[ Pobierz całość w formacie PDF ]

włosy rozpuszczone. Nie zamierzała jednak wyrzucać pieniędzy na nowe ubrania tylko
dlatego, że przez jakiś czas ma grać rolę narzeczonej.
- Uważam, że jestem bardzo odpowiednio ubrana - dodała.
Oboje, Michael i Kristina, wymownie spojrzeli na jej beżową garsonkę i nieodłączną
białą bluzkę.
- Posłuchaj - odezwała się Kristina - twój strój jest bardzo odpowiedni dla
pięćdziesięcioletniej kobiety. To znaczy, nie dla każdej, bo ani moja matka, ani ciotka Erica
nigdy w życiu nie włożyłyby czegoś podobnego, a mają ponad pięćdziesiąt lat. Innymi słowy,
tak jak ty teraz, mogłaby się ubierać siedemdziesięciolatka.
Julia roześmiała się; skłonność Kristiny do przesady zawsze ją bawiła.
- Przyznaję, że moje stroje może rzeczywiście nie są specjalnie atrakcyjne, ale mam
wrażenie, że są idealne do pracy. Zapytaj Michaela, co sądzi o tych sekretarkach, które latają
po biurze w mini i obcisłych bluzeczkach.
Kristina nawet nie spojrzała na brata.
- Jestem pewna, że bardzo by chciał, żebyś tu latała w mini i bardzo obcisłej
bluzeczce. Co to za narzeczona, która się ubiera jak stara baba!
- Nie jestem jego narzeczoną, zapomniałaś? Michael odchrząknął i niespodziewanie
zabrał głos.
- Muszę w tym miejscu przyznać rację Kristinie. O tym, że nasze zaręczyny są... na
niby, wiemy tylko my i trzy inne osoby. Cała reszta jest przekonana, że to prawda. Trochę
dziwnie wygląda, że moja narzeczona ubiera się tak... jak by to określić...
Kristina natychmiast wybawiła go z kłopotu.
- Mało seksownie! Otóż to! Przecież to oczywiste, że musisz z tym coś zrobić. Jesteś
śliczna, zgrabna, masz cudowne nogi i wszystko zakrywasz, zupełnie jakbyś chciała się
oszpecić. Ale teraz z tym koniec! Idziemy po zakupy!
- Nie zamierzam nic kupować - uparła się Julia. - Ubrania wysypują mi się z szafy.
Michael wyjął kilka kart kredytowych i wręczył je siostrze.
- Trzeba chyba zmienić zawartość tych szaf - oświadczył. - Kristino, zaprowadz ją do
jakiegoś sklepu.
Nie musiał tego dwa razy powtarzać.
- Tak jest, szefie! - Kristina chwyciła Julię za rękę i pociągnęła ku drzwiom. - Już nas
nie ma!
- Jeszcze nie widziałam, żebyś tak chętnie wykonywała jego polecenia - mruknęła do
niej Julia, lecz więcej się nie opierała.
Spędziły bardzo pracowity dzień i garderoba Julii wzbogaciła się o kilka kostiumów i
sukienek, które, łącznie z odpowiednimi dodatkami, stanowiły wierne odbicie  strojów dla
kobiet pracujących prezentowanych przez najlepsze modelki. Rzeczone modelki nigdy
oczywiście nie były w prawdziwym biurze, a same stroje miały w sobie tyle szyku i
kokieterii, że do żadnego biura nie pasowały. Ku zaskoczeniu Julii Michael był zachwycony.
On, który do niedawna wyrzucał każdą sekretarkę, która  się stroiła , teraz wprost rozpływał
się w komplementach. Najwyrazniej inną miarę przykładał do ubrań swych urzędniczek, a
inną do strojów swej narzeczonej. Nawet jeśli była to tylko  narzeczona na niby .
Teraz wszystko wskazywało na to, że na dokładkę grozi im zaręczynowe przyjęcie, i
to wcale nie na niby. Michael z lekką urazą spojrzał na skuloną w fotelu Julię.
- Jakoś nie słyszę entuzjazmu w twoim głosie. Mówisz o tym przyjęciu jakoś tak... z
dystansem.
- Może dlatego, że to strasznie odległe. Mamy jeszcze dziesięć dni i nie bardzo wierzę,
że to prawda. Zupełnie nie mogę sobie siebie wyobrazić na balu w waszej rezydencji. To dla
mnie równie nierealne jak zaproszenie na kolację w Białym Domu czy coś takiego.
- W naszej rezydencji? - powtórzył Michael. - Nigdy w ten sposób o tym nie
myślałem.
- Wszyscy tak to widzą, wszyscy spoza waszej rodziny. Wasza posiadłość jest w
Minneapolis synonimem luksusu i bogactwa. Prawdę mówiąc, zawsze marzyłam, żeby to zo-
baczyć na własne oczy. Tyle się nasłuchałam...
W jej głosie zabrzmiał tłumiony żal.
- Przecież zapraszałem cię na dwa ostatnie weekendy - rzekł Michael urażony - ale
odmówiłaś.
Nie rozumiał, dlaczego Julia tak uparcie odrzuca jego zaproszenia. Po prostu
oświadczała, że w soboty i niedziele jest bardzo zajęta, i nie podawała żadnych dodatkowych
wyjaśnień. Na tym punkcie była nieustępliwa.
Nawet Barbara i Erica miały z nią sporo kłopotu. Początkowo chciały urządzić
przyjęcie w sobotę, ale Julia tak stanowczo zaprotestowała, że obie kobiety, bynajmniej nie
grzeszące brakiem stanowczości i zaprawione w niejednych trudnych negocjacjach, ustąpiły i
przyjęcie zostało wyznaczone na piątek. Zupełnie inaczej potraktowały Michaela, gdy
próbował je przekonać, że nie chce żadnego przyjęcia.
- Nie ma o czym mówić, mój kochany, to po prostu nasz obowiązek - sucho oznajmiła
ciotka, a Barbara nie zrobiła nic, żeby stanąć po jego stronie.
- To bardzo ważne, żeby wszyscy wiedzieli - powiedziała zamiast tego - że popieramy
wasz związek i akceptujemy wasze plany. A ponieważ Julia nie ma rodziny, tym bardziej my
musimy zadbać o odpowiednią oprawę. Sterling mi powiedział, że w tragicznych
okolicznościach straciła rodziców.
Foster nie powiedział nic więcej, ale ta krótka informacja wystarczyła, by
zelektryzować niemal całą rodzinę. Wszyscy - oprócz Sheili, oczywiście - byli bardzo
podnieceni sytuacją: mała biedna sierotka Julia, ciężko dotąd borykająca się z losem, spotyka
nagle mężczyznę, którego krewni przyjmują ją z otwartymi ramionami i otaczają ciepłem i
dobrobytem. Zupełnie jak w bajce...
Tylko Sheila nie mogła się pogodzić z faktem, że jej syn traci ostatnią nadzieję
poślubienia dziedziczki wielkiej fortuny. Nie przeszkadzało jej, że na widnokręgu jak dotąd
nie pojawiła się żadna miliarderka; głęboko wierzyła, że wymarzona partia istnieje gdzieś i
wystarczy tylko poczekać, żeby ją znalezć.
- Wiesz, że w weekendy nie mogę - odparła Julia. - Wszystkie soboty i niedziele mam
zajęte.
- A co wtedy robisz?
- Nie mogę ci powiedzieć. Nie dość, że ma jakieś tajemnicze zajęcia, to jeszcze na
domiar wszystkiego uważa, że on nie jest godzien dostąpić zaszczytu i dowiedzieć się, co robi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl