[ Pobierz całość w formacie PDF ]

namyślając się nad środkami przeprawy.
Nad wodą rosły olbrzymie drzewa i podawały sobie potężne konary niby dłonie łączące się w
braterskim uścisku.
Był to jakby żywy most, wzniesiony o kilkadziesiąt stóp nad ziemią przez inżyniera-
przyrodę, udekorowany festonami kwitnących pnączy, storczyków i innych roślin, które w
pierwszych promieniach dnia nęciły wzrok żywymi barwami i diamentowymi blaskami
kropelek nocnej rosy.
Bagnisty grunt uniemożliwiał jednak przystęp do strumienia.
Powstańcy posuwali się więc wzdłuż brzegu, upatrując dogodniejszego miejsca.
Trochę wyżej struga rozszerzała się w jeziorko porosłe 100 wodnymi roślinami.
Na środku tego zbiornika mętnych, drzemiących wód wznosiła się maleńka kępa, zarosła
trzciną i drobnymi krzewami.
- Wiesz co, Stachu?
- odezwał się nagle Siekierka.
- Gdybyśmy mogli schronić się na tamtą wyspę, to sam diabeł by nas nie znalazł.
Spędzilibyśmy sobie dzień spokojnie, wypoczęli, a o zmroku hajda, w drogę!
Hę?
Hiszpanie pobobrują w puszczy, a przekonawszy się, żeśmy znikli, udadzą się w pogoń za
nami.
Wtedy dostaniemy się bez przeszkody na punkt zborny.
- Et, lepiej by było iść pomimo wszystko - odparł olbrzym po chwili namysłu.
- Na kępę, na kępę!
- zawołał Józiek.
- Ja już na nogach utrzymać się nie mogę, padnę gdzie pod drzewem i zginę, jap mi Bóg
miły!
- Tak, tak, wypocznijmy!
- naglił Wacek.
- Patrzcie, co się ze mną dzieje - dodał wskazując na buty, z których sączyła się krew.
- Ha, jak chcecie!
- rzekł Stach wzruszając ramionami.
- Należy się tylko ukryć prędko, bo, jak mi się widzi, Hiszpanie znajdują się tuż-tuż.
Jakże się dostaniemy na kępę?
- Wpław!
- rzekł Siekierka.
- Dobrze, wszyscy umiemy pływać!
- potwierdził Wacek.
Zgodzono się na projekt Janka; ażeby jednak nie zamoczyć broni, umieszczono ją na małej
tratewce, powiązanej z grubych gałęzi, wraz z odzieżą i amunicją.
Stach popychał ją przed sobą, inni płynęli tuż za nim.
Przeprawa z początku odbywała się pomyślnie; Stach wylądował pierwszy i wyciągnąwszy
tratewkę na kępę, podał rękę Jankowi i Wackowi.
Józiek opózniał się.
- A prędzejże!
- wołał Siekierka.
Zamiast jednak odpowiedzi Józef, znajdujący się o kilkanaście kroków od towarzyszów,
wydał przejmujący okrzyk bólu i przestrachu; twarz wykrzywiła mu się konwulsyjnie i
zanurzył się pod wodę.
Oi - Co mu się stało?
Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
- krzyknął Wacek.
- O rety, toć on tonie!
Zaledwie wymówił te słowa, gdy Stanisław wskoczył już do jeziorka; kilkoma potężnymi
ruchami muskularnych ramion dosięgnął miejsca, gdzie zniknął kolega, i wyciągnął go za
włosy.
Józiek był jakby sparaliżowany, nie mógł ruszać ani ręką, ani nogą.
Toteż olbrzym z trudem dopłynął z nim do kępki.
Już stawiał nogę na niej, gdy wtem i on krzyknął przerazliwie, podskoczył i upadł tuż pod
nogi towarzyszom.
- Co ci się stało?
Gadajże!
- rzekł Janek wyciągając obu na wysepkę.
Ale olbrzym przez pewien czas nie mógł nawet odpowiedzieć, spoglądając tylko szeroko
otwartymi oczyma, w których malowało się przerażenie.
- Czy ich kajman gonił, czy co, u licha?
- rzekł Wacław śledząc powierzchnię jeziora.
* Kajman - gatunek krokodyla zamieszkujący rzeki amerykańskie.
- Nie, to drętwik, węgorz elektryczny!
- wybełkotał wreszcie olbrzym siadając z trudnością.
* Drętwik - strętwa - ryba o wyglądzie węgorza, żyjąca w rzekach i bagnach Ameryki
Południowej i Zrodkowej; posiada narząd "elektryczny", za pomocą którego może porażać
nawet duże zwierzęta, np. słonie.
- Dostaliśmy uderzenie co się zowie!
O rety, rozetrzyjcie mi ręce, bo mi na nic zesztywniały!
- Drętwik?
A to ci diabeł!
- zawołał Siekierka spełniając prośbę przyjaciela.
Wacek wziął się ze swej strony do rozcierania pokurczonych członków brata i po kilku
minutach zdołał przywrócić mu władzę.
- Oj, oj!
- stękał Józiek, wyciągnięty na ziemi.
- %7łeby tę gadzinę złe chwyciło, to ci potwór, smok podziemny!
Długo jeszcze obaj przeklinali drętwika, który sprawił im taką niespodziankę, i odgrażali się
srodze.
Wreszcie jednak przyszli zupełnie do siebie i ułan pierwszy zaczął się śmiać z przygody.
- Zjedzą diabła Hiszpanie, jeśli nas tu znajdą i dostaną - rzekł.
- Pyszne mamy schronienie!
Rzeczywiście kępa nadawała się doskonale na kryjówkę.
Z daleka wyglądała jak miejsce porosłe trzciną, sitowiem i innymi roślinami wodnymi; miała
z dziesięć łokci średnicy i wznosiła się na parę stóp nad powierzchnię jeziorka.
Po dokładniejszym zbadaniu jej, powstańcy przekonali się, że składa się z kilkunastu grubych
pni drzewnych, które osiadły na dnie i nie mogą spłynąć.
- Możemy się tutaj wyspać po królewsku!
- rzekł Józek przyszedłszy nieco do siebie.
- Ba, ale na czym?
- zagadnął Siekierka rozglądając sie melancholijnie po kępie.
- Ot, tak!
- odparł Józef wyciągając się na ziemi.
- Trochę wilgotno tutaj, co prawda, mustyki dokuczają niemiłosiernie i siła krwi z nas
wypiją, ale co robić?
Generated by Foxit PDF Creator Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Przykryjemy się opończami na głowę, ręce poobwijamy w liście albo szmaty i jakoś to
będzie.
- Podścielmy sobie tej trzciny - dodał Wacław zrywając garść ostrych łodyg.
- Nie ruszajże tego!
- krzyknął Stach powstrzymując go.
- Boże uchowaj, niszczyć zasłonę; jeśli ogołocisz kępę z zieleni, to Hiszpanie przejrzą ją od
końca do końca i przepadliśmy.
- Prawda ci jest!
- mruknął zafrasowany Wacław.
- Ja i tak zaraz usnę, bo mi się głowa kiwa jak temu Chińczykowi w sklepie z herbatą.
Tylko wprzódy trza nogi wymoczyć w wodzie, bo popuchły niby banie i doskwierają
strasznie.
- Można - potwierdził Stach.
- Lepiej potem będzie maszerować.
Wszyscy czterej zdjęli zniszczone obuwie, obficie poplamione krwią.
Od paru dni oddział znajdował się w bezustannym pochodzie; biedne nogi powstańców
wyglądały jak jedna wielka rana; każdy krok sprawiał nieborakom ból nieznośny.
Z rozkoszą więc zanurzyli w wodę okaleczałe członki.
- Och, jak to przyjemnie!
- westchnął Wacław z ulgą.
- Ja bo przed spaniem przekąsiłbym co!
- rzekł Stach, którego potężny organizm dopominał się o swoje prawa.
- No, to zjedz trochę suchara - rzekł Janek.
- Ale pamiętaj, zostaw i dla nas cokolwiek.
Ułan kubański nie dał sobie powtarzać dwa razy tej zachęty i w oka mgnieniu połknął
połowę całego zapasu, mlaskając językiem i patrząc pożądliwie na resztę.
Po tej uczcie wyciągnął się obok towarzyszów na wilgotnej ziemi i po upływie kilkunastu
sekund na kępie zapanowała cisza przerywana ciężkim, chrapliwym oddechem czterech ludzi
pogrążonych w śnie.
Strudzeni nie obudziliby się zapewne wcześniej aniżeli nazajutrz, gdyby nie porwała ich na
równe nogi salwa karabinowa, która rozległa się stokrotnym echem w puszczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl