[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jej  I jej wyglądowi  całej uwagi, Desdernona nie zdradzi mu najciekawszej
części całej historii: że złodziej zbiegł, kiedy odprowadzano go do aresztu.
 Nie mogę powiedzieć, żeby mnie to zdziwiło. Maurice jest...  Uniósł wzrok i
słowa, które miały z nich paść, zamarły mu na ustach. Zmierzył ją od stóp do
głów.  Wychodzisz gdzieś?
 Zgadłeś.  Okręciła się, strosząc falbanki i koronki, jak egzotyczny ptak
stroszy piórka.  Blake zabiera mnie na koncert, a potem na obiad.
Harry ostrożnie odłożył pomarańczę na podłogę obok krzesła i wstał. Umył głowę.
Wilgotne włosy połyskiwały w promieniach przedwieczor nego słońca. Podszedł
bliżej z miłym wyrazem twarzy. Zadnego podziwu. Zwykłe przyjacielskie
zainteresowanie. A niech go!
 Rozumiem  powiedział.  Dla uczczenia twoich urodzin, prawda?
Z tak bliskiej odległości czuła ostry wawrzynowy zapach jego mydła.
 Lord Rayenscrofl jest bardzo miły.
 Wielkie mi poświęcenie spędzić wieczór z piękną kobietą  zauważył delikatnie.
Uśmiechnęła się szeroko, słysząc, jak się z nią przekomarza. A więc spodobał mu
się jej strój.
 To robota Magi.
 Co?  spytał.
 Suknia. Jeśli mam być szczera, przerobiła moją starą sukienkę. Czyż nie jest
śliczna?  Obróciła się w koło.
 Przewspaniała.  Nie podszedł ani o krok bliżej, ale na dzwięk tego jednego
słowa poczuła się, jakby ją objął. Serce zabiło jej szybciej, rozchyliła usta.
Pochylił się niżej. a potem cofnął głowę i odchrząknął.
 Cóż  mruknął, ani na chwilę nie odrywając wzroku od jej twarzy.
 Równie dobrze mogę ci dać swój prezent teraz.
 Prezent?
 Prezent urodzinowy.  Przeszedł przez pokój i wziął ze stolika paczuszkę
owiniętą w zwykły, szary papier i przewiązaną sznurkiem. Podał ją Desdemonie
dziwnie skrępowany.  Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Pospiesznie odpakowała. Ujrzała lusterko, które  jeśli miała choć blade pojęcie
o zabytkach, a nauki jej dziadka nie poszły na marne  liczyło sobie trzy
tysiące lat. Było kwadratowe, z zaokrąglonymi rogami, wysadzane malutkimi,
kolorowymi kamykami. Powierzchnia, chociaż chropawa i nierówna, błyszczała,
Strona 83
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Brockway Connie - Miłośc w Cieniu Piramid
dopiero co natarta oliwą.
Kiedyś w tym lusterku przeglądała się jakaś kobieta, egipska dama. Może był to
dar od małżonka lub kochanka...
Zachwycona, Desdemona spojrzała na połyskujące zwierciadło. Jej odbicie było
niewyrazne.
 Widzisz coś?  spytał Harry.
 Niezupełnie.  Uniosła wzrok i uśmiechnęła się.  Harry, ono jest prześliczne.
 Chodz  powiedział.  Musisz się przejrzeć.  Położył dłonie na jej ramionach.
Ciepłe i silne. Odwrócił ją tak, żeby światło słoneczne padło n powierzchnię
lusterka. Z głębi wypolerowanego metalu wyłoniło się odbicie Dizzy, jakby za
sprawą jakiegoś tajemniczego zaklęcia. Za plecami czuła ciepło bijące od
Harry ego, jego jedyny w swoim rodzaju zapach.
Odruchowo odchyliła się do tyłu i oparła o szeroki tors. Ta spontaniczna reakcja
zaniepokoiła ją. Desdemona zmieszała się i spuściła głowę, udąjąc, że uważniej
przygląda się zwierciadłu. Obróciłaje w rękach. Z tyłu widniał motyw lotosu.
Malutkie nacięcia miedzy stylizowanymi kwiatami pokrywały nieskazitelną poza tym
powierzchnię.
Dizzy zmrużyła oczy, nachyliła lusterko tak, by padło na nie światło słoneczne.
Tak, nie myliła się. Drobne nacięcia nie były wcale rysami, tylko znakami pisma
hieratycznego, uproszczonymi hieroglifami. Przysunęła lustro bliżej, próbując
odczytać słowa.
Kwiaty które skłaniacie kielichy...
Moje serce się skłania ku tobie,
Wszystkim Iwoim pragnieniom ulegam,
Kiedy w twłch objęciach spoczywam...
Był to wiersz miłosny; Zarumieniła się. Ich spojrzenia się spotkały. Na twarzy
Harry ego dostrzegła ironiczny uśmiech.
 Har...  W porę się powstrzymała, by nie zrobić z siebie idiotki. Znów
pochyliła głowę. Mikróskopijne nacięcia rysowały się tak niewyraznie, że
umknęłyby mniej uważnemu obserwatorowi. Było to zwyczajne lusterko.  Dziękuję.
 Zobaczyłem je w zeszłym roku na bazarze w Luksorze i od razu pomyślałem o
tobie. Jak tylkoje ujrzałem, wiedziałem, że musi należeć do ciebie. Myślałem...
 Urwał i lekko potrząsnął głową,jakby odpędzając jakąś myśl.  Nie ma za co.
Poczuła jego dłonie na ramionach, na karku. Delikatnym ruchem Harry zmusił ją do
pochylenia głowy.
 Wysunęły ci się włosy  szepnął jej prosto do ucha.  Pozwól.
Nie dopuścił, by się sprzeciwiła, zresztą wcale nie chciała. Leciutko przesuwał
palcami po jej szyi, zgarniając niesforne kosmyki. Z własnej woli pochyliła
niżej głowę, rozkoszując się jego dotykiem. Z grubego węzła, upiętego przez
Magi, Harry wyciągnął szylkretową szpilkę i na policzek opadło złociste pasmo
włosów. Sięgnął po nie, muskając przy tym dekolt Dizzy, aż wstrzymała oddech.
Ale było to tylko przypadkowe muśnięcie; zaraz cofnął smukłe palce.
 Gotowe.  Miał taki głos, jakby też nie mógł złapać tchu.
 Dziękuję.
Odsunął się. Gdy zabrakło jego ciepłej bliskości, poczuła na skórze chłodne
powietrze. Aż się wzdrygnęła. Przesunęła dłońmi po gołych ramionach.
 Więc idziesz na obiad z moim dostojnym kuzynem  odezwał się Harry dziwnie
nieswoim głosem.
 Tak. Już powinien tu być, ale przeszkodziła mu jakaś wiadomość z domu. Mam
nadzieję, że nie stało się nic złego.
Harry uśmiechnął się krzywo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl