[ Pobierz całość w formacie PDF ]

współczesną muzykę popularną. Amy wcisnęła pilota, ale nie udało jej się zmienić
kanału. Chloe patrzyła, jak koleżanka walczy zapalczywie z pilotem.
 Nie wiedziałam, że tak lubisz dawny jazz  powiedziała.
 Nawet nie. Ale miałam ochotę posłuchać. Aapię tę stację tylko w dni
powszednie. Dziwne, ale cały nasz sprzęt elektroniczny działa jak nawiedzony.
 Mogę cię o coś spytać? Gdzie jest Jem?
Amy podniosła filiżankę do ust i przełknęła ślinę.
 To pytanie retoryczne?
 Nie ma go na żadnym zdjęciu. Większość pochodzi z naszych studenckich
czasów. Przecież był wtedy z nami.
 Jest jeszcze jedno pudło.
 Jak to?
 Tak je rozdzieliłam.
 Ale po co?
 Bo miało to dla mnie sens.
 Porządny był z niego chłopak.
Od Amy rozszedł się męski zapach, jak gdyby Jem przebiegł właśnie przez pokój.
 Powiedz coś  poprosiła Chloe.
 Wieczorem Scott ugotuje chili, na którym tak ci zależało. Pojechał po awokado.
Lubisz je w chili, prawda?
 Owszem. A skoro mowa o Scotcie, martwi się o ciebie.
 Rozmawiasz z nim na osobności o mnie?  Amy spojrzała na nią spode łba. 
Po to przyjechałaś, prawda?
 Ilu mężczyzn postąpiłoby podobnie? Doceń jego starania. Ale nie mamy
żadnych tajemnic. On natomiast wie, że coś przed nim ukrywasz.  Amy milczała.
Chloe nachyliła się do koleżanki, skupiona, poważna.  Przysięgam, że mu nie
zdradzę, ale mnie możesz powiedzieć. O co chodzi?
Amy wyjrzała przez okno, po czym skuliła się w fotelu. Jej drobnym ciałem
wstrząsnął dreszcz, jakby chciała przed czymś uciec.
 Scott nie wie o dziecku.
 Nigdy mu nie powiedziałaś?
 Załamałby się.
 Chyba go nie doceniasz. Przecież ożenił się z tobą, wiedząc, że straciłaś Jema.
 Rywalizacja wreszcie się skończyła. Wygrał.
 Jesteś niesprawiedliwa. On tego tak nie widzi.
 W głębi duszy widzi. A gdyby wiedział, że byłam w ciąży...
 Toby cię zostawił?
 Nie. Tyle że... Chloe, jemu zależy na dziecku. A ja nie mogę się jeszcze
zdecydować. Mimo upływu czasu mam z tym problemy. Miesiącami o nim nie
myślę, po czym nagle wszystko wybucha na nowo. Czasem targa mną tęsknota za
dzieckiem, które straciłam, a czasem odczuwam ulgę, że tak się stało.
 Jeżeli Scott dojrzał do dziecka, a ty wiesz, dlaczego go nie chcesz, przynajmniej
na razie, to powinnaś mu powiedzieć prawdę.
 I co mam powiedzieć?
 Prawdę. Na pewno będzie lepsza niż te katusze, które mu teraz zadajesz.
 Tyle czasu minęło  powiedziała Amy ze smutkiem, który zasnuł cieniem cały
pokój.
*
Ukrywam coś przed Andrew. Nie czuję wcale krążka włożonego na szyjkę
macicy, ale wiem dobrze, że tam siedzi. Przez kilka długich tygodni ćwiczyłam jego
wkładanie i dopasowywałam rozmiar. Jest to najdziwniejszy sekret, jaki
kiedykolwiek miałam. Przedtem, przy innych chłopcach, pchała mnie jedynie
biologia i ciekawość, bo ciałem powodował instynkt, a umysłem dociekliwość.
Mogłam się zdecydować, bo partnerzy się do tego kwapili, ale za każdym razem
przychodziła chwila zawahania i odwrót. Nie skorzystałam z okazji.
Aż do teraz.
Andrew trzyma się poręczy mostka w parku. Promienie malowniczego,
wiosennego zachodu słońca skąpały strumień pod nami. Małe rybki wypryskują
przez taflę światła, całują powietrze. Andrew patrzy na mnie bez żadnego nacisku, ot
zwyczajnie, jakby sprawdzał, czy przy nim jestem. Nic nie mówi, ale spojrzeniem
zachęca mnie, żebym podeszła bliżej.
 Muszę cię o coś spytać.
Obejmuję go w pasie, przytulam się do jego pleców. On kładzie rękę na mojej.
 Słucham.
 Nigdy się nie odżegnywaliśmy, chociaż nie twierdzę, że musimy, ale gdybyś
miał ochotę, to wiedz, że i ja mam. No więc... ?
Andrew milczy, ani drgnie. Po chwili wstaje, góruje teraz nade mną.
 Jesteś... ?
 Tak  przerywam mu.  Jestem gotowa.
Odwraca się, rozplata mi ręce.
 Teraz?
Parskam nerwowym śmiechem.
 Nie w tej chwili.
Patrzy na mnie uważnie.
 A jeżeli coś się stanie?
 Pamiętaj, że ja się na tym znam.
Kładę mu ręce na ciepłej piersi.
 Jesteś najzupełniej pewna? To poważna sprawa. Poważniejsza niż cokolwiek,
co nas dotąd połączyło. Poważna jak małżeństwo.
Sięgam do przedniej kieszeni jego spodni. Zgodnie z moimi oczekiwaniami, jego
ciało daje mi odpowiedz, której on sam nie udzielił jeszcze w słowach.
 Andrew, powiedz, że też chcesz.
*
Nie tutaj, mówię mu, bo za bardzo odurza mnie zapach magnolii. Zapuszczamy
się w głąb posiadłości, gdzie jeszcze nigdy nie byliśmy, gdzie rosną trawy po pas,
które szeleszczą, trącane przez spłoszone myszy. Andrew trzyma mnie za rękę i daje
się prowadzić. Zmignął obok rozćwierkany czerwony ptaszek, za nim brązowy. Nie
stanie się nic więcej, myślę, tylko to, co już miałam w ręku dotknie mnie tam w
środku. Oglądam się za siebie. Andrew się nie uśmiecha, ale ma zupełnie inną minę,
zwłaszcza oczy, spokojne i błyszczące, niebieskie jak poświata księżyca. Na ramieniu
niesie związany sznurem tobołek koców, a w nim termos i pudełko herbatników.
Może tam? proponuję. Zgadza się. Ziemia porosła mchem pod dębem, którego
tanina nie pozwala trawie konkurować z jego korzeniami. Kiedy Andrew rozkłada
koce na płaskim, ocienionym miejscu, każdy nerw brzmi we mnie obcą nutą. Chociaż
znam doskonale jego ciało a on moje, chociaż to, co się zaraz ma wydarzyć, nie jest
ani błahym krokiem, ani chwilą zapomnienia, nie powinnam do tego podchodzić tak
nerwowo, tak naiwnie. Wiaterek wczesnego lata muska mi kark, aż mnie przechodzą
ciarki.
Andrew wkłada skarpetki do półbutów, które stawia pod drzewem. Podchodzi,
rozpościera ramiona, obejmuje mnie delikatnie. Tors ma wilgotny od długiego
marszu w słońcu. Pachnie bryzą znad mokradeł, gorącą, zieloną solą, a gdy zanurzam
się w głębokim pocałunku, zaznaję więcej wilgoci, niż sama wniosłam.
Kładziemy się na kocu na ziemi, jakże chłodnej, i brniemy przez gąszcz
suwaków, guzików, sprzączek. Już całkiem nadzy, splatamy tylko ręce i patrzymy na
siebie. Chciałabym mu powiedzieć, że go kocham, ale nie mam śmiałości. Całuję go
więc tylko w ciepłe i zwinne usta, które rozchylają się ostrożnie, powoli. On dotyka
językiem moich ust, po czym łączy nas żywioł. Aż zapiera mi dech w piersiach,
kiedy Andrew wciąga mój język i wypuszcza, jak gdyby imitował oczekiwany rytm.
Przewracam go. Patrzy, jak wodzę po nim rękami, na przemian muskam
delikatnie jak piórkiem lub mocno ugniatam. Kiedy dochodzę do miejsca
wyzwalającego największą przyjemność, zamyka oczy, wzdycha, jęczy, aż wije się
pod moją ręką, napina z pożądania. Ruszam teraz ustami w podróż, zostawiając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl