[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przenikliwe, żółte oczy zdawały się przepalać na wylot wszystko ku czemu się zwróciły.
Imperator stanął na płycie lądowiska. Komendant Jerjerrod, jego generałowie i Vader uklękli.
Najwyższy Władca Ciemności skinął na Vadera.
Wstań, przyjacielu. Chcę z tobą porozmawiać rzucił, ruszając wolno wzdłuż szeregu
żołnierzy.
Czarny Lord poszedł za swoim panem. Za nimi dworzanie, królewscy gwardziści, Jerjerrod i
elitarna gwardia Gwiazdy Zmierci, Wszyscy, choć w różnym stopniu, okazywali strach i
szacunek.
Obecnością, bliskością Imperatora Vader czuł się dopełniony. Wprawdzie wewnętrzna pustka
nie opuszczała go nigdy, lecz w powodzi blasku zimnego światła władcy stawała się pustką
wspaniałą, pustką szlachetną, która może objąć cały wszechświat. I obejmie pewnego dnia...
gdy umrze Imperator.
To bowiem było najskrytszym marzeniem Vadera. Kiedy pozna mroczną potęgę tego
geniusza zła, wte
dy odbierze mu ją, pochwyci i zamknie we własnym wnętrzu to zimne światło... zabije
Imperatora, wchłonie jego mrok i zawładnie wszechświatem. Będzie rządził ze swym synem u
boku.
To było inne marzenie odzyskać chłopca, pokazać Luke'owi majestat ciemnej strony Mocy.
Wyjaśnić, czemu jest tak potężna, dlaczego słusznie wybrał swą drogę. Wiedział, że Luke za
nim pójdzie. Ziarno zostało zasiane. Razem będą władać kosmosem, ojciec i syn.
Marzenie było bliskie spełnienia, Wyczuwał to. Kolejne zdarzenia układały się w pożądany
wzór, gdy sterował nimi z subtelnością Jedi, popychał delikatnie ciemną Mocą.
Gwiazda Zmierci zostanie ukończona według planu, panie szepnął.
Tak, wiem odparł Imperator. Dobrze sobie radziłeś, Lordzie Vader, A teraz
wyczuwam, że chciałbyś podjąć poszukiwania młodego Skywalkera.
Vader uśmiechnął się pod maską. Imperator zawsze zgadywał, co się dzieje w jego sercu,
choć nie domyślał się szczegółów.
Tak, panie.
Cierpliwości, przyjacielu ostrzegł Najwyższy Władca. Zawsze miałeś kłopoty z
cierpliwością. W odpowiednim czasie on sam cię odnajdzie, A wtedy musisz go do mnie
przyprowadzić. Jest silny. Tylko razem zdołamy go nawrócić na ciemną stronę Mocy.
Tak, panie.
Razem złamią charakter chłopca. Ku chwale ciemności. Imperator umrze wkrótce, a choć
Galaktyka zadrży, dotknięta stratą, Vader pozostanie u władzy z młodym Skywalkerem u boku.
Tak jak było przeznaczone.
Imperator uniósł odrobinę głowę, badając wzrokiem wszystkie możliwe przyszłości.
Wszystko przebiega tak, jak przewidziałem. On także, jak Vader, miał swoje plany plany
przemocy, miażdżenie ducha, manipulacji istnieniami i przeznaczeniem. Uśmiechnął się do
siebie, smakując bliskie już zwycięstwo zdobycie umysłu młodego Skywalkera.
Luke pozostawił X-skrzydłowca tuż nad wodą i ostrożnie ruszył przez trzęsawisko. Wokół
unosiła się kłębami gęsta mgła opary dżungli. Niezwykłe owady wyfrunęły z plątaniny
zwisających lian, zaroiły się wokół głowy i odleciały. Wśród traw coś nagle zawarczało, Luke
skoncentrował się. Warkot ucichł. Chłopiec szedł dalej,
%7ływił ambiwalentne uczucia dla tej planety. Dago-bah, miejsce prób i szkolenia. Tu stał się
Jedi, tu w pełni opanował Moc, pozwalał, by popłynęła przez niego ku celowi, na jaki ją
kierował. Tu zrozumiał potrzebę ostrożności, niezbędną dla prawidłowego wykorzystywania
Mocy. Proces przypominał spacer po świetlnym promieniu; lecz dla Jedi promień był równie
pewny, jak kamienna podłoga.
W bagnie czaiły się niebezpieczne stwory, lecz dla Jedi żaden nie był z gruntu zły. Czekały
żarłoczne ruchome piaski, niby spokojne kałuże, z lian zwisały macki. Luke poznał wszystko;
bestie stały się częścią żywej planety, zespolonej z Mocą, której i on był tylko jasnym impulsem,
Były tu również cienie, niewyobrażalnie ciemne odbicia mrocznych zakątków jego duszy.
Widział je, uciekał przed nimi, czasem stawiał im czoła, walczył. Niektóre nawet pokonał.
Niektóre jednak pozostały.
Wyminął barykadę ze splątanych, śliskich od mchu korzeni. Za nią gładka, wygodna ścieżka
prowadziła w pożądanym kierunku. Luke nie wkroczył na nią, lecz na powrót zagłębił się w
zarośla.
Coś czarnego i trzepoczącego nadleciało z wysoka i skręciło w bok. Luke nie zwrócił na to
uwagi. Po prostu szedł dalej.
Dżungla przerzedziła się. Za kolejnym mokradłem dostrzegł cel wędrówki niewielką chatkę
o niezwykłym kształcie. Ciepłe, żółte światło padało przez małe okienka w mrok nasączonego
deszczem lasu. Wyminął błotnistą kałużę, i pochylony nisko, wszedł do
domku.
Yoda stał uśmiechnięty na środku izby, ściskając zielonymi palcami laskę.
Czekałem na ciebie skinął głową na powitanie i wskazał gościowi miejsce w kącie.
Luke był zaskoczony. Yoda stał się delikatny. Dłoń mu drżała, mówił słabym głosem. Chłopiec
bał się odezwać, by nie zdradzić, jak bardzo zaszokował go wygląd starego Mistrza.
Dziwne robisz miny Yoda zmarszczył brwi.
Czyżbym w młodych oczach tak fatalne wrażenie
sprawiał?
Luke próbował ukryć pełne litości spojrzenie. Odwrócił się, skulił i wcisnął w kąt,
Nie, Mistrzu... oczywiście, że nie.
Owszem, sprawiam! maleńki Mistrz Jedi zachichotał radośnie. Chorowity się stałem.
Stary i słaby
wyciągnął koślawy palec w stronę swego ucznia.
Kiedy dziewięciuset lat dożyjesz, tak dobrze wyglądać nie będziesz pokuśtykał do łóżka i
wciąż chichocząc, położył się z trudem.
Wkrótce odpocznę. Tak, zasnę na zawsze, Zasłużyłem sobie. Na pewno.
Nie możesz umrzeć, Mistrzu Yodo Luke pokręcił głową. Nie pozwolę ci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]