[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieartykułowane słowa (mo\e zresztą była to jego prawdziwa mowa) rozerwał kurtkę i koszulę. Ci
patrzący z tylu mogli widzieć wyraznie du\ą bliznę. W pewnej chwili niektórym wydało się, \e blizna
pęka, a z rany wynurza się maty, zielonkawy ryjek. W tym momencie jednak część ziemi osunęła się
w głąb dołu. Szarawa fala przykryła autora. Chwilę trwało szamotanie pod powierzchnią... Betoniarki
warczały miarowo.
Dziennikarzom pozostawmy relację o tym, co działo się dalej po samozwańczej akcji majora
Omikrona, który na własną rękę wyeliminował kilkunastu czołowych prominentów, zresztą
unieszkodliwiając ich ró\nymi dowcipnymi metodami. Wspomnijmy tylko, \e wkrótce, zamiast
wyroku sądu wojskowego, sypnęły się na niego i resztę spiskowców odznaczenia, nagrody i
zaszczyty. Przedtem jednak obserwatoria doniosły o nagłym zatrzymaniu się świetlistych plamek, a
następnie
stopniowym wycofaniu. Zresztą konflikty międzynarodowe, epidemia cholery w Iranie i fala
samobójstw w Skandynawii odwróciły uwagę od całej afery. Przynajmniej na jakiś czas.
Tylko krasnolicy mechanik samochodowy, mimowolny uczestnik dramatu, który od pewnego czasu
przerzucił się na pisanie nowel fantastycznych, opowiada, \e przynajmniej raz w roku do motelu
przyje\d\a wytwornie ubrana dama, a następnie z wiązanką kwiatów udaje się do lasu, gdzie
podwójne zasieki pod prądem otaczają betonową plombę w leśnym poszyciu...
Mam prośbę, Jack...
Bramofon znajdował się dokładnie na wysokości ust. Aby porozumieć się z portierem nie trzeba było
nawet wychodzić z samochodu.  Wszystko dla wygody człowieka" brzmiała dewiza willi na
półwyspie. W swoisty sposób pojmował ją równie\ portier, Jackson, który usłyszawszy znajomy głos
nie zwykł nawet odwracać głowy od telewizora, aby popatrzeć, kto zatrzymał się przed bramą.
- To ja, Crane, dobry wieczór - rozległo się w głośniku.
- Witamy - odpowiedział Jackson i uruchomił włącznik. Wielka brama wiodąca do posiadłości
Donavanów drgnęła i bezszmerowo poczęła się rozsuwać. Charles Crane przycisnął gaz. Jeszcze
kilkaset jardów aleją wśród skałek i będzie nad brzegiem. Nim jednak pierwszy zderzak Forda minął
linię wrót, zza zakrętu wyłonił się ciemny  krą\ownik", jakim zwykli rozbijać się nowobogaccy
Murzyni.
 Rozwali mi kufer" przemknęło Charlesowi. Instynktownie dodał gazu. Nieznajomy wóz nie miał
jednak zamiaru ani go taranować, ani wyprzedzać, w momencie gdy nieomal dotykał samochodu
Crane'a, zwolnił i tak wjechali razem jak węglarka z parowozem. Za nimi zasunęła się brama. Zapadł
ju\ zmierzch i samotny kierowca nie miał mo\liwości zauwa\yć, kto znajdował się w pojezdzie tak
dowcipnie wje\d\ającym na półwysep. Zresztą ju\ na pierwszym zakręcie  akrobata" pozostał z
tyłu...
Crane wysiadł. Willa Donavanów, zbudowana w latach trzydziestych, jarzyła się niczym wielki,
zakotwiczony transatlantyk wycieczkowy. Zwiatła odbijały się w atramentowej toni jeziora,
hermetyczne okna, có\, listopad, nie przepuszczały jednak dzwięków muzyki. Charles znalazł
miejsce na zaparkowanie wśród kilku aut wypełniających niewielki placyk i wszedł na schody. Będąc
w drzwiach, gdzie oczekiwał ju\ Patt, zwalisty goryl pana domu, przybysz odwrócił głowę, jego
 przyczepka" jeszcze nie dojechała. Wzruszył ramionami i wszedł do wnętrza. Czuł się bardzo
zmęczony.
Rozrywka była całym \yciem Arthura Donavana -stanowiła treść jego egzystencji i dostarczała mu
środków,
aby uczynić \ycie odpowiednio atrakcyjnym. Ona te\ wyniosła skromnego agenta do rangi jednego z
największych impresariów i dyktatorów rynku  pop". W \yciu czterdziestopięcioletniego dziś
potentata nie było czasu straconego ani fałszywych kroków. Czas musiał się liczyć poczwórnie,
odkryta gwiazdka za ka\dym razem przekształcała się w  białego olbrzyma", a ka\da nowa
znajomość pomna\ała listę dotychczasowych osiągnięć. Donavan był bezwzględny, a zarazem
pró\ny. Bo czy\ nie pró\ność podyktowała mu zakup tej posiadłości z innej epoki? Rozsądek
natomiast podsuwał, kogo zapraszać. Grane ściskał dłonie zaproszonym gościom - wybitny
kompozytor, re\yser, scenarzysta, modny malarz, parę gwiazdek w okresie inkubacji... Zestaw
starannie przemyślany. Tylko on, młody naukowiec, nadzieja neurochirurgii wyglądał tu jak gość z
innego świata. Ale to ju\ była zasługa Betty. Zlicznej jasnowłosej Betty Crane-
-Donavan o delikatnej twarzy aniołka i długich nogach łani. Miłość potentata do młodej scenografki
właściwie nie powinna nikogo dziwić. Arthur przekroczył swoją smugę cienia i znajdował się w
wieku, kiedy z ilości przechodzi się na jakość. Poza tym był to ju\ najwy\szy czas na stabilizację.
Mał\eństwo trwało od dwóch lat, rychło miał narodzić się potomek.
- Czego się napijesz, Charley?-spytał gospodarz.
- Obojętne, jestem okropnie zmęczony...
- No to nie przejmuj się nami, tylko odpocznij sobie chwilę na górze - powiedziała zbli\ając się Betty.
- Cały wieczór przed nami.
Charles ucałował siostrę i ruszył krętymi schodami na górę. Czuł się podle: zmęczenie, początek
grypy plus kac moralny. Myjąc ręce przez moment przyglądał się swemu odbiciu w lustrze. Patrzył
na szczupłą twarz dwudziestopięciolatka.
- To trzeba było zrobić, stary-mruknął-trzeba było
wreszcie powiedzieć Lucy, \e to koniec i \e nie spotkamy
się więcej.
Romans z narzeczoną, a obecnie \oną najstarszego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl