[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy to jest ta wyspa? - spytałem kładąc kartkę na kontuarze i pokazując palcem
pierwsze lepsze miejsce na planie.
Pani Pilarczykowa bezradnie rozłożyła swoje krótkie rączki.
- A bo ja się znam na takich rzeczach? Nic nie wiem, o niczym nie wiem. Zapłaciłem
za piwo.
- Odwiedzi mnie pan jeszcze? Odwiedzi mnie pan, prawda? - dopytywała się
odprowadzając mnie do drzwi sklepu.
Wzruszyłem ramionami.
- Po co mam panią odwiedzać, jeśli pani nic nie wie... Pochyliła się do mego ucha.
Wyszeptała:
- Jak mi pan coś powie, to i ja panu także coś powiem.
Skinąłem głowąr że oczywiście ją odwiedzę. Opuszczając sklepik byłem już
całkowicie pewny, że moja osoba bardzo zaintrygowała panią Pilarczykową. A że należała do
kobiet gadatliwych, mogłem przypuszczać, że wieść o mnie i o moim zainteresowaniu Wyspą
Złoczyńców dotrze również i do uszu tego, którego odwiedzin spodziewałem się już wczoraj i
który - być może - próbował odwiedzić mnie minionej nocy.
Zjadłem obiad w gospodzie ludowej. Uzupełniłem w sklepie zapasy żywności.
Następnie pojechałem przez las aż do miejsca, gdzie ongiś przybijał prom rzeczny. Tu
wjechałem samem w wodę, czyniąc z niego motorówkę. Oczywiście nie potrzebowałem
nikogo pytać, gdzie leży Wyspa Złoczyńców, miałem ją zaznaczoną na planie. Była to ta sama
wyspa, na której owego pamiętnego wieczoru usłyszałem krzyk sowy, a potem wołanie Ba-
ra-basz ...
Z daleka Wyspa Złoczyńców wydawała się jakby dużą, jednolitą kępą starych topoli i
krzaków wikliny. Miała brzegi wysokie, strome, podmyte przez nurt rzeki; tu i ówdzie
obsuwały się do wody oberwane kawały ziemi wraz z rosnącymi na nich krzakami. Gałęzie
ich tonęły w rzece i tworzyły jakby wiry pokryte białą pianą
Od strony głównego nurtu Wisły wyspa była trudno dostępna, otoczona głębią tak
dużą, że statki rzeczne mogły przepływać obok niej w odległości kilkunastu metrów.
Natomiast od strony odnogi rzecznej brzeg miała niski, pełen zatoczek i piaszczystych
półwyspów. Zatoczki dość głęboko wrzynały się w wyspę, a ponieważ brzegi jej także i tutaj
zarastała gęsto wiklina, mogły się stać bezpiecznym schronieniem dla mego sama . Wkrótce
jednak zrezygnowałem z pozostawienia samochodu na wodzie. Znalazłem miejsce, gdzie
mogłem wjechać na ląd, i po wycięciu krzaka wikliny zdołałem wedrzeć się w głąb wyspy.
Kryła ona w sobie dwie duże polany, na których rosła ostra, wydmowa trawa. Polany
przecinała wąska ścieżka wijąca się od brzegu odnogi aż do brzegu głównego nurtu rzeki, do
miejsca, gdzle stała zbudowana z desek szopa. Obok szopy leżały stare rozbite boje rzeczne,
spostrzegłem oparte o ścianę znaki ostrzegawcze i informacyjne dla statków.
Na pierwszej polanie sterczało samotnie kilka starych cienistych topoli, a między
topolami był ów grób, o którym wspomnieli harcerze. Na grobie obłożonyin darnią
zobaczyłem wianuszek z żółtej macierzanki, a na grubym pniu najbliższej topoli ktoś wyryl
głęboko znak krzyża. Druga polana, znacznie większa od poprzedniej, leżała najbliżej
głównego nurtu rzeki. Od wody oddzielał ją tylko wąski pas wikliny. To tutaj, w najbliższym
sąsiedztwie wody, postanowiłem rozbić swój nowy obóz. Wybrałem miejsce bardzo dogodne,
w rogu polany. Z trzech stron otaczała mnie gęstwa wiklinowych gałęzi. Gdyby ktoś chcłał się
do mnie tędy dostać w nocy, narobiłby tyle hałasu, że na pewno zdołałbym się w porę
obudzić. Tylko z jednej strony pozostawała otwarta przestrzeń rozległej polany. Miałem stąd
widok także i na ścieżkę prowadzącą przez wyspę, widziałem dach szopy i sterczące ponad
nim rzeczne znaki ostrzegawcze:
Jestem naprawdę Tomaśż Włóczęga - pomyślałem rozstawiając maszty namiotu. -
Trzeci dzień przebywam w tej okolicy i trzeci raz w coraz to innym miejscu buduję swój
obóz .
Do szóstej po południu zagospodarowałem się na dobre. Spieszyłem się, ponieważ
niebo zaciągnęło się chmurami i należało spodziewać się deszczu. Powietrze było ciepłe, ale
wilgotne. Po deszczu się ochłodzi - wróżyłem.
Zająłem się kolacją. Kupiłem w miasteczku pudełeczko z zupą grzybową i makaron,
zagotowałem więc wody na spirytusowej maszynce i wsypałem do wrzątku zawartość
pudełeczka. Potem starannie mieszałem łyżką w garnku - jak uczył przepis. Tak pochłonęła
mnie ta czynność, że nie zauważyłem młodej kobiety nadchodzącej ku mnie ścieżką przez
[ Pobierz całość w formacie PDF ]