[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 To pokój Amandy  powiedział Frank zatrzymując się przed kolejnymi drzwiami. 
Wyobra\am sobie, co się tam dzieje. Byliśmy tu tylko we trójkę i mieliśmy do pracy
bibliotekę i dowolną ilość pustych pokoi. Przed przyjazdem państwa, poznosiliśmy wszystko
do siebie.  Otworzył drzwi. W pokoju było czysto ale stół i podłoga pod ścianami pokryte
były stosami rękopisów i ksią\ek.
Joe podszedł do okna, uwa\nie przesunął latarką po kratach tak jak robił to we wszystkich
poprzednich pomieszczeniach i zajrzał do uchylonych drzwi łazienki, choć zdą\ył go
uprzedzić jeden z psów.
Wyszli na korytarz. Tyler otworzył następne drzwi. Stół, rulony papieru, blejtram&
 To mój pokój  Frank rozejrzał się. Psy obwąchały papiery, obeszły łó\ko, a kiedy pan
Quarendon z przepraszającym gospodarza uśmiechem uchylił drzwi łazienki, weszły tam i
powróciły zaraz.
Alex sprawdził kraty w oknach i odwrócił się. Parker, który zajrzał pod kapę łó\ka,
wyprostował się i poszedł za jego spojrzeniem.
Nad łó\kiem Franka Tylera wisiała rozpięta wielka, zielona, wyblakła chusta wyszywana
w roślinny wzór srebrzystą, nieco ju\ spękaną nicią. A na chuście, ukośnie, zajmując całą
przekątną wisiał uczepiony do dwu cię\kich haków olbrzymi miecz.
Joe podszedł. Tu\ nad chustą przy drugiej przekątnej dostrzegł pusty hak, z którego zwisał
kawałek mocnego drutu.
Alex odwrócił się.
 Czy był tu drugi podobny miecz, mister Tyler?
 Co?  Frank spojrzał i skinął głową.
 Tak, są dwa, prawie identyczne. Zastaliśmy je tutaj. Ale ten drugi&  zamilkł i
rozszerzonymi przera\eniem oczyma spojrzał na Ałexa  & ten drugi posłu\ył mi do& o
Bo\e Wszechmogący& Czy& czy?
Alex skinął głową nie spuszczając wzroku z miecza.
 Ten miecz miał udawać narzędzie, którym rycerz De Vere zabił niewierną \onę,
prawda? A Grace Mapleton po rozstaniu z nami na dole, prędko wbiegła do swego pokoju,
gdzie czekała druga, przygotowana przez pana suknia i przebrała się w nią& Zdą\yła mi to
powiedzieć, kiedy ją znalazłem. Plamy krwi do złudzenia naśladowały rzeczywistość. Ale
ruszajmy. Je\eli pan pozwoli, przyjdę tu pózniej. Chciałbym wziąć do ręki ten miecz, który
pozostał u pana&
 Czy ona?  zapytał Tyler i umilkł.
 Chodzmy& Parker ruszył ku drzwiom.
Obeszli wszystkie pokoje i stanęli przed drzwiami sali bibliotecznej .
Parker poprosił pana Quarendona i Tylera, aby wraz z psami pozostali na korytarzu. Raz
jeszcze obszukali wszystkie kąty, a Joe wszedł niemal do kominka i zaświecił w górę, pózniej
dokładnie przyjrzał się zbrojom.
 Musimy tam wejść  mruknął Parker.
A pózniej, ostro\nie, przez rozwiniętą chusteczkę zamknął pokój, w którym pozostała
Grace Mapleton, odniósł klucz do swego pokoju, schował go do szuflady i zamknął drzwi na
klucz.
Wrócił do stojących na korytarzu ludzi.  Co teraz?  powiedział.  Ten zamek
naprawdę jest maleńki, chocia\ z dala wydaje się ogromny. Czy to ju\ wszystko?
 Wie\a  powiedział Joe.  Chodzmy.
Weszli ponownie do biblioteki i stanęli przed wąskimi drzwiczkami prowadzącymi na
schody wie\y. Joe otworzył je i znalezli się na biegnących w górę stopniach.
 Tu  Tyler wskazał ścianę i dopiero teraz, po raz pierwszy, Joe dostrzegł drzwi, obok
których przeszedł wczoraj kilka razy nie dostrzegając ich. Były pomalowane na kolor ściany i
zlewały się z nią niemal zupełnie. Nie miały zamka, a tylko opadający w dół \elazny
pierścień, za który Frank pociągnął. Otworzyły się. Za nimi była ciemność. Joe zapalił latarkę
i przekroczył próg.
 Tu były zapewne zapasy \ywności&  powiedział Frank cicho.  Zamek nie miał
lochów. Pewnie woda przesiąkała do nich. Tu mo\na było umieścić wszystko, co było
konieczne do przetrzymania oblę\enia&
Zwiatło latarek ukazało wysoko w górze czarny kolisty strop.
 Oczywiście&  szepnął Alex  to jest właśnie wnętrze wie\y.
Psy wbiegły w półmrok. Pan Quarendon świecił odszukując ich smukłe kształty w ruchu,
to tu, to tam. Powróciły.
 Chodzmy&  Alex ruszył w górę. Kiedy znalezli się pod klapą zamykającą schody,
przystanął i zaświecił sobie pod nogi. Stopnie były absolutnie suche. Przeniósł światło latarki
w górę. Zasuwa była zasunięta. W górze bił nieustanny, donośny werbel deszczu.
 Nikt nie podniósł tej klapy dziś wieczór& Te stopnie nie mogłyby wyschnąć tak
absolutnie. Nie ma na nich śladu wilgoci.
Zawrócił i ruszyli w dół, mijając wejście do biblioteki. Wynurzyli się w sieni. Psy czekały
na dole.
 To ju\ chyba wszystko&  powiedział Parker i spojr\ał na bramę.
 Właśnie  Joe stanął pośrodku sieni przesuwając z wolna promieniem latarki po
potę\nej kracie.
 Powiedzmy, \e ktoś& wiesz kto& miał tu ukrytego wspólnika, a pózniej zbiegł z nim
do tej bramy, razem podnieśli kratę na tyle, \eby móc otworzyć furtę, morderca wyszedł, a ta
osoba, która pozostała, opuściła kratę na miejsce& To nieprawdopodobne, Ben. Ale to, co
nam pozostało, jest jeszcze bardziej nieprawdopodobne.
Zwrócił się do Franka Tylera.
 Czy próbował pan kiedyś podnieść albo opuścić tę kratę bez niczyjej pomocy?
Frank potrząsnął głową.
 To niemo\liwe. Musi ją równocześnie podnosić dwóch ludzi stojąc przy dwóch
kołowrotach. Inaczej nie drgnie. Zresztą, kiedy zamek stoi pusty, mieszka tu zwykle stary
dozorca z \oną. Oboje są z wioski. Ale im wystarcza zasuwa na furcie. Nikt z zewnątrz,
złodziej ani włóczęga, nie mógłby się tu wśliznąć.
 W dół tak\e nie opadnie?
 Nie, nikt sam nie opuści tej kraty, nawet gdyby był Herkulesem. To bardzo przemyślna
konstrukcja.
Joe spojrzał na Parkera. Spojrzenia ich spotkały się. Prawda była prosta: nikt nie mógł
zabić Grace Mapleton.
XXII
 W MOIM AśKU ZPI SZKIELET& 
Doktor Harcroft i Amanda Judd pomogli pani Wardell dojść do pokoju.
W progu Amanda odwróciła się.
 Je\eli nie ma pan nic przeciwko temu, panie doktorze, posiedzę u niej, póki nie
zaśnie&
 Oczywiście  Harcroft skinął głową.  Gdyby dostrzegła pani jakieś niepokojące
oznaki, proszę zapukać do mnie. Na pewno nie usnę dzisiaj łatwo.
 Ani ja&  Amanda uśmiechnęła się blado i weszła cicho do pokoju pani Wardell,
zamykając za sobą drzwi.
W tej samej chwili doktor Harcroft dostrzegł Dorothy Ormsby i Alexa, wynurzających się
z wylotu schodów.
 Jak się czuje pani Wardell?  zapytał Joe półgłosem.
 Lepiej, jak sądzę  lekarz skinął głową  ale prze\yła cię\ki wstrząs. Sądząc z tego,
co widziałem, nie chciałbym, \eby&  zamilkł widząc, \e Dorothy pozostała przed
drzwiami swego pokoju.
 Pan Parker telefonuje teraz, ale zaraz skończy i będziemy obaj czuwali, a\ do przyjazdu
policji&  Alex spojrzał na zegarek.
 Za trzy godziny zacznie świtać i chyba będą mogli się przedostać do zamku. Burza i
przypływ nie mogą trwać wiecznie. Zresztą, będziemy jeszcze przed ich przyjazdem chcieli
zamienić z wszystkimi tutaj po kilka słów. Prosta formalność, ale oszczędzi to obecnym
konieczności zrywania się, kiedy przyjedzie policja. Będziemy mogli przesunąć te formalne
sprawy na pózniej.
 Oczywiście, rozumiem  Harcroft skinął głową.
 Wątpię, czy ktokolwiek z nas uśnie prędko. Pani Judd chce posiedzieć przy pani
Wardell, więc spóbuję teraz zdrzemnąć się trochę, je\eli mi się uda&
Skłonił się lekko Dorothy i kiwnął przyjaznie głową Alexowi, a pózniej ruszył bezgłośnie
po grubym chodniku i zniknął za zakrętem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl