[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprzysiężeniu dwudziestu sześciu przedstawicieli największych rodów litewskich,
którzy dali sobie słowo stać przy Erneście i nie pozwolić na narzucenie władcy
przez Koronę. I o tym, że Konstanty Ostrogski samodzielnie pertraktuje z
cesarzem, prosi go o wskazówki postępowania. Wybór "Piasta" mógłby wbić klin
między Polskę i Litwę, podważyć unię. Nie darmo ostrzegał przed nim właśnie
Piotr Myszkowski, który w służbie państwowej wiek życia strawił. Wśród średniej
i drobnej szlachty, z której przede wszystkim składał się obóz "piastowski",
najwięcej było przywiązania do Jagierllonów. Infantce nie mogło to być tajne.
Oględność wobec ponęt habsburskich była więc tym bardziej wskazana, że nie
należało sobie zrażać własnych sympatyków. Wkrótce miał być wzniesiony pod
Stężycą okrzyk: "Aż do gardł naszych nie chcemy Niemca!". Stał się on bojowym i
naprawdę szczerze wyznawanym hasłem "piastowców". Przez długie dziesięciolecia
biernie asystowała Anna działaniom ojca, matki i brata. Musiała dobrze znać
najmądrzejszą z wytycznych jagiellońskiej polityki zagranicznej. Polegała ona na
strzeżeniu pokoju od strony Turcji. Wezyr Sokołuł, jeszcze za życia Zygmunta
Augusta zamyślający o Francuzie na Wawelu, nazywał Polskę pierwszym z państw
chrześcijańskich, które zawarło przyjazń z padyszachem. Niechęć do wojny z
sułtanem, lęk nawet przed nią zaliczały się do kanonów myślenia zwolenników
"Piasta". Popieranie Habsburgów równało się w oczach szlachty prowokowaniu
Turcji. O tym Infantka musiała jak najdokładniej wiedzieć. Jeśli się nie kwapiła
z udzieleniem dudyczowi wiążącej odpowiedzi, to z przyczyn głęboko
przemyślanych. Dążąc do osobistego wyniesienia, nie mogła ślepo lecieć na
ściany. Owszem, brała Anna pod uwagę Ernesta, Ferdynanda, Alfonsa, lecz na tym
nie poprzestawała. Rachowała się również z grą sił w kraju, który - jak świadczą
fakty - znała i pojmowała dobrze. Dokonała nie lada sztuki pływania na wielu
prądach. Pilnie zważała, by przedwcześnie nie powierzyć swych losów jednemu z
nich i znowu nie osiąść na mieliznie. Przecież we wszystkich bez wyjątku
partiach znajdowali się jej stronnicy. W maju, podczas zjazdu w Stężycy, zaraz
po posłach cudzoziemskich stanął przed zebranymi Jan Koniecki oficjalny
wysłannik Anny, ochmistrz jej dworu. Królewna występowała jako samodzielny
czynnik polityczny, aczkolwiek żadne prawo nie nadawało jej tej rangi.
Wysłuchano ochmistrza, który sławił zasługę ukończenia mostu warszawskiego,
żalił się na zaniedbanie, w jakie popadła Kaplica Zygmuntowska, kryjąca prochy
dwóch ostatnich Jagiellonów. Urzędnicy krakowscy sami nie dbając o zabytek
przeszkadzali pono Annie w uświetnieniu go. Przedłożył również Koniecki
tradycyjne już skargi swej mocodawczyni na ubóstwo i zbyt szczupłe dochody. Nie
całkiem legalna uchwała nadała wkrótce Annie prawo do wpływów podatkowych z
Podlasia, jak długie i szerokie. Poprzedniej jesieni przyznano jej trzy
starostwa - warszawskie, łomżyńskie i wiskie. Rzeczpospolita niezle jednak dbała
o ostatnią latorośl swej dynastii. Zjazd stężycki uznał prawo Henryka do korony
polskiej za wygasłe, ale nowego króla nie obrał. Poseł francuski pisał wtedy do
Paryża: "Dnie były bardzo niebezpieczne, tak dalece, że widocznym cudem Boga nie
uczyniono wyboru w osobie cesarza, mającego za sobą silne stronnictwo". To
stronnictwo nazbyt już bezceremonialnie zademonstrowało siłę i właśnie dlatego
zmarnowało sposobność. Magnaci ściągnęli pod Stężycę na czele uzbrojonych po
zęby oddziałów najemnego żołnierstwa. Szlachta stawiła się niezbyt licznie, ale
rzecz działa się wszak w Polsce (w województwie lubelskim, niedaleko od ujścia
Wieprza do Wisły). Grozba przemocy osiągnęła skutek wręcz przeciwny
zamierzonemu. Słabsi wzięli na kieł. Senatorowie rozmyślnie trwonili czas,
czekając, aż uboższa brać zje przywiezione zapasy, opróżni kieski i będzie
zmuszona rozjechać się. Wobec czego cała szlachta dokonała secesji, zatoczyła na
ustroniu osobny obóz, w końcu postanowiła przerwać obrady i powrócić do domów.
Zanim do tego doszło, debaty i spory trwały przez kilka tygodni i trzeba
przypomnieć parę fragmentów. Zjawił się w Stężycy poseł moskiewski. Poprzednio
zaniepokojeni juego podróżą magnaci litewscy zamyślali o radykalnym sposobie
zapobieżenia znoszeniu się Kremla z koroniarzami. Marszałek Wielkiego Księstwa
doradzał wojewodzie wileńskiemu struć posła po cichu i rozgłosić, że zapił się
na śmierć. Nie doszło do tego i bojarzyn cały i zdrów, w otodcdzeniu licznego
pocztu wkroczył do "szopy" senatu. Okazało się, że był właściwie gońcem
dyplomatycznym i nie przywiózł żadnych konkretnych propozycji Groznego. Ale
posłuchajmy, co naoczny świadek prawi o tym przesłuchaniu: "W czasie poselstwa
tego, to można było uważać, iż takie panowało milczenie jak nigdy jeszcze, lub
ścisk tak był wielki, iż skupione mnóstwo bardziej do muru niż do tłumu żyjących
podobne było". Pewnej nocy ręce szlacheckie wkopały przed gmachem obrad senatu
wysoki krzyż, dzwigający dwa napisy. Pierwszy z nich głosił: "Kto cesarza
mianuje, ten śmierć sobie gotuje". Drugi brzmiał: "By był Fiodor Jak Jagiełło,
dobrze by nam z nim było". Z łatwo zrozumiałych względów, lecz całkiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl