[ Pobierz całość w formacie PDF ]

symulacji. Postanowiła wreszcie, że dla odmiany zajmie się czymś prostszym.
Dlatego właśnie robiła porządki, wyrzucała niepotrzebne rzeczy i, ogólnie
rzecz biorąc, na nowo organizowała swoją przestrzeń. Otwarte na oścież
rozsuwane drzwi pozwalały podziwiać widok z urwiska, na którym zbudowano
willę, aż po zachodni horyzont. Woda w trzech odcieniach błękitu, skąpana w
promieniach zachodzącego słońca, szare klify, a po drugiej stronie portu, tonące
w półmroku, sześcienne bryły domów z białego kamienia  miejscowa wioska
rybacka. To był cały widok.
Nisko na niebie wisiał cieniutki Księżyc, a nad nim Wenus: księżycowy
uśmiech i niebiańskie mrugnięcie okiem.
Maja zajmowała się właśnie czwartą z kolei szafką przy zachodniej ścianie.
Wyrzucała z niej ikony do kosza za plecami.
Niewiarygodne, że trzymałam je tu tyle czasu, pomyślała, natrafiając podczas
tych porządków na wszelkiego rodzaju przedawnione kupony mailowe, tak stare,
że nawet jej matka nic by z nimi nie potrafiła zrobić. Były tu też niezliczone
numery elektronicznych  czasopism , z których zapewne zamierzała coś
 wyciąć  chociaż, rzecz jasna, nie pamiętała już co. Wyrzucała je za plecy 
ikony w locie stawały w ogniu i spalały się.
Rozległo się pukanie do drzwi. Maja odwróciła się z rękami pełnymi ikon o
różnym kształcie i wielkości.  Proszę.
Do środka wszedł Mark Gridley, rozglądając się dokoła z zainteresowaniem.
Ostatnio spędzili ze sobą sporo czasu, pracując nad zadaniem, które zlecił im
James Winters, choć bez widocznych rezultatów. Maję zawsze dziwiło, że jest
taki mały, chociaż miał przecież przezwisko  Mały . Był to szczupły, niewysoki,
wysportowany trzynastolatek. Tajlandzkie korzenie jego ojca uwidaczniały się u
niego w postaci ciemnych włosów i przepastnych, brązowych oczu.
 Cześć  przywitał się i przeszedł obok Mai, w kierunku rozsuwanych drzwi.
 Gdzie to jest?
 Cyklady  powiedziała.  Zachodnia część archipelagu.
 Domowe porządki? Dla mnie? Nie trzeba było.
Maja uśmiechnęła się szeroko.  Zaczynało brakować mi już miejsca na
ikony.
 Znam ten ból  powiedział i podszedł, żeby zajrzeć Mai przez ramię.
Obecnie zawartość szuflady zmniejszyła się w znacznym stopniu.  Hej, masz tu
niebiański porządek w porównaniu z moją przestrzenią.
To ją akurat zastanowiło.  Cóż, i tak mam dość na dzisiaj  postanowiła
Maja i biodrem zamknęła szufladę, wrzucając kilka ostatnich ikonek do kosza.
 To dobrze  powiedział Mark.  A propos, mój tato kazał pozdrowić twojego.
Maja zamrugała.  Znają się? Nie wiedziałam.
Rzeczywiście to było coś nowego i nieco zaskakującego. Zazwyczaj jej tato
odżegnywał się od znajomości z jakimikolwiek organizacjami poza
uniwersytetem, a federalne agencje wywoływały u niego reakcje alergiczne.
Mark wzruszył ramionami.  Pewnie się poznali na jakimś koktajlu 
powiedział.  Nie mój problem. A skoro już mowa o problemach  powiedział i
sięgnął do kieszeni, z której wyjął niebieską, szklaną  mapę z Domu Gier. 
Możemy tam wejść w każdej chwili.
 Zwietnie  powiedziała Maja.  Anonimowo?
Mark zastanawiał się przez chwilę, a potem pokręcił głową.  To raczej nie
ma sensu  powiedział.  Jeśli twój koleś do tej pory nie zorientował się, że ktoś
szwenda się po jego laboratorium z zamiarem rozpracowania jego działania, to
ma mózg wielkości orzeszka. Teraz ma na karku połowę światowych firm,
zajmujących się własnym oprogramowaniem, a wszyscy są na pewno
anonimowi. Założę się, że traci mnóstwo cennego czasu przetwarzania na
śledzenie ich. Możliwe, że nam się powiedzie. Mam coś, czego oni nie mają.
 Tak?  powiedziała Maja, idąca w stronę drzwi prowadzących do głównego
wejścia do sali Domu Gier.  Co takiego?
 Hasła jego dostawcy usług, umożliwiające mi dostęp do jego obszaru
kodowego  powiedział Mark.  Na mocy swojego kontraktu nie może zabronić
wyznaczonym przedstawicielom agend federalnych odwiedzania
administrowanej przestrzeni.  Jego uśmieszek skojarzył się Mai z uśmiechem
Pączka, rozkoszującego się wizją włochatych potworów z lodówki, czających się
na nią pod łóżkiem.  I nimi właśnie dziś jesteśmy. Władza ma swoje dobre
strony&
Maja otworzyła drzwi. Zajrzeli do  obszaru wejściowego Domu Gier, tego
samego, który Siódemka odwiedziła w wieczór otwarcia. Maja zawahała się.  A
jeśli tam jest?  powiedziała cicho.
 Nie ma go  uspokoił ją Mark. Jeszcze raz spojrzał na  mapkę . 
Dostawca wbudował mi tu funkcję, która ostrzeże nas, jeśli Roddy się pojawi. Ale
według moich zródeł, dziś rano ma spotkanie w interesach.
 yródła  powiedziała Maja, przechodząc przez drzwi i zamykając je za
sobą.  To musi być miłe, dysponować siecią ludzi z agencji.
Szli przez chwilę, kiwając na powitanie różnym kosmicznym postaciom,
mijanym po drodze.  Fakt, czasem bywa to przyjemne  powiedział Mark i
uśmiechnął się od ucha do ucha.  Nie mogę się już doczekać, aż dorosnę i
będę jednym z nich.
Maja spojrzała na niego i pokiwała głową. W tej kwestii całkowicie się z nim
zgadzała. Miała jedynie nadzieję, że jej szansę  na bycie jednym z nich , czyli
agentem Net Force, są takie same jak Marka.
Przeszli jakieś dwa kilometry, aż dotarli do galerii, gdzie nie było ani
 kosmitów , ani ludzi w wirtualnych przebraniach.  Tu może być  powiedział
Mark, podchodząc do jednej ze ścian z błyszczącego kamienia i przykładając do
niej dłoń z błękitną, szklaną  mapką .
Jego ręka przeszła na wylot. Mark zanurzył się w niej i zniknął. Maja
wstrzymała oddech i zrobiła to samo.
Przez chwilę panowały całkowite ciemności, a potem wolno zaczęło się
rozjaśniać.
 O matko  jęknęła Maja, kiedy pojawił się przed nią widok. Zabrakło jej słów.
Kiedy była mała, ojciec przyniósł jej zabawkę, którą jak powiedział, sam się
bawił, kiedy był bardzo mały. Było to pudełko bierek, cieniutkich,
różnokolorowych patyczków. Potrząsało się pudełkiem i wyrzucało te patyczki na
stół, a następnie wyjmowało się po jednym ze stosiku, tak by nie poruszyć
pozostałych. Teraz właśnie patrzyła na ogromny sześcienny kształt, o prawie
kilometrowej podstawie, zbudowany z  bierek o setkach kolorów i tysiącach
długości, poprzeplatanych ze sobą z wielką starannością. Była to graficzna
reprezentacja podstawowej struktury programu Roddy'ego dla Domu Gier&
tylko że dla Mai zupełnie nie miała ona sensu. A nawet gorzej, bo wydawało się,
że przy najmniejszym dotknięciu całość runie prosto na nich& i ulegnie
zniszczeniu to, po co tu przyszli, czyli program odpowiedzialny za zapalenie opon
mózgowych Alaina Thurstona.
 Mam nadzieję, że tobie coś to mówi  powiedziała.  Bo dla mnie to czysta
greka.
 Nie znasz greckiego?  spytał Mark, wolno podchodząc do najbliższej
ściany wielkiej struktury.  A ta wyspa i tak dalej?
Maja smutno pokręciła głową.  Wystarczy wiedzieć, jak spytać, gdzie jest
ubikacja i czy są dziś rekiny. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl