[ Pobierz całość w formacie PDF ]

twarze pod nieobecność wojowników napadły na naszą wieś strasząc niewiasty i dzieci.
Napastnicy byli ubrani jak armia, czyli jak wy.
Wystąpiłem przed grupę.
- Dusza Sokoła wie, że choć nasze dusze nie są wolne od grzechów, to jednak nie
bylibyśmy zdolni do takich rzeczy - odezwałem się. - Chciałbym też porozmawiać na inny
temat...
Dusza Sokoła zainteresował się moim ostatnim zdaniem. Odwrócił się do swoich
Indian i o czymś z nimi szeptał.
- Dobrze - zgodził się. - Możecie zejść do doliny, ale nie zbliżajcie się do naszego
obozu.
- Fajnie tak zostać Indianinem - przemówiła nieco rozmarzona Czarna. - Zrzucić te
wojskowe łachy i pochodzić w sukience, spać w ciepłym posłaniu...
- Na to fajne życie trzeba niekiedy zarabiać cały rok - stwierdził Leśnik - o ile ktoś nas
nie okradnie, nie pobije lub dla zabawy nie napadnie. Wtedy to wszystko traci sens.
Zeszliśmy nad kamienisty brzeg Sanu. Obozowisko Indian było sto metrów od nas;
Indianie wystawili dwóch wartowników, którzy cały czas nas obserwowali. Zostawiłem
plecak i ruszyłem do namiotu Duszy Sokoła, który stał w środku wioski liczącej kilkanaście
szałasów.
- Siadaj, bracie - Dusza Sokoła wskazał mi miejsce. - Mów, co cię do mnie sprowadza.
- Powiedziałeś Maćkowi, że dolina Solinki doprowadzi nas do rozwiązania zagadki.
Co miałeś na myśli?
- Jesteś na tej drodze i to najważniejsze.
Dusza Sokoła sięgnął po fajkę i kapciuch z tytoniem.
- Chodz, przejdziemy się - zaprosił mnie.
Wyszliśmy z obozowiska nad San. Szliśmy wzdłuż brzegu. Dusza Sokoła milczał,
więc ja nie przerywałem ciszy. San raz szemrał jak maleńki strumyk, w innym miejscu huczał
jak rozbrykana orkiestra. Po kilkuset metrach Dusza Sokoła wskazał mi duży nagrzany
kamień w zaroślach. Usiadł na nim wskazując mi miejsce obok siebie.
- W czym ci mogę pomóc? - zapytał zapalając fajkę. Jej dym miał jakiś dziwny
zapach, więc na wszelki wypadek odwróciłem głowę, żeby go nie wdychać.
- Czy Caryńskie to dolina koło wsi Nasiczne?
- Pewnie, że tak. Pytasz mnie o prozaiczne sprawy.
- Nie ma innego miejsca o takiej nazwie?
- Nie. Tam zmierzamy, jutro chcemy tam rozbić obóz na dłużej.
- Lepiej wstrzymajcie się, przynajmniej na dwa dni.
Dusza Sokoła spojrzał na mnie uważnie.
- Rada plemienia podejmie decyzję - rzekł po chwili.
- Nie powinno tam być ludu tak miłującego pokój jak wy. Powiedz mi, Duszo Sokoła,
czy słyszałeś o czymś, co nazywa się  koroną carycy ?
- Nie, ale może chodzi o Carynę, raczej połoninę Caryńską, która ma cztery
wierzchołki układające się w kształt korony...
- A ruski lgnąc?
- Chodzi ci po prostu o Hnata, to ruskie tłumaczenie imienia Ignacy. W masywie
połoniny Wetlińskiej jest Hnatowe Berdo. Podobno tam ukrył swoje skarby Dobosz, znany
miejscowy rozbójnik.
Te tłumaczenia wydawały mi się zbyt ogólne i mętne. Postanowiłem uderzyć prosto z
mostu.
- Czy słyszałeś o czymś w rodzaju skarbca UPA?
- UPA miała kilka skarbców, ale większość opróżniła przed 1947 rokiem. Kiedyś
pewien stary pasterz opowiadał mi o  krwawej skrzyni . Podobno było to w czasach, gdy
wybuchła druga wojna światowa i miała tu wkroczyć Armia Czerwona, sprzymierzona w
dziele rozbioru Polski z nazistami. Lokaj jakiegoś księcia czy hrabiego wywiózł na wozie
dwie skrzynie. Kilku opryszków widząc to postanowiło zaczaić się na niego, jak będzie
wracał i wyciągnąć z niego informację o miejscu ukrycia tego niby wielkiego skarbu. Jak
uradzili, tak zrobili. Złapali tego człowieka po dwóch dniach na drodze na północ od Ustrzyk
Górnych. Wzięli go na spytki, ale on nic im nie wygadał, więc go ze złości zatłukli, a potem
powiesili.
- Skąd nazwa  krwawe skrzynie ?
- Cierpliwości, młody człowieku. Traf chciał, że o tej historii usłyszał oficer SS, który
sprzedawał upowcom broń. Niemiec podobno zbierał dzieła sztuki i twierdził, że chodzi tu o
zbiór zabytków jakiegoś hrabiego. SS-man miał dostać mapę z zaznaczoną skrytką w zamian
za broń. Upowcy szukali człowieka, który podobno znał miejsce ukrycia skarbu. Ludzie
mówili, że nawet dlatego napadali na zamek w Krasiczynie.
Serce mi żywiej zabiło.
Wybiegłem od ratowników pospiesznie się z nimi żegnając, na parkingu zdążyłem
wsiąść do Rosynanta, gdy na drodze mignął furgon naszego ministerstwa. Natychmiast
przyspieszyłem. Dogoniłem złodzieja tuż za mostem na Wołosatce. Kierowca furgonu
zauważył, że jadę za nim, więc dodał gazu. Na prostych odcinkach drogi on przyspieszał,
usiłując jednocześnie zagrodzić mi drogę. Przed zakrętami zwalniał, zmuszając mnie do
gwałtownego hamowania. Silnik Rosynanta nie był tak wspaniały jak mojego starego
wehikułu, ale i tak doskonale dawał sobie radę.
Pędem minęliśmy przełęcz w Berehach Górnych i zaczęliśmy wspinać się
serpentynami. Przejechaliśmy przez Wetlinę i Kalnicę. Na skrzyżowaniu w Cisnej złodziej
zahamował i zakręcił w prawo. Na drodze od strony Komańczy stała już blokada Straży
Granicznej. Teraz pogranicznicy ruszyli za nami. Musiałem ich przepuścić i odtąd mogłem
być jedynie niemym świadkiem pogoni.
Bardzo szybko dojechaliśmy do Jabłonki, miejsca, gdzie zginął generał Karol
Zwierczewski. Już z daleka widziałem radiowozy ustawione w poprzek drogi, czyli kolejną
blokadę. Furgonetka zwolniła, jej kierowca na hamulcu ręcznym zrobił zwrot o sto
osiemdziesiąt stopni i minął pojazd pograniczników. Również zawróciłem, a Rosynant
świetnie dał sobie radę forsując wysokie pobocze.
Pędziliśmy w stronę Cisnej. Na jednaj z serpentyn nagle zza zakrętu wyłoniła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl