[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapewnił Jack.  Za jakąś godzinę się stąd zmy-
wamy. Znajdę cię, jak będziemy wychodzić.
150/200
 Dziękuję, teraz postaram się być towarzyska. 
Rzuciła wzrokiem na Kincaidów i westchnęła. 
Chociaż sporo mnie to kosztuje.
Przez następną godzinę Jack dyskretnie zerkał na
zegarek, odliczając minuty. Nie spuszczał też oka
z Alana, który zrzucił swoją przyjazną fasadę
i odkrył cień znajomej drażliwości. To nie wróżyło
dobrze, bo rozdrażniony często na kogoś
naskakiwał, nie zważając na konsekwencje. Jack
zastanowił się, czy z nim porozmawiać i spróbować
zażegnać burzę. Nim to zrobił, Nikki dotknęła jego
ręki.
 Jack, popatrz.
Elizabeth gawędziła przy stoliku z Cutterem
i trzema córkami. Podszedł do nich Harold Par-
sons, adwokat rodziny, z wszystkimi się witał,
okazując uprzejmość zarezerwowaną dla Kin-
caidów. Jack poznał go z innej, dość porywczej
strony. Po kilku minutach rozmowy Parsons wyjął
znajomo wyglądającą kopertę z logo The Kincaid
Group. Identyczną jak ta, którą Jack otrzymał pod-
czas odczytywania testamentu ojca, i której dotąd
nie otworzył. Podczas gdy zaklejona koperta Jacka
była już pognieciona, a nawet poplamiona kawą,
koperta Elizabeth wyglądała na nową.
 On przeprasza  powiedziała cicho Nikki.
151/200
 Sukinsyn, cały czas miał ten list.
Elizabeth chyba o coś zapytała, bo Parsons
przekrzywił głowę. W odpowiedzi wskazał w kier-
unku Jacka. Wszyscy czworo jak na sygnał spojrzeli
na niego, trzy siostry z nieskrywanym szokiem, El-
izabeth z wdzięcznością. Przeprosiła siedzących
przy stoliku i ruszyła w stronę powozowni, niewąt-
pliwie po to, by przeczytać list.
Jack ściągnął brwi.
 Ciekawe, co tam znajdzie? Mam nadzieję, że
miłe słowa. Jeśli tata był w liście tak okrutny jak
w dniu swojej śmierci&
 Reginald by tego nie zrobił  stwierdziła Nikki.
Elizabeth wróciła po kilku minutach. Córki ją
otoczyły i zasypały pytaniami. Elizabeth przez jakiś
czas coś mówiła, po czym ruszyła w stronę Nikki
i Jacka.
 O rety!  Jack czekał z posępną miną.
Ku jego zdumieniu Elizabeth serdecznie go uś-
ciskała i pocałowała w policzek.
 Dziękuję.  Głos łamał się jej ze wzruszenia.
Ponad jej ramieniem Jack dostrzegł Alana, który
na nich patrzył. Był zadowolony, że rodzina Kin-
caidów przyjęła go dość ciepło i już chciał rzucić
Jackowi w twarz, że ma stałe zaproszenie na
niedzielne obiady. Jeszcze bardziej cieszył się, że
152/200
Kincaidowie nie darzą sympatią Jacka i przy każdej
okazji o tym napomykał. Bez wątpienia ta scena za-
razem go zszokowała i doprowadziła do furii.
Elizabeth zaczęła coś mówić, więc Jack przeniósł
na nią uwagę, odsuwając na pózniej problem
Alana.
 Nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy. Fakt,
że to ty się upierałeś, że Reginald zostawił mi list&
 Pokręciła głową.  Och, Jack, byłam pewna, że
Reginald mnie zlekceważył, tymczasem on wziął
pełną odpowiedzialność za swoje postępowanie.
Napisał dokładnie to, co mi mówiłeś, że miał
szczęście kochać w swoim życiu dwie kobiety i że
nie chciał mnie skrzywdzić.
 Cieszę się, że mogłem pomóc.  Nic innego nie
przyszło mu do głowy.
Elizabeth się uśmiechnęła.
 Jesteś bardzo do niego podobny, tyle że w tobie
jest prawość i honor, którego jemu czasami
brakowało.  Ujęła jego dłoń.  Chodz do nas.
Poznasz swoje siostry.
 One nie są&  Jack rzucił Nikki spojrzenie,
które mówiło: wyciągnij mnie stąd. Tymczasem
Nikki go zachęciła:
 Idz, Jack. Już dawno powinieneś to zrobić.
Nie mając wyboru, Jack ruszył za Elizabeth.
153/200
 Skoro mam iść na dno, pójdziesz ze mną  poin-
formował Nikki, chwytając ją za rękę.
Laurel, Kara i Lily ustawiły się w rzędzie, od
najstarszej do najmłodszej. Choć już się spotkali,
Elizabeth po kolei przedstawiła córki. Laurel jak
matka miała kasztanowe włosy i zielone błyszczące
oczy, co podkreślała mlecznożółta suknia. Kara,
szatynka, najniższa z sióstr, miała na sobie sz-
maragdową suknię w tym samym odcieniu co jej
oczy. Ktoś wspomniał, że prowadzi firmę Prestige
Events i w prezencie ślubnym zorganizowała Mat-
towi i Susannie wesele. I wreszcie Lily, bardziej
energiczna wersja najstarszej siostry, z rudymi
kręconymi włosami, które opadały jej na plecy.
Była najbardziej otwarta i towarzyska, a poza tym
w zaawansowanej ciąży. Ilustratorka książek dla
dzieci, przypomniał sobie Jack. Suknia pasowała do
jej niebieskich oczu.
 Dziękuję ci, dziękuję  powiedziała, przyciska-
jąc go do dość dużego brzucha.  Nie masz pojęcia,
jak się wszyscy przejmowaliśmy, że tata nie
zostawił listu dla mamy. Nie do wiary, że żadnemu
z nas nie przyszło do głowy, że list mógł się gdzieś
zapodziać. Nie wiem, jak ci dziękować, że o tym
pomyślałeś.
154/200
Laurel, która poślubiła Rakina Abdellaha, od lat
była szefową działu PR The Kincaid Group. Spojrz-
ała na Jacka chytrze.
 Nikki miała rację, jesteś dobrym człowiekiem.
Nawet nie wiesz, jaka to dla nas ulga.
 Wcale nie jestem dobry  zaprzeczył Jack
i odwrócił się do Nikki.  Przestań mówić ludziom,
że jestem dobry. Czemu ich okłamujesz?
Podczas gdy siostry Kincaid się zaśmiały, jakby
powiedział coś zabawnego, Nikki się uśmiechnęła.
 Bo jesteś dobry.
Nim znów zaoponował, Lily wtrąciła:
 Martwiliśmy się, jakie masz zamiary wobec The
Kincaid Group. Dzięki Bogu, już nie musimy się
przejmować.  Pomasowała brzuch, jej obrączka
zabłysła w słońcu. Jack otworzył usta, by raz na za-
wsze wyjaśnić, jak bardzo się mylą, kiedy dodała: 
Stres nie służy dziecku.
Jack zacisnął zęby i lekko zmienił kurs.
 Wciąż istnieje kwestia brakujących dziesięciu
procent. Nic nie zostanie zdecydowane, dopóki się
nie dowiemy, jak zamierza głosować ich właściciel.
Laurel posłała mu krępująco szczery uśmiech.
 To prawda. Oczywiście, jeśli oddasz swoje głosy
na R.J.-a, tamte udziały nie będą się liczyć.
155/200
Jasny szlag. Pięć par kobiecych oczu patrzyło na
Jacka z rozmaitym natężeniem ciepła i sympatii, od
słodkiego spojrzenia Elizabeth przez przyjacielskie
Laurel, zachwycone Kary i Lily do nieskrywanej
ulgi Nikki. Jej oczy wypełniała niepokojąca miesz-
anka miłości i łez, podczas gdy jej wargi drżały
w pełnym nadziei uśmiechu.
Jak ona to, do diabła, robi? Jak udaje jej się tak
aranżować sytuacje, że Kincaidowie wyrażają mu
wdzięczność? Cóż, długo to nie potrwa. Kiedy dow-
iedzą się, że Jack nie ma zamiaru oddawać swoich
czterdziestu pięciu procent R.J.-owi, wszystkie te
piękne uśmiechy zgasną, a ich relacja wróci do
normalności.
 Na nas już pora  oznajmił, biorąc Nikki pod
rękę.
Zanim zdołał uciec, panie Kincaid obdarzyły go
pożegnalnymi uściskami i życzyły mu wszystkiego
najlepszego. Gdy go puściły, był u kresu
wytrzymałości. Bez słowa szybkim krokiem ruszył
przez patio. Nikki musiała biec, by dotrzymać mu
kroku.
 Zwolnij, proszę. Mamy zabrać twoją matkę.
 Nie zwolnię, dopóki nie znajdziemy się poza za-
sięgiem słuchu Kincaidów.  Jack pędził, aż skręcili
za róg. Chwycił ją za rękę.  Ostrzegałem cię,
156/200
żebyś się nie wtrącała. Nie mam ochoty na
rodzinne relacje z Kincaidami. A czy ty mnie
posłuchałaś?
Wyrwała rękę z jego uścisku.
 Ta parada miłości nie ma ze mną nic wspólne-
go. To ty pomyślałeś, że Reginald zostawił list dla [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl