[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Masz rację. Nie umiem cieszyć się tym, co mam  odrzekła pokornie, bo Jakub czekał na
odpowiedz.  Ja też... powinnam ciebie przeprosić. Gosia rzeczywiście potrzebuje pomocy,
a Aukasz...  Podniosła na Jakuba oczy pełne łez.  Znów trafił do szpitala. Był bliski śmierci i ledwo
go odratowali, a na dodatek... stracił wzrok. Aukasz nie widzi. Nic. Kompletnie nic.
 Gdzie leży?  rzucił tylko Jakub nieswoim głosem.  W którym szpitalu?
 W Aninie.
Bez pożegnania skierował się do wyjścia. Kamila usłyszała chwilę potem ruszający z piskiem
opon samochód.
Taki właśnie był Jakub.
Nieznośny i niezawodny zarazem.
Kamila przysiadła na ławce obok Gosi, która zapatrzona przed siebie być może słyszała ich
rozmowę, a być może nie. Piękna i smutna, otoczona słonecznym blaskiem i kwiatami róż, wyglądała
zjawiskowo i Kamila wcale nie dziwiła się Jakubowi, że zapragnął Małgosię oczarować. Byle jej tylko
nie skrzywdził...
 Gosiu  zaczęła cicho  uważaj na Jakuba, proszę cię. Wiem, jak wiele dla ciebie znaczy,
widziałam, jak kojąco na ciebie działa, ale... on potrafi zadawać ból, wierz mi.
 Jak każdy  odparła Gosia cicho, nadal patrząc na skaczącą po kamieniach fontanny wodę. 
Miałam kiedyś narzeczonego. Gdy byłam młoda i głupia, zakochałam się do nieprzytomności
w pewnym facecie... Był przystojny, bogaty, świetnie ubrany, czarujący  dokładnie tak, jak Jakub 
a do tego diabelnie inteligentny. Naprawdę mógł podobać się każdej dziewczynie... Najpierw owinął
sobie dookoła małego palca mnie, potem moich rodziców. Już widziałam siebie w białej sukni
wiedzioną przez tatę do ołtarza...  Gosia prychnęła i pokręciła głową, jakby sama była zdumiona
swoją głupotą.  Mieszkaliśmy w tym domu  rzuciła krótkie spojrzenie na straszący po drugiej
stronie budynek  i byliśmy naprawdę zgodną, kochającą się, szczęśliwą rodziną. Jak w bajce.
Pieniędzy też nam nie brakowało, bo rodzice potrafili ciężko pracować.../p>
Kamila słuchała jej słów, czując, że zbliża się do tej przeszłości Małgosi, o której opowiadała jej
Janka, i... chyba nie chciała znać dalszego ciągu.
Gosia milczała od paru chwil, patrząc na swoje zaciśnięte w pięści dłonie.
 Rodzice kupili restaurację na Starówce...  Jej głos cichł z każdym słowem, Kamila widziała, jak
Gosia walczy ze łzami, ale nie śmiała jej przerwać.  Bardzo dobrze nam szło do czasu, gdy mafia
zaczęła domagać się haraczu, a tata odmówił.
Wspomnienia tamtego wieczoru powróciły, odbierając Małgorzacie oddech...
Był środek nocy, gdy ostatni klient wyszedł, dziękując za wspaniały poczęstunek, i Marek Bielski
już miał zamykać lokal, gdy w drzwiach pojawiło się dwóch mężczyzn. Jeden rzut oka na ich szerokie
bary i ogolone głowy wystarczył, by powiedział do żony:
 Idz na zaplecze i nie wychodz.
Ona posłała mu przerażone spojrzenie. Niejedną wizytę panów ponurych mieli za sobą, za każdym
razem Bielski wypraszał ich za drzwi, a oni pozwalali się wyrzucić. Może i tym razem skończy się na
pyskówce i przepychankach?
 Uciekaj  syknął i Marta pobiegła na zaplecze, ale nie myślała o sobie. Tego sobotniego
wieczora, gdy gości jest najwięcej, pomagała im córka Gosia i to strach o nią odbierał Marcie oddech.
Wpadła do kuchni, gdzie dziewczyna ze słuchawkami na uszach myła naczynia, zerwała jej te
słuchawki z głowy, chwyciła ją za ramię i pociągnęła za sobą, do małego schowka, do którego wejście
było niemal niewidoczne. Gosia nie była głupia, słyszała podniesione głosy, dobiegające z sali
restauracyjnej, widziała przerażenie matki, bez oporu pozwoliła się więc wepchnąć do schowka
i zamknęła od środka drzwi, tak jak przykazała matka.
 Siedz tu i nie wychodz, aż po ciebie nie przyjdę, rozumiesz?  usłyszała jeszcze jej głos.
 Tak, mamo  odszepnęła, czując narastającą grozę.
Na parę chwil zapadła cisza.
Wtem tę ciszę przeciął straszny krzyk Marty.
Urwał się nagle.
 Mamo...  wyszeptała Gosia, trzęsąc się z przerażenia.
Czuła, wiedziała całą sobą, że stało się coś strasznego, coś najgorszego, i chciała wybiec z ukrycia,
ruszyć rodzicom na pomoc, ale... miała pewność, że ona będzie następna. Skuliła się więc, wbiła zęby
we własną pięść, by stłumić szloch, i trwała tak długie godziny, całym sercem wyrywając się do
rodziców, którzy musieli przecież być po drugiej stronie drzwi, i jednocześnie całą siłą woli trwając
w kryjówce.
Wreszcie nie mogła dłużej znieść niepewności.
Cisza po drugiej stronie drzwi przerażała.
Dziewczyna wypełzła ze schowka, starając się nawet nie oddychać. Bezszelestnie przemknęła
przez kuchnię, ostrożnie uchyliła drzwi prowadzące do jadalni i...
Leżeli oboje, blisko siebie, nieruchomi. Zastrzelono najpierw ojca Gosi, potem matkę, a Gosia do
dziś miała ich widok  zakrwawionych, zmasakrowanych, martwych  przed oczami. Pamiętała każdą
minutę, każdą sekundę tamtej nocy i tamtego ranka. Jak próbowała podnieść mamę, ocucić, nie
wierząc, po prostu nie wierząc, że ona nie żyje. Jak błagała ojca, by otworzył oczy, by odezwał się do
niej. Jak krzyczała  nie, to nie był krzyk, to było wycie  jak wyła i czepiała się rąk rodziców, gdy
wynoszono ich do karetki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl