy znalezli się w potrzebie, zachowywał ostrożność w
obecności Ivora. Ale żadne perswazje ze strony Molly nie mogły go skłonić, by objawił ten respekt Karolinie.
Spowodowały to zapewne jej harda natura i szorstkość w obejściu. Karolina z niego drwiła, znęcała się nad nim, a on
był gwałtowny i nie okazywał tej cierpliwości, co jego ustępliwa matka. Może zresztą uznawał, że nie była warta by
zachowywał się inaczej. Ivor był inny. Był zawsze spokojny i w osądzaniu Rolla przeważnie miał rację. Ale faktem
pozostanie, że gdyby zależało mu na tym, aby zjednać sobie Rolla, byłby zapewne spróbował to uczynić dawniej.
Dziś ta sposobność przeminęła bezpowrotnie, a z nią i szanse pozyskania sobie chłopca. Rollo oddawał mu należny
szacunek, nie kochał go jednak, a nawet nie lubił. Przez wzgląd na Molly i jeden i drugi okazywali sobie uprzejmą
obojętność. Cierpieli się tylko. Ale w tym dziwnym stosunku czaiło się przeważnie podświadomie przeżywane
uczucie zazdrości. Rollo z pełnym przeświadczeniem znosił swą dolę tolerowanego intruza i dziwna rzecz, nie
odczuwał tego faktu jako krzywdy. Chodziło mu o matkę, którą czcił jak bożyszcze i poświęcając się dla niej znosił
bez szemrania, co gotował mu los. Inna jednak rzecz, że w swoim wieku nie zdawał sobie sprawy z przyczyn tego
faktu. Wiedział tylko tyle, ale i to podświadomie i dziwnie niejasno, że ubóstwiana przezeń matka była nie lubianym
co prawda, ale nieodzownym członkiem rodziny Aubreystone'ow.
ROZDZIAA XIX
Nocna rozmowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]