[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lącza, \eby nie uciekła tam inni tacy sami stoją patrzą zdumionymi oczami ju\
dr\y, jego dało kurczy się pod metalicznym hełmem walczy! walcz! szarpie na sobie
srebrny pokrowiec...
Nie-e-e-e! nie krzyk, raczej pisk cienki, wibrujący przeniknął w olbrzymie wnętrza
Tellus Mater". Zbiegli się do niego. Rękami chwycili go za nogi. Zadygotali sami
szarpnęli i ju\ go wyrwali spod masywnej czaszy. Zobaczyli jego straszną twarz obrzękła
i drgająca we wszystkie strony. Jeszcze się rzucał, kopał, kiedy go rozciągnęli na podłodze i
rzucili się na niego cię\arem wielu znających swoje rzemiosło, muskularnych ciał choćby
im w rękach skręcał się najwy\szy rangą skafander srebrny trzeszczał na nim, on sam
zgrzytał zębami. Nagle obmiękł. Pozwolił się przygnieść do posadzki. Tylko mu oczy omal
wyskoczyły z orbit. Ogromń. I straszne.
Długo tak le\ał. A\ go zaczęli puszczać i podnosili się kolejno. Sam został na białej
posadzce. Z góry patrzyli na niego. Byli gotowi wykonać ka\dy rozkaz tego człowieka.
Nawet ostatni. Lecz jego oczy wyra\ały jedynie bezradność.
Długo tak nad nim stali. Potem przenieśli go do specjataą sali, gdzie Synchromat przeniknął
ka\dą komórkę jego ciała, prześledził bioprądy, które dalej niefrasobliwie wędrowały
wewnątrz jego ciała, zebrał elektrostatyczne ładunki z ka\dego centymetra skóry, nawet się
do niego podłączył kwantowym mózgiem. Nie znalazł nic i nie zrozumiał. Oddał im to ju\
spokojne ciało. Wtedy po raz pierwszy zobaczyli wysrebrzoną głowę admirała Adaojamy.
Jeszcze nad nim stali, nie bardzo wiedząc, co począć nad jedynym człowiekiem, który
naprawdę prze\ył śmierć kiedy do doków w Tellus Mater" zaczęły napływać starbolty.
Jeden z pilotów \ądał natychmiastowego widzenia się z admirałem. Na nic nie zwa\ał, nikt
te\ za bardzo go nie powstrzymywał. Wreszcie wdarł się do kamery reanimacyjnej. Drogę
zagrodził mu Koloman, Strateg Prawdopodobieństwa.
Nie mo\esz się widzieć z admirałem powiedział.
Jest chory.
Specht roześmiał się nerwowo.
Nie ma takiej choroby, \eby nie chciał wiedzieć tego, co mam mu do powiedzenia.
Nie gorączkuj się Koloman spokojnie poło\ył mu rękę na ramieniu. O co chodzi?
Męczyło mnie to cały czas. Porównałem z kartoteką Synchromatu. Ten statek, który
zniszczył flotę komodora Berzewiczy, był większy tysiące razy, dlatego nie potrafiliśmy
skojarzyć...
Od czego większy? zainteresował się Koloman.
Nieprawdopodobne rozmiary, ale sylwetka dokładnie
taka sama, jaką miały nasze dawne statki, pierwsze z wypraw
transgalaktycznych...
Koloman popatrzył na niego, jakby im przybył kolejny
pacjent. Wahał się chwilę. Potem ustąpił z przejścia
i przepuścił Spechta. Ten gwałtownie postąpił do przodu
i stanął nad szklanym kloszem, skąd białowłosy admirał
Adaojama nieobecnym wzrokiem zdawał się przenikać
cały ..Tellus Mater".
- Spróbuj dziwnym głosem powiedział Koloman. Mo\e ciebie usłyszy. Specht poczuł
skurcz w gardle.
To... zaciął się. Kiedy zginął Daun?
- Tak.
- Jest jakaś nadzieja? Koloman zastanowił się.
Powiedziałeś: sylwetka pierwszych transgalaktycznych? zapytał. - To ja ciebie
mógłbym zapytać, czy my wszyscy mamy jakąkolwiek nadzieję.
CZWARTA PIEZC O NIENAWIZCI
Synchromat sprzę\ony ze Strategiem Prawdopodobieństwa wyliczył pozycję pośród gwiazd.
Z niewiele mniejszym prawdopodobieństwem mogliby czekać w ka\dym innym miejscu.
Jednak decyzja nale\ała do Synchromatu. który ju\ nie był wyłącznie mnemonicznym
systemem i do admirała Adaojamy, który był nie w pełni człowiekiem. W tym czasie
Synchromat odebrał meldunki o zaginięciu trzech ostatnich statków klasy ..Tellus Mater". W
szczękach Strefy Systemu pozostał jeden kieł, w dodatku z uszkodzonym nerwem tak to
przynajmniej określił zgryzliwy Lizuraj.
Wypadli więc poza trójwymiarowość w takim punkcie przestrzeni, gdzie - zgodnie z teorią
prawdopodobieństwa istniała szansa bezpośredniego starcia. Tylko oko jednego
starbolta, wystawione poza kolaps Tellus Mater", uwa\nie śledziło obroty siedmiu słońc i
planet poruszających się po absurdalnych orbitach, przechwytywanych przez jedną, to znów
drugą gwiazdę, podawanych sobie nawzajem z płynnością wypracowaną pewnie przez
miliardy lat.
Mo\e dziesiątki takich planet rozsypało się w proch, zanim z ich strzępów grawitacja na
nowo utoczyła kule nie poddające się pływom.
W zapaści, gdzie przywarował Tellus Mater", nie istniał \aden kształt, dzwięk, barwa ani
zapach. Nie istniało nic, oprócz energii związanej w monstrualny węzeł. Energii
nacechowanej informacją warunkującą trwanie świadomości i motywującą ewentualne
poczęcie materii. W tym kwantowym węzle, zaciśniętym w punkt poza trójwymiarowością,
informacja określająca miniony i przyszły obraz admirała Adaojamy trwała w ścisłej
interferencji z kwantowym fenotypem Kolomana, Lizuraja i Spechta. I dalej poprzez
kolejne transformacje dokonujące się wzdłu\ nerwu skręconej przestrzeni z forpocztem
starbolta pozostawionego w trójwymiarowości, a pilotowanego przez Pazgrata i
Marmarossę. Chocia\ więc w realnej przestrzeni istniał tylko ten jeden starbolt, to jednak
poza nim, w pułapce kwantowej homeostazy, toczyła się gra informacji, nieustająca
ewolucja Programu, który dopisywał kolejne kadry świadomości na przykład tej w oczach
Kolomana, kiedy pochylił się nad przezroczystym kloszem, osłaniającym ciało Adaojamy. To
nagie i obrzękłe, blade ciało zdawało się być bez \ycia. Brzuch nieco wzdęty, mięśnie
sflaczałe, za to łydki i biodra uwydatnione podkładką tłuszczu. Poza tym skronie wygolone
dla sprzę\eń z Synchromatem, teraz migotały świetlnymi planami.
Jak się czujesz? zapytał Koloman. Nieco poruszyły się spieczone usta.
Tak, słucham powiedział Koloman.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]