[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i powiedz mu, że jeśli może oderwać panów Galbraitha, Claya i Savage'a od ich obowiązków, to proszę, aby zjedli ze mną kolację
i zagrali partyjkę wista.
Galbraith był również zdenerwowany. Nie tylko dlatego, że przewidywał bitwę; nie mógł zapomnieć o tym, że czeka go
jeszcze przyobiecana reprymenda za udział w popołudniowej utarczce. Jego kościste ciało Szkota poruszało się niespokojnie,
a rumieniec oblał mu twarz aż po wystające kości policzkowe. Nawet dwaj kadeci przycichli i stali się niespokojni.
Hornblower zmusił się do odegrania roli uprzejmego gospodarza; każde wyrzeczone przezeń słowo było obliczone na
podniesienie opinii o jego kamiennym spokoju. Przeprosił za skromną kolację okręt przygotowując się do boju musiał wygasić
wszystkie ognie, toteż podano tylko zimne potrawy. Lecz widok pieczonego kurczęcia na zimno, zimnej pieczeni wieprzowej,
złocistych placków kukurydzianych i stosów owoców pobudził apetyt szesnastoletniego kadeta Savage'a i kazał mu zapomnieć
o skrępowaniu.
To jest lepsze od szczurów, sir powiedział zacierając ręce.
Szczurów? spytał Hornblower nieprzytomnie. Mimo pozorów uwagi myślami był nie w kabinie, lecz na pokładzie.
Tak jest, sir. Zanim weszliśmy do tego portu, szczury były u nas, kadetów, ulubioną potrawą.
Były powtórzył za nim Clay. Ukroił sobie kilka wielkich płatów zimnej wieprzowiny, nabrał dużo skwarek i dołożył to
wszystko do połówki kurczaka leżącej już na talerzu. Płaciłem temu złodziejowi Baileyowi trzy pensy za sztukę, za szczury
w pierwszym gatunku.
Hornblower z wysiłkiem oderwał swe myśli od zbliżającej się Natividad , by wspomnieć czas, gdy sam był na pół
zagłodzonym kadetem, nękanym tęsknotą za domem i chorobą morską. Starsi od niego zajadali się szczurami i twierdzili, że
wypasione sucharami są potrawą znacznie delikatniejszą niż wołowina, która przeleżała dwa lata w beczułce. Sam nie potrafił
nigdy przełknąć bez odrazy potrawy ze szczura, ale za nic nie przyznałby się do tego przed tymi chłopcami.
Trzy pensy za szczura to chyba trochę za drogo powiedział. Nie przypominam sobie, żebym będąc kadetem płacił za
nie aż tyle.
Sir, czyżby pan sam jadł kiedyś szczury? zapytał Savage zdumionym głosem.
Na to bezpośrednie pytanie Hornblower mógł odpowiedzieć tylko kłamstwem.
Naturalnie odrzekł. Dwadzieścia lat temu warunki życia kadetów na okręcie były bardzo podobne do dzisiejszych.
Zawsze uważałem, że szczur buszujący przez całe swoje życie w skrzyniach z chlebem jest potrawą godną królów, a cóż dopiero
kadetów!
Na miły Bóg! powiedział z przejęciem Clay, odkładając widelec i nóż. Nie przyszło mu nigdy do głowy, że ten jego
surowy i nieugięty kapitan był kiedyś kadetem, co jadał szczury.
Obaj chłopcy spoglądali na kapitana z podziwem. Tak jak przypuszczał Hornblower, ten drobny ludzki rys w jego charakterze
podbił całkowicie ich serca. Z końca stołu dobiegło westchnienie Galbraitha. On sam jadł szczury nie dalej jak trzy dni temu, ale
wiedział doskonale, że przyznanie się do tego nie tylko nie zwiększyłoby jego respektu, a przeciwnie: zmniejszyłoby go. Taki już
był z niego niewydarzony oficer. Hornblower musiał poprawić samopoczucie Galbraitha.
Wypijmy razem szklaneczkę wina, panie Galbraith powiedział, podnosząc swoją szklankę. Muszę przeprosić, że nie
dałem dziś mojej najlepszej madery, ale zachowuję ostatnie dwie butelki na jutro, żeby poczęstować kapitana hiszpańskiego
okrętu, gdy znajdzie się na pokładzie jako nasz jeniec. Za nasze przyszłe zwycięstwa!
Opróżniono szklanki i skrępowanie minęło. Hornblower powiedział, n a s z jeniec , podczas gdy większość kapitanów
użyłaby słowa mój jeniec . I powiedział także: n a s z e zwycięstwa . Surowy, chłodny kapitan, zwolennik ostrej dyscypliny,
na moment ukazał ludzkie cechy i dopuścił swych podwładnych do komitywy. Każdy z trzech młodszych oficerów oddałby w tej
chwili życie za niego i Hornblower, wodząc spojrzeniem po ich zarumienionych twarzach, zdawał sobie z tego sprawę. Cieszyło
go to i równocześnie irytowało. Wiedział jednak, że wobec perspektywy bliskiej bitwy, która może wymagać najwyższego
poświęcenia, musi mieć za sobą załogę nie tylko lojalną, lecz ogarniętą entuzjazmem.
Do kabiny wszedł jeszcze jeden kadet, młody Knyvett.
Sir, pan Bush przesyła pozdrowienia i zawiadamia, sir, że ze szczytu masztu widać już kadłub nieprzyjaciela.
Czy idzie kursem na zatokę?
Tak, sir. Pan Bush mówi, że za dwie godziny powinien mieć go w zasięgu dział.
Dziękuję, panie Knyvett powiedział Hornblower, odprawiając go. Przypomnienie, że za dwie godziny wezmie się za
bary z fregatą uzbrojoną w pięćdziesiąt dział, pobudziło znów jego serce do szybszego bicia. Musiał zrobić duży wysiłek, żeby
zachować niewzruszone oblicze.
A zatem, panowie, mamy jeszcze dosyć czasu na naszego roberka powiedział.
Cotygodniowa wieczorna partia wista, którą kapitan rozgrywał ze swoimi oficerami, była dla nich a szczególnie dla
kadetów ciężką próbą. Sam Hornblower był dobrym, zapalonym graczem; pomagała mu w tym dokładna obserwacja
i znajomość psychiki partnerów. Lecz dla niektórych z nich, nie mających wyczucia w kartach i nie umiejących zapamiętać
przebiegu gry, wieczory karciane u Hornblowera były prawdziwą męką.
Polwheal sprzątnął ze stołu, rozesłał zielone sukno i przyniósł karty. Hornblower stwierdził, że gra pomaga mu zapomnieć
o nadchodzącej bitwie. Był na tyle entuzjastą wista, że mimo rozterki duchowej dawał się pochłonąć grze. Tylko w przerwach na
rozdawanie i obliczanie punktów czuł, że serce bije mu szybciej i krew podchodzi do gardła. Uważnie śledził, jakie karty schodzą
na stół, pamiętając, że Savage lubi jak uczniak wyrywać się ze swoimi asami, a Galbraith nieodmiennie zapomina ostrzec swego
partnera, że nie ma pomocy w jego kolorze, i czyni to dopiero wtedy, gdy już na to za pózno. Pierwszy rober skończył się szybko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]