[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 No, obudz się, do diabła! Bo ci łeb odstrzelę!
Maynarda zaszokowała zimna stanowczość brzmiąca w głosie syna, ale nie miał czasu na
kontemplację: nie mógł pozwolić, by w nocnej ciszy eksplodował nabój. Szarpnął zasłonę w
drzwiach i wpadł do środka, sięgając do ręki Justina.
Kiedy rzucał się i wytrącał pistolet, zarejestrował niewyrazny kontur nagiego tyłka syna
umieszczony między jędrnymi udami chrapiącej, nieruchomej prostytutki.
 Co?!  wrzasnął Justin.  Kto...?!
 Cśś! To ja!  Maynard położył palec na ustach.
 Co ty tu robisz?  Justin nawet nie próbował ściszyć głosu. W głosie chłopca Maynard
odczytał zmieszanie, ale i obrazę. Prostytutka poruszyła się.
 śś! Chodzmy!
 Co takiego? Jeśli myślisz...
W wejściu stanęła jakaś postać, pogrążając wnętrze chaty w całkowitej ciemności. Ktoś
odepchnął Maynarda i wydarł mu z ręki pnącze winorośli. Usłyszał, że Justin próbuje krzyczeć, ale
coś go zatyka i dławi, a potem ciało chłopca osunęło się na ziemię.
Manuel, ciężko dysząc, uklęknął obok Justina i usunął winorośl z jego szyi.
 Co...?
 Podnieś go  rozkazał Maynardowi  i idz za mną.
 Co mu zrobiłeś?
 Będzie spał, ale niedługo.
 Przeraziłeś go.
 Robił za dużo hałasu.
Manuel znalazł płócienną bieliznę prostytutki, oddarł lamówkę
i przewiązał Justinowi usta.
 Nie musisz tego robić  powiedział Maynard  przecież on...
 Mów sobie, co chcesz. Ja nie będę ryzykował. Wez go!
Maynard posłuchał. Justin był ciężki i bezwładny niczym worek pomarańcz, ale dość lekki na to,
by bez trudu nieść go na ramieniu.
 Chodzmy stąd, kolego  wymruczał Maynard.  Tatuś zabierze cię do domu.
Maynard podążał za Manuelem ciemnymi, krętymi ścieżkami, ufając mu, głównie dlatego, że nie
miał wyboru, a poza tym motyw Manuela był oczywisty, egoistyczny i przez to wiarygodny: czysta
ambicja, pozbawiona wszelkich zahamowań. Im wcześniej i prościej zostanie wyeliminowane
współzawodnictwo, tym łatwiej Manuel zdobędzie przywództwo po l'Ollonoisie.
Kiedy znalezli się na plaży, Manuel bez wahania ruszył prosto w stronę pinas. Kazał Maynardowi
włożyć Justina do najbliższej łodzi.
Justin miał zamknięte oczy, ale oddychał regularnie.
 Nie ma nikogo na straży?  wyszeptał Maynard.
Manuel wskazał na ciemny kształt, leżący z rozłożonymi rękami na piasku.
 Zabiłeś go?
 Ty go zabiłeś  powiedział Manuel.  Jeśli coś pójdzie nie tak, wszystko będzie na ciebie.
Ty zabiłeś strażnika, wykradłeś Justina i walnąłeś mnie w głowę. Znajdą mnie w chacie prostytutki.
Będę się skręcał z bólu.
 Niezle.  Maynard zaparł się nogami, żeby zepchnąć pinasę na wodę. Wtedy stwierdził, że
choć była otaklowana i ożaglowana, to brakowało w niej wioseł.  Będę potrzebował wioseł. Bez
nich nie wydostanę się stąd aż do świtu.
 Dobrze  zgodził się Manuel i pobiegł w kierunku szałasu, w którym przechowywano
wiosła.
Maynard odszedł kilka kroków od łodzi, chcąc wyjść naprzeciw Manuelowi.
W jednej chwili Justin był na nogach i puścił się pędem w stronę zarośli.
Usłyszawszy hałas, Maynard odwrócił się i krzyknął rozpaczliwie:
 Justin!  Wykonał kilka dzikich susów i nagle stanął.
Zobaczył zerwaną z ust szmatę i usłyszał krzyk Tue-Barbe:
 Alarm! Alarm! Alarm! Alarm!
Krzyk odbijał się echem w zatoczce.
Manuel, tak jak uprzedzał, rzucił się szukać schronienia. Mijając Maynarda zatrzymał się, by
powiedzieć:
 Ty durniu!
 Myślałem...  z rozpaczy nie mógł znalezć słów.
 Płyń sam.
Maynard spojrzał w niebo i nic nie odpowiedział.
 Jeśli zostajesz, to lepiej wez nóż i wbij go sobie w brzuch. Cokolwiek ze sobą zrobisz, będzie
lepsze, niż kiedy my się do ciebie dobierzemy.
Maynard stał i patrzył za Manuelem, dopóki chłopiec nie zniknął w ciemnościach. Potem, wciąż
niepewny i zmieszany, ale nagle pełen lęku o własne życie, podniósł parę wioseł, wrzucił je do
pinasy i zepchnął łódz na wodę. Kiedy wziął pierwszy zakręt w zatoczce i schował się za
falochronem, usłyszał dalekie głosy. Pochylił się nad wiosłami, ciągnąc je z desperacką siłą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl