[ Pobierz całość w formacie PDF ]

namyśle doszedł do przekonania, że za wszelką cenę musi pomówić z przyjacielem.
Drzwi otworzyła mu Helena. Przyłożyła palec do warg, nakazując milczenie, i
szepnęła.
- Cicho. Przerabia prawo międzynarodowe.
- Muszę z nim pogadać chwilę - powiedział Downar, również zniżając głos do szeptu.
- Czy to coś bardzo ważnego?
- Bardzo. Nie zajmę mu dużo czasu.
- No to wejdz, tylko ostrożnie i, bój się Boga, nie zdenerwuj go.
Downar cicho otworzył drzwi i stanął jak wryty. O mało nie parsknął głośnym
śmiechem.
Spoza grubych tomów widać było tylko czubki zjeżonych włosów Walczaka, który
wydawał jakieś dziwne pomruki, powtarzając zapewne paragrafy wiedzy prawniczej.
- Jak się masz, Karol? Cześć.
W luce pomiędzy książkami ukazała się pobladła twarz. Patrząc na szkliste, zamglone
oczy, trudno było odgadnąć, czy ofiara wyższych studiów poznała wchodzącego.
Downar zbliżył się i poklepał przyjaciela po plecach.
- Uważaj, żebyś kręćka nie dostał od tej nauki.
- Aatwo ci mówić - westchnął Walczak.
- Wiesz chyba, że mi zagrozili, iż wyleją mnie ze stanowiska, jak nie będę miał
wyższego wykształcenia. A po czterdziestce to już, bracie, nie tak łatwo wiedza do głowy
wchodzi. Tobie to dobrze, bo masz dyplom, aleja ciemny kmiot.
- Czy możesz się na chwilę wydobyć z oparów wiedzy? - spytał Downar.
Walczak ochoczo zamknął książkę.
- Właśnie miałem otworzyć okno i wykonać kilka głębokich oddechów, bo
rzeczywiście jużjestem trochę przemęczony.
- Coś ci zaproponuję. Zamiast oddechów chodz się trochę przejść. Połazimy po
Saskim Ogrodzie.
- To jest genialna myśl - ucieszył się Walczak, który z wolna zaczął nabierać
normalnego wyglądu. - Helenko, Helenko! - zawołał, otwierając drzwi.
- Co się stało?
- Moja kochana żono, wybieram się z tym oto tu obecnym Stefanem Downarem na
maleńki spacerek.
- No dobrze, a nauka?
- Muszę się trochę przewietrzyć, odświeżyć umysł.
- No to idz, tylko nie siedz długo. Pamiętaj o egzaminie.
- Pamiętam, pamiętam.
Walczak z takim impetem zbiegł po schodach, że Downar nie mógł za nim nadążyć.
- Wspaniale mi zrobi trochę ruchu na świeżym powietrzu. Przyszedłeś w samą porę.
Kiedy znalezli się w Saskim Ogrodzie, Walczak powiedział:
- Mam wrażenie, Stefuś, żeś ty mnie odwiedził wiedziony nie tylko troską o moją
kondycję fizyczną.
Downar uśmiechnął się.
- Podziwiam twoją przenikliwość.
- Więc o cóż to chodzi? Potrzebujesz forsy?
- Nie, nie, nic podobnego. A tamte dwieście złotych oddam ci po pierwszym.
- Nieważne. Jakież więc masz kłopoty?
- Prowadzę sprawę, której ani rusz nie mogę rozgryzć. Walczak stanął na palcach i
głęboko wciągnął w płuca ożywcze powietrze.
- No cóż, Stefuś, żałuję bardzo, ale widzisz przecież, że ja teraz nic ci nie mogę
pomóc. Jestem niewolnikiem upowszechniania wiedzy prawniczej.
- Wiem, wiem, oczywiście. Ale zrozum, że ty jesteś jedynym człowiekiem, do którego
mogę się zwrócić o pomoc.
Walczak zagwizdał cicho kilka taktówjakiegoś kujawiaka i powiedział:
- No to usiądzmy sobie trochę tu na tej ławeczce i może mi w krótkich słowach
objaśnisz, o co to właściwie chodzi.
Downar opowiedział wszystko, nie omijając żadnego szczegółu. Kiedy doszedł do
momentu wizyty u Ewy, z takim zapałem zaczął się rozwodzić nad niezwykłą urodą
sekretarki Natorskiego, że Walczak popatrzył na niego badawczo i spytał:
- Czy ty chcesz, żebym ci pomógł w prowadzeniu śledztwa, czy też żebym cię
wyswatał?
Downar trochę się zmieszał.
- Kiedy to jest rzeczywiście fantastyczna dziewczyna. Walczak pokiwał głową.
- Wiem, wiem, każda jest dla ciebie  fantastyczna . Oj, Stefuś, Stefuś, co ja z tobą
mam? Jak tylko się zrobi wiosna, koniec, przepadłeś. Powiedz, kiedy ty się wreszcie
ustatkujesz? Powinieneś się ożenić.
- Tak mi zle życzysz?
- To wszystko zależy, jak się trafi. Ja tam jestem bardzo zadowolony z mojego
małżeństwa.
- Ba, ale gdzie znajdziesz taki drugi skarb jak twoja Helenka?
- Znajdzie się, znajdzie, trzeba tylko umieć szukać. No, ale do rzeczy. Sprawa
rzeczywiście niewąsko zagmatwana. Ciekawe, bardzo ciekawe.
- Jajednak myślę, że mordercąjest Natorski - powiedział Downar. - Absolutnie
wszystko na to wskazuje. Walczak skrzywił się niechętnie.
- Tyle razy ci przecież tłumaczyłem, że największą przeszkodą w pracy śledczej jest
myślenie. Nie wolno od tego zaczynać. Najprzód musisz sobie zgromadzić obiektywny
materiał, a myślenie zostaw na pózniej. Jak na samym początku coś wykombinujesz,
stworzysz sobie jakąś koncepcję, to potem automatycznie już wszystkie fakty zaczynasz
dopasowywać do tej koncepcji. Trudno ci się rozstać z tym, co sobie wymyśliłeś. Przede
wszystkim suchy, obiektywny materiał.
- Czego ty chcesz ode mnie. Wszystko zebrałem, co tylko mogłem.
- Bardzo niewiele, bardzo niewiele. A może byśmy się tak przejechali do komendy.
Chciałbym rzucić okiem na akta sprawy.
- Doskonale - ucieszył się Downar. - Zaraz tu gdzieś złapiemy taksówkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl