[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Przecież jeszcze nie wyjeżdżam - rzekł, gładząc jej pierś.
- Wiem - powtórzyła, szukając ustami jego warg. Niczego jej nie obiecał, ale to, co
powiedziała, dało mu wiele do myślenia.
ROZDZIAA SIDMY
Rafe'a obudziło stukanie do drzwi. Przewrócił się na bok i zauważył, że Mandy już
odrzuciła kołdrę i wyskoczyła z łóżka, mamrocząc coś pod nosem.
- Kto to? - zapytał.
- Chyba Tom - mruknęła.
- Mam nadzieję, że teraz mu nie otworzysz! - zawołał za nią. Mandy była zupełnie
naga, podobnie jak on. Usłyszał trzaśniecie drzwi szafy w jej sypialni i uśmiechnął się do
siebie. Przynajmniej poszła po szlafrok.
Ziewnął, zastanawiając się, która może być godzina. Słońce chyba niedawno wzeszło.
Poprzedniego wieczoru zdjął zegarek, idąc do łazienki, a potem zapomniał go włożyć.
Postanowił wziąć szybki prysznic i porozmawiać z Tomem o wyjezdzie na lądowisko.
Zamierzał pozostać tam przez jakieś dwa albo trzy dni. Po ostatniej nocy uznał, że najlepiej
będzie przez jakiś czas trzymać się z dala od Mandy. Wiedział jednak, że to będzie dla niego
bardzo trudne. Po tym, co się zdarzyło, stracił wiarę w siłę swojej woli.
Mandy związała pasek od szlafroka i wyjrzała przez szybę w kuchennych drzwiach.
Za progiem stał Tom.
- Dzień dobry. Wejdz - poprosiła, wpuszczając go do środka. Podeszła do ekspresu i
nastawiła kawę.
- Martwiłem się o ciebie, Mandy - powiedział Tom.  Nie wzięłaś Rangera do domu.
Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem go rano na werandzie.
Mandy nie odwróciła się.
- Chyba powinnam ci była o tym wspomnieć. Uznałam, że lepiej będzie pilnował
domu, jeśli zostanie na zewnątrz. Ja czuję się tu bezpiecznie z Rafe'em.
- Ach - mruknął Tom. Mandy odwróciła siei zauważyła, że zarządca stoi pośrodku
kuchni i przygląda się jej uważnie.
- Usiądz, Tom, i napij się kawy. Tom poruszył się niechętnie.
- Przepraszam, że cię obudziłem - rzekł po chwili.
- Nic nie szkodzi. I tak już pora była wstawać - odrzekła Mandy uprzejmie. Postawiła
na stole trzy kubki i dodała: - Nalej sobie. Ja zaraz wrócę.
Na korytarzu usłyszała szum wody dochodzący z łazienki Dana. Weszła do drugiej
łazienki i szybko wzięła prysznic, a potem pomknęła do swojej sypialni, by się ubrać. Gdy
wróciła do kuchni, Tom i Rafe siedzieli przy stole nad kubkami z parującą kawą. Rafe
opowiadał Tomowi o swoim zamiarze wyprawy na lądowisko. Na jej widok przerwał i
powiedział z uśmiechem:
- Dzień dobry, Mandy. Mam nadzieję, że dobrze spałaś.
- Zwietnie - mruknęła, nie patrząc na niego. Nalała sobie kawy i usiadła obok nich
przy stole. Tom spojrzał na nią, a potem na Rafe'a. Mandy miała wrażenie, że zarządca
zauważył, iż spędzili tę noc razem. Właściwie nie miała nic do ukrycia ale to nie była sprawa
Toma.
- Co spodziewasz się znalezć? - zapytał Parker po chwili ciszy.
Mandy oczekiwała krótkiej, ciętej riposty, Rafe jednak przez dłuższą chwilę
zastanawiał się nad odpowiedzią, a gdy się odezwał, jego głos brzmiał bardzo poważnie.
- Sam nie wiem. Trzeba uważnie przyjrzeć się tej okolicy.
Tam właśnie zniknął Dan. Tonący brzytwy się chwyta, ale w tej chwili nie mam
lepszego punktu zaczepienia. Wczoraj rozmawiałem z jego wspólnikiem. - Wypił łyk kawy i
zapytał; - Znasz tego człowieka?
- Spotkaliśmy się raz. - Zarządca wzruszył ramionami. - To wszystko. On nie pojawia
się tu zbyt często.
- Ten mężczyzna zupełnie nie martwi się nieobecnością Dana. Wydaje mi się to
dziwne i trochę podejrzane.
- Ja odniosłem takie samo wrażenie. Czekałem kilka dni, ale gdy Dan nie przysyłał
żadnej wiadomości, skontaktowałem się z Mandy. Prawdę mówiąc, nie ufam temu
wspólnikowi.
- Ja też nie - uśmiechnął się Rafe. - Wreszcie w czymś się zgadzamy.
Tom zerknął na Mandy, a potem odwrócił wzrok.
- Mam wrażenie, że zgodzilibyśmy się również w innych sprawach.
Mandy podniosła się od stołu.
- Jadłeś już śniadanie, Tom?
- Tak, kilka godzin temu - odparł.
Mandy poczuła, że się rumieni, ale nic nie mogła na to poradzić. Bez słowa zajęła się
przygotowaniem bekonu, jajek i grzanek.
- Ilu ludzi pracuje na ranczu na stałe? - zapytał Rafe.
- Trzech oprócz mnie.
- Jak dobrze ich znasz? Sprawdzałeś referencje czy coś w tym rodzaju?
Tom poskrobał się za uchem.
- Wszyscy są miejscowi, jeśli o to ci chodzi. Znam ich od dzieciństwa.
- Jesteś z tych stron?
- Aha. Wychowałem się w Dripping Springs. Tam chodzi - tem do szkoły.
- Dan i ja chodziliśmy do szkoły w Wimberley. Czy poznałeś go dlatego, że
mieszkałeś w pobliżu rancza?
- Nie. Dowiedziałem się po prostu, że poszukuje zarządcy. Wychowałem się na ranczu
na zachód stąd. Moja rodzina sprzedała je, gdy byłem w wojsku! Ponieważ lubię zajmować
się gospodarstwem i nienawidzę życia w mieście, podjąłem się tej pracy.
- Może któryś z twoich pracowników ma jakieś poważne problemy - narkotyki,
nałogowy hazard, trudny rozwód - coś, co sprawiłoby, że potrzebne by mu były dodatkowe
pieniądze?
- O niczym takim nie wiem. A dlaczego pytasz?
Rafe przesunął ręką po włosach.
- Sam nie wiem. Ale wydaje mi się, że gdyby ktoś z mieszkańców rancza opracował
jakiś system kontaktowy, to miejsce łatwo byłoby wykorzystać do przemytu czegoś z kraju
lub do kraju.
Tom wyprostował się.
- Czy właśnie coś takiego podejrzewasz?
- To tylko teoria, którą muszę sprawdzić. Możliwe, że tamtej nocy Dan usłyszał
samolot i postanowił zobaczyć, co to takiego. Może dowiedział się czegoś, czego nie
powinien był wiedzieć, i dlatego uprowadzono go jako niewygodnego świadka.
- Jeśli ktoś chciał go uciszyć, to mógł go po prostu zabić.
- Ale tego nie zrobił. I myślę, że to ważne. Ten ktoś nie chciał, żeby na terenie rancza
prowadzono dochodzenie.
- Kto lub co może się za tym kryć? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl