[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nieśmiertelna? - Oczy Leslie były szeroko otwarte. -Jak... jak w tym filmie?
Gideon skinął głową.
- Tylko że nie umarłaby nawet wtedy, gdyby ścięto jej głowę. - Wstał, a jego twarz spoważniała. -
Gwendolyn w ogóle nie może umrzeć, chyba że sama odbierze sobie życie. - A potem
zadeklamował cichym głosem: -  Jeśli z miłości sama los przywoła i w pożodze tej miłości zginie".
Kiedy otworzyłam oczy, promienie wschodzącego słońca zalewały mój pokój, unosiły cząsteczki
pyłu i zanurzały je w migotliwym różowym blasku. Inaczej niż zwykle, obudziłam się natychmiast.
Ostrożnie pomacałam przez nocną koszulę ranę pod piersią i przejechałam palcem po brzegach
strupka. Nieśmiertelna. Na początku nie chciałam uwierzyć w to, co mówił Gideon, po prostu
dlatego, że to było absurdalne, a moje życie i tak stanęło na skraju katastrofy z powodu tych
wszystkich komplikacji. Mój rozum po prostu bronił się przed zaakceptowaniem tego faktu.
W głębi duszy jednak od razu wiedziałam, że Gideon ma rację: szpada lorda Alastaira mnie zabiła.
Czułam ból i widziałam, jak nędzne resztki mojego życia zwyczajnie ulatują. Wydalam z siebie
ostatni dech - ale wciąż żyłam.
Temat nieśmiertelności nie opuścił nas przez resztę wieczora. Po pierwszym szoku Leslie i
Xemerius nie mogli zamilknąć.
- Czy to znaczy, że ona nigdy nie będzie miała zmarszczek?
- A jakby spadł na ciebie teraz ośmiotonowy betonowy blok? Czy musiałabyś dalej żyć
rozpłaszczona jak znaczek pocztowy?
- A może nie jesteś nieśmiertelna, tylko masz siedem żyć, jak kot?
- A gdyby jej wyłupić oko, toby jej odrosło?
Fakt, że na żadne z tych pytań Gideon nie znał odpowiedzi, nieszczególnie im przeszkadzał. Pewnie
pytaliby tak przez całą noc, gdyby nie przyszła mama i nie wysłała Leslie i Gideona do domu.
Niestety, była nieprzejednana.
- Proszę, pamiętaj o tym, że jeszcze wczoraj byłaś chora, Gwendolyn - powiedziała. - Chciałabym,
żebyś się wyspała.
Wyspała! Jakby po takim dniu jak dzisiejszy w ogóle dało się o tym myśleć. Było jeszcze tyle do
omówienia.
Odprowadziłam Gideona i Leslie na dół, żeby pożegnać się z nimi przed drzwiami. A Leslie,
kochana przyjaciółka, od razu zajarzyła i pobiegła kilka kroków w stronę przystanku
autobusowego, twierdząc, że pilnie musi do kogoś zadzwonić (usłyszałam, jak mówi:  cześć,
Bertie, zaraz będę w domu"). Xemerius niestety nie był taki taktowny. Zwiesił się głową w dół z
daszku nad drzwiami i wyśpiewywał skrzeczącym głosem:  Pod daszkiem stali i się całowali,
Xemerius o tym wiedział, nikomu nie powiedział".
W końcu niechętnie rozstałam się z Gideonem i wróciłam do swojego pokoju, z mocnym
postanowieniem rozmyślania przez całą noc, telefonowania i snucia planów. Ledwie jednak - tylko
na chwilkę - wyciągnęłam się na łóżku, a już spałam mocno i głęboko. Chyba podobnie było z
pozostałymi - na wyświetlaczu nie zobaczyłam rano żadnych nieodebranych połączeń.
Z wyrzutem spojrzałam na Xemeriusa, który zwinięty w kłębek w nogach łóżka przeciąga! się i
głośno ziewał.
- Powinieneś był mnie obudzić!
- A co ja jestem, budzik, nieśmiertelna pani?
- Myślałam, że duchy... to znaczy demony... nie potrzebują snu.
- Może i nie potrzebują - odparł Xemerius. - Ale po tak sutym posiłku drzemka na pewno dobrze
robi. - Zmarszczył nos. - Podobnie jak tobie dobrze zrobiłby prysznic.
Niestety, miał rację. Ponieważ wszyscy jeszcze spali (w końcu była sobota), mogłam zająć łazienkę
na całą wieczność i zużyć ogromne ilości szamponu, żelu pod prysznic, pasty do zębów, mleczka do
ciała i kremu przeciwzmarszczkowego mamy.
- Niech zgadnę, życie jest piękne, a ty czujesz się, cha, cha, cha, jak nowo narodzona! -
skomentował Xemerius, kiedy uśmiechnęłam się promiennie do swego odbicia w lustrze.
- Właśnie tak! I wiesz co? Nagle zaczęłam patrzeć na życie zupełnie innymi oczami...
Xemerius parsknął.
- Pewnie ci się zdaje, że doznałaś objawienia, ale w rzeczywistości to tylko hormony. Dziś piejesz
ze szczęścia, a jutro będziesz kompletnie załamana - powiedział. - Dziewczyno! To się nie skończy
przez najbliższe dwadzieścia, trzydzieści lat. A potem gładko wejdziesz w menopauzę. Chociaż...
może ty nie wejdziesz. Nieśmiertelna w kryzysie wieku średniego... to jakoś nie pasuje.
Obdarzyłam go łagodnym uśmiechem.
- Wiesz co, mały ponuraku, ty w ogóle...
Dzwięk komórki przerwał mój wykład. Leslie pytała, o której się spotkamy, żeby posklejać
kostiumy Marsjan na imprezę u Cynthii.
Impreza! Nie mogłam uwierzyć, że miała do czegoś takiego głowę.
- Wiesz, Les, zastanawiam się, czy w ogóle tam iść. Tyle się zdarzyło i...
- Musisz iść. I pójdziesz. - Ton Leslie nie dopuszczał sprzeciwu. - Bo ja jeszcze wczoraj załatwiłam
nam osoby towarzyszące i byłoby im naprawdę bardzo przykro.
Westchnęłam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl