[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wtórzy.
Tyle lat ciężkiej pracy, wyrzeczeń, samodyscypliny miałoby pójść na marne?
- Ale w końcu nic się nie stało? - spytała cicho Sally. - Prawda? Nikomu nie wysła-
łam tych dokumentów.
- Masz rację. - Uśmiechnął się nieporadnie. - Firma stała nad przepaścią. Ty ją ura-
towałaś.
Uczucie radości trwało krótko. Nagle w pełni uświadomił sobie przebiegłość Marii.
- Sally, Maria się tobą posłużyła. Chciała cię wrobić. Mejle wyszłyby z twojego
komputera. Gdyby ktoś coś odkrył i zaczął szukać zródła przecieku, trafiłby na ciebie.
Sally zachmurzyła się.
- Dlaczego wybrała mnie?
- Liczyła na to, że nie zdołasz się obronić. Najłatwiej skierować podejrzenia na
nowego pracownika.
- Moje słowo przeciwko słowu zaufanej sekretarki szefa...
- No właśnie.
Tym razem to Sally puściła barwną wiązankę. Po chwili oblała się rumieńcem.
- Przepraszam. Jak się ma czterech starszych braci, brzydkie słowa same wpadają
do ucha. Jak ona śmiała?
Azy zakręciły się w jej oczach. Na ich widok Logan ujął ją za ręce.
- Maria nie zna się na ludziach. Wzięła cię za gąskę z prowincji, która nie odważy
się kwestionować jej poleceń.
Sally potrząsnęła głową. Azy spłynęły po policzkach. Logan delikatnie otwarł je
kciukiem.
- Dzielna dziewczynka - szepnął, marząc o tym, by się uśmiechnęła. - Uratowałaś
firmę. Uratowałaś mnie.
R
L
T
Doczekał się. Kąciki ust jej zadrżały i powędrowały lekko ku górze. Od wielu dni
myślał o niej bez przerwy. Teraz oprócz pożądania czuł cały wachlarz emocji: strach,
zdumienie, wdzięczność, radość.
- Nie wiem, jak ci się zdołam odwdzięczyć - szepnął i starając się ukryć uczucia,
jakie w nim buzowały, dodał lżejszym tonem: - Kwiaty i kolacja to zdecydowanie za ma-
ło. Powiedz, Sally, na co miałabyś ochotę?
Przez dłuższą chwilę w milczeniu wpatrywała się w komputer, ale kiedy w końcu
odwróciła wzrok, w jej oczach pojawił się figlarny błysk.
- Hm, w nagrodę mógłbyś mnie pocałować.
Oj, nie. Powinien trzymać się od niej na dystans. Był jej szefem, to po pierwsze, a
po drugie, obiecał, że jej nie tknie. Najwyrazniej Sally zapomniała o tej obietnicy. A na
nagrodę zasłużyła. W dodatku sama ją wybrała. Należy jej się pocałunek. Ba, dziesiątki
pocałunków. Setki.
Hola, człowieku! Pohamuj się!
Logan przeniósł spojrzenie z ust Sally na widoczne za oknem czarne niebo. Powi-
nien ją odwiezć do domu, zanim uczyni coś głupiego. Zanim...
Ponownie skierował wzrok na jej twarz. Psiakrew, to był błąd. Miał wrażenie, że
tonie, że zaraz przegra walkę, którą toczy sam ze sobą. Jest zwykłym facetem, męż-
czyzną z krwi i kości. Jak mógłby się oprzeć pokusie? A co ważniejsze: dlaczego miałby
się opierać, skoro Sally patrzy na niego tak kusząco?
Ujął dłońmi jej twarz. W porządku. Nie musi całować namiętnie. Wystarczy lekki,
niewinny całus. Taki miał plan. Schyliwszy się, musnął ustami jej wargi.
Plan spalił na panewce, gdy Sally zamruczała cicho, zarzuciła Loganowi ręce na
szyję i przywarła do jego ciała. Niewinny pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny.
Ręce Logana wędrowały po jej ramionach, plecach, biodrach. Zamknął oczy. Boże,
jak ta dziewczyna całuje!
Jeszcze nigdy nie czuł tak wielkiego podniecenia; czułość i pożądanie zlewały się
w jedno. Pragnął Sally. Wiedział, że musi ją mieć. Był bliski utraty samokontroli. Jesz-
cze moment, a...
R
L
T
Nie! Nie może. Cudem udało mu się unieść głowę i przerwać pocałunek. Spogląda-
jąc na zaróżowioną twarz Sally, przyłożył palec do jej ust.
- Nie powinniśmy - szepnął. - Złożyłem ci przyrzeczenie.
Oczy jej lśniły.
- Nie odtrącaj mnie, Logan.
- Och, Sally. - Przytulił ją. - Co ja mam z tobą zrobić?
- Przed chwilą radziłeś sobie świetnie.
Jęknął. Wiedział, że przegrał walkę.
- Nie tu...
- Dokąd jedziemy? - spytała, kiedy jechali przez las wieżowców porastający cen-
trum Sydney.
- Do mnie.
Przeszył ją dreszcz.
- To dobrze? - upewnił się, zerkając na nią z ukosa.
- Tak. Bardzo dobrze. - Zważywszy na fakt, że wkrótce będą się kochać, głos miała
zdumiewająco spokojny.
Nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Nie denerwowała się. Dzisiejszego wieczo-
ru Logan odkrył się przed nią; zobaczyła, jak stawia czoło swoim lękom.
Gdyby jeszcze nie była w nim zakochana, zakochałaby się dziś. Już nie miała cie-
nia wątpliwości, jak dobrym i wrażliwym jest człowiekiem. Pragnęła go pocieszyć, dać
mu wsparcie, siłę. Wszystko, czego potrzebował. Wszystko, czym sama dysponowała.
Skręcił z ulicy w podjazd prowadzący na parking pod wysokim nowoczesnym
gmachem. Sally wzięła głęboki oddech.
- Niech zgadnę. Mieszkasz na najwyższym piętrze?
- Tak. Chyba nie masz lęku wysokości?
- Potworny.
Wysiadał z samochodu; zawahał się zmartwiony.
- %7łartuję - roześmiała się.
- Diablica. Pewnie jako mała dziewczynka wspinałaś się na najwyższe figowce?
R
L
T
Kiedy szli do windy, wziął ją za rękę, a ona poczuła, jak ciarki przebiegają jej po
skórze.
- Hej, wszystko w porządku?
W odpowiedzi ścisnęła jego dłoń.
Byli sami w kabinie windy, która wznosiła się do nieba. Logan przyciągnął Sally
do siebie i pocałował ją w policzek. Czując wzbierające pożądanie, objęła go za szyję.
Ponownie przywarł do jej ust.
- Teraz ci się przyznam. To było moje marzenie - szepnęła.
- Całować się w windzie?
- W windzie. Z szefem.
Drzwi rozsunęły się z cichym sykiem. Sally z biciem serca obserwowała, jak Lo-
gan przeciąga kartę przez elektroniczny zamek. Po chwili weszli do apartamentu.
Miała wrażenie, jakby znalazła się na planie filmowym. Ogromne pomieszczenie
nieograniczone ścianami działowymi, setki metrów białej wykładziny, lekkie nowocze-
sne meble, kuchnia w stylu minimalistycznym, dyskretne oświetlenie oraz okna od pod-
łogi do sufitu ukazujące nocny krajobraz tętniącego życiem miasta. Sally rozglądała się z
zachwytem.
- O rety! Fantastycznie tu.
Apartament Logana ze swoimi wielkimi przestrzeniami stanowił przeciwieństwo
małego, przytulnego domku Chloe, mimo to tchnął dziwnym spokojem.
- Tak, mnie się też podoba. - Uśmiechnął się. - Zjesz coś? Moja gosposia zawsze
zostawia mnóstwo zamrożonych dań. Lubisz kuchnię wietnamską?
- Nie wiem; przypuszczam, że jest świetna. - Rzuciła mu spod rzęs zalotne spojrze-
nie. - Ale nie jestem głodna.
Zrozumiał aluzję. Przyciągnął Sally do siebie.
- Powiedz, całowałaś się tak wysoko?
- Nie - odparła, tuląc się do Logana. - Ale zawsze miałam taką fantazję...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]