[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaczęłam się poważnie denerwować. Potem do kuchni wpadli Braci, Mandy i jeszcze parę
osób. Zaczęli pić piwo i biegać po kuchni. Chłopcy grali w koszykówkę pustymi puszkami po
piwie, rzucając je do zlewu. Przy każdym celnym strzale zaśmiewali się do rozpuku.
Ucieszyłam się, kiedy do kuchni weszła Carly i zmierzyła chłopców spojrzeniem
pełnym niesmaku.
- Dosyć tego, półgłówki. Zniszczycie zlew.
- Spokojnie, siostrzyczko. Nie psuj nam zabawy - obruszył się Carter. - Skończył piwo
i rzucił puszkę w stronę zlewu. Nie trafił; odbiła się o stojącą dość daleko od celu kuchenkę.
- Powiedziałam: dosyć, Carter - warknęła Carly. Bez słowa wziął następne piwo, już
chyba piąte.
Uśmiechnął się do siostry i rzucił pełną puszką wprost do zlewu.
- Carter! - wrzasnęła Carly. - To moja impreza, nie waż się jej psuć!
Zsunął na twarz maskę Freddy'ego Kruegera i groznie łypnął oczami.
- To tak się mówi do psychopaty?
- Błazen - powiedziała jego siostra wyzywająco.
- Dobrze, dobrze. Wychodzimy z tego twojego głupiego balu. Brad, Mandy, zbierajcie
się. Będziemy wyć do księżyca - powiedział Carter. Potem nagle przypomniał sobie o moim
istnieniu. - Ty też chodz, Kapturku.
Wyszliśmy na podwórko, gdzie ku mojemu przerażeniu Carter i Brad naprawdę stanęli
i zaczęli wyć. Zerknęłam na sąsiednie domy, zastanawiając się, co pomyślą o nas ich
mieszkańcy. Kolejna szalona impreza w domu Davisow ?
- Przejdziemy się - postanowił nagle Carter.
Objął mnie. - Albo lepiej: posiedzimy sobie w samochodzie.
- Zwietnie! - ucieszył się Brad. Pobiegli razem z Mandy przed główne wejście domu.
- Hm... Carter... - zaczęłam niepewnie. - Nie powinieneś prowadzić. Piłeś, no i...
Zdaje się, że go rozdrażniłam.
- Parę piw, wielkie rzeczy. No, ale skoro ci zależy... Niemal zawlókł mnie na okrągły
podjazd, gdzie Brad i Mandy czekali już na nas przy jego samochodzie. Carter rzucił koledze
kluczyki.
- Masz, bracie. Będziesz prowadzić. Tess i ja siądzie my z tyłu.
To także mnie nie zachwyciło, ponieważ Brad pił nie mniej niż Carter. Ten, ledwie
tylko usiedliśmy, przyciągnął mnie do siebie i zaczął pokrywać moją twarz mokrymi
pocałunkami. Zaczęłam mu się wyrywać i jakoś udało mi się go odepchnąć.
Spojrzał na mnie niechętnie.
- No i o co ci chodzi, Kapturku?
Nie odpowiedziałam. Brad odwrócił się do nas.
- Coś nie tak?
- Pilnuj drogi, koleś - warknął Carter. - Jedzmy na autostradę.
Brad ruszył, trąbiąc przerazliwie klaksonem, a Carter znowu przystąpił do ataku.
Wywinęłam mu się. i wbiłam wzrok w okno.
- Czym się tak fascynujesz? - Pochylił się i również wyjrzał. - Czy ten gruchot przed
Winn Dixie to nie furgonetka Stoddarda?
Serce zabiło mi mocniej. Odwróciłam głowę i popatrzyłam w stronę sklepu, który
przed chwilą minęliśmy. Rzeczywiście, na parkingu stał samochód Luke'a.
- Czy to on cię tak zainteresował? - dopytywał się Carter.
- Aż do tej pory go nie zauważyłam - zaprotestowałam.
Carter prychnął.
- Jasne! Hej, kapitanie Kirk! - wrzasnął do Brada. - Objedz tę dzielnicę i zatrzymaj się
przed Winn Dixie, dobrze? Nagle naszła mnie ochota na batonik.
- Carter... - powiedziałam ostrzegawczo.
- Chodzi mi tylko o batonik, rozumiemy się? - ode zwał się niewinnie. - To chyba nic
złego?
Brad zrobił to, co mu kazano, a kiedy znalezliśmy się przed sklepem, Carter zarządził:
- Zatrzymaj się przy gruchocie Stoddarda.
Brad posłusznie zastosował się do instrukcji. Odwrócił się z pytającą miną. Carter
wyszarpnął banknot z portfela i podał mu go.
- Kup mi coś, dobrze? Mandy, może z nim pójdziesz? Może potrzebować twojej
pomocy.
Oboje wysiedli z samochodu, a Carter krzyknął za nimi:
- I nie spieszcie się z powrotem!
Potem odwrócił się do mnie i wyszczerzył zęby.
- Teraz jesteśmy sami, Kapturku.
- Nie powiedziałabym. - Dziękowałam niebiosom, że Luke nie pojawił się nigdzie w
zasięgu wzroku.
Carter przysunął się do mnie i chwycił mnie w objęcia.
- A ja powiedziałbym, że jesteśmy sami. - Przyciągnął mnie i złożył na moich ustach
długi, pachnący piwem pocałunek. Kiedy odepchnęłam, zaklął.
- Co się z tobą dzisiaj dzieje, Tess?
- Po prostu nie mam ochoty - warknęłam.
- Jasne. Gdyby tu był Stoddard, pewnie od razu byś zmieniła zdanie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]