[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cofnąć, zrobiłbym to  powiedział, patrząc mi głęboko w oczy, jakby oczekiwał, że
zobaczy w nich odpowiedz.
 Max. Wcale nie chciałabym, żebyś cokolwiek cofał. To był najwspanialszy
rok w moim życiu. A to, co mi zrobili... no cóż, mówi się trudno. I tak już coś na
mnie wcześniej testowali. Nie jest powiedziane, że i tego by nie zrobili. Nie masz się
o co obwiniać. Wszystko robiłam zupełnie świadomie  szepnęłam i go
pocałowałam.
 Kocham cię  szepnął Max.
 Ja ciebie też  wyznałam z westchnieniem. Wreszcie to sobie
powiedzieliśmy!!!
Max zszedł z motoru i pomógł mi wstać. Nie przewidzieliśmy tylko jednego 
nogi się pode mną same ugięły. Gdyby mnie nie złapał, leżałabym jak długa. Mimo
moich protestów wziął mnie na ręce (Ha! Teraz byłam przytomna!!!) i zaniósł mnie
pod mój balkon. No tak. Tylko, co teraz?
 Nie dam rady wejść  stwierdziłam.
 Pergola nie wytrzyma ciężaru dwóch osób  mruknął Max.  Nie wniosę cię.
Zresztą i tak nie mam pojęcia, jak miałbym to zrobić.
Wtedy wpadłam na pomysł:
 Może przez kuchnię! Drzwi są na pewno otwarte! Tylko musimy uważać,
żeby nie obudzić moich rodziców.
Pewnie na widok mnie z Maksem, wracających o tej póznej porze, padliby na
zawał.
Oczywiście, tak jak podejrzewałam, drzwi kuchenne były otwarte. A jakże...
Złodzieje z całego miasta! Zapraszamy! Nasze progi zawsze są dla was gościnne!
Max po cichu otworzył drzwi i ostrożnie wniósł mnie do środka. (Ależ to
zalatuje Harlequinem! No cóż, trzeba jednak przyznać, że było to szalenie
romantyczne). Swetera jak zwykle nigdzie nie było widać. Zawsze w podejrzany
sposób znika, gdy tylko Max pojawi się w pobliżu. Hm, ciekawe, czy teraz na mnie
też tak będzie reagować?
Ze schodami poszło już trochę gorzej, bo one potwornie skrzypią. Max musiał
iść przy ścianie, bo inaczej postawilibyśmy cały dom na nogi. Następnie wniósł mnie
do mojego pokoju i położył na łóżku.
Bogu dzięki, że rodzice się nie obudzili! Jakby zobaczyli mnie sam na sam z
chłopakiem w moim pokoju o (zaraz, musiałam zerknąć na zegarek) piątej nad
ranem, to chyba miałabym szlaban do końca życia.
 No dobra, to ja spadam  mruknął Max i pocałował mnie w policzek, a
następnie podszedł do drzwi na balkon.  Podejrzewam, że tędy będzie bezpieczniej?
 Tak  odparłam i uśmiechnęłam się.
 Na pewno dobrze się czujesz?  jeszcze raz spytał, a na czole pojawiła się ta
jego zmarszczka.
 Tak  odpowiedziałam.
W następnej chwili już straciłam Maksa z oczu. Opadłam na poduszki i
zamknęłam oczy. Strasznie dużo się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku godzin.
Momentalnie więc zasnęłam. W ubraniu i butach oczywiście, bo przecież się nie
przebrałam. Ale kogo by to obchodziło w tym momencie?
Następnego dnia stwierdziłam, że czuję się już lepiej, ale też spałam do
dwunastej. W którymś momencie, chyba o ósmej, obudziły mnie dzwięki dochodzące
z kuchni, więc korzystając z tego, że choć trochę jestem przytomna, przebrałam się w
piżamę. Miałam nadzieję, że nikt niczego nie zauważy, ale cóż...
Mama chyba wszystko widzi, bo zaciągnęła mnie do lekarza. Gdzieś tak koło
trzeciej po obiedzie zapakowała mnie w samochód i zawiozła do szpitala. Nie
uwierzycie, kto mnie badał. Tak, ten sam lekarz, co poprzednio.
Stwierdził, że mam lekką grypę i po prostu jestem niewyspana, a mówiąc to
ostatnie, porozumiewawczo do mnie mrugnął. Na serio lubię tego gościa, jest
kapitalny.
Trochę się bałam, no bo przecież on mógłby coś odkryć. Na szczęście tylko
przepisał mi antybiotyk i powiedział mamie, że nie będę mogła brać udziału w
treningach na basenie, bo mogłoby mi to zaszkodzić. Hurra!!!
Antybiotyku oczywiście nigdy nie wzięłam. Po co miałabym się truć, no nie?
Jakiś miesiąc pózniej do Wolftown wróciła Ivette. Gdy tylko się o tym
dowiedziałam, zadzwoniłam do Akiego i jak na skrzydłach pobiegłam do domu Iv.
Drzwi otworzyła mi jej mama.
 Och, dzień dobry, Margo  powiedziała, patrząc na mnie z uśmiechem.
W chwili, gdy się witałyśmy, przed dom zajechał z piskiem opon motocykl
Akiego. Chłopak szybko z niego zsiadł i podbiegł do nas.
 Dzień dobry  zawołał do matki Ivette.  Gdzie Iv?
 Z tyłu domu, na werandzie  odpowiedziała zaskoczona.  Ale muszę wam
coś powiedzieć. Ivette doznała podczas wypadku poważnego urazu głowy... i...
straciła pamięć...
 Pójdziemy do niej  przerwałam jej szybko i pobiegłam za chłopakiem, który
bezceremonialnie pognał już przez ogródek na tyły domu.
 Aki! Poczekaj!  krzyknęłam za nim, ale się nie zatrzymał. Ivette siedziała
na leżaku w cieniu drzew i czytała jakieś czasopismo. Miała jeszcze zabandażowaną
głowę i nogę w gipsie, ale wyglądała już w zasadzie bardzo dobrze. Gdy tylko nas
usłyszała, odwróciła się w naszą stronę.
Aki szybko podszedł do leżaka i usiadł na trawie, a ja przykucnęłam po drugiej
stronie. Iv zdezorientowana patrzyła to na mnie, to na Akiego.
 Ivette, jak to dobrze, że już przyjechałaś!  wykrzyknął z tłumioną radością
Aki, a on raczej nie okazuje emocji.  Jak się czujesz?  spytał jeszcze i delikatnie
dotknął ręką policzka Iv.
Jednak zamiast się zarumienić, czy coś w tym rodzaju, dziewczyna odskoczyła
jak oparzona i spytała z niepokojem:
 Kim ty jesteś? Kim wy jesteście?  Zerknęła niepewnie na swoją mamę,
która właśnie do nas dołączyła.
 Nie poznajesz mnie?  spytał ze smutkiem chłopak, ale zaraz uśmiechnął się
do niej.  To ja, nie pamiętasz mnie?  na jego twarzy malował się prawdziwy ból.
Jednak wzrok Ivette pozostał przerazliwie pusty. Spojrzała na niego i
powiedziała przepraszającym głosem:
 Przykro mi, ale cię nie pamiętam. Mamo...  zawołała słabo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl