[ Pobierz całość w formacie PDF ]

S
R
Ledwie ochłonęli trochę po rozkoszy, Guido zaczął się podnosić.
Sięgnął po swoją koszulę, leżącą na podłodze.
- Już idziesz? - zapytała zawiedziona, że już ją opuszcza. -
Dokąd?
- Tu blisko, do kuchni. - Obejrzał się. - Zrobię ci coś do jedzenia.
- Ale ja nie jestem głodna. Nie chcę jeść, chcę ciebie... Chcę,
żeby wszystko było jak dawniej.
- Na pewno jesteś głodna - stwierdził autorytatywnie. - Samolot z
Europy leciał tu ładnych parę godzin. Więc...
- Był lunch w samolocie.
- Ale ty na pewno go nie jadłaś. Mówiłaś mi kiedyś, że nie
cierpisz kuchni lotniczej.
- No tak - musiała przyznać.
- Widzisz. - Ruszył do drzwi.
Leżąc, nasłuchiwała odgłosów jego krzątaniny za drzwiami.
Szczękały naczynia, zagwizdał czajnik, potem sam Guido zaczął coś
podśpiewywać.
Po paru minutach wrócił, niosąc na tacy dzbanek z kawą i
kanapki.
Podniosła się, wkładając sobie poduszkę pod plecy.
- Robisz to, co ja kiedyś - uśmiechnęła się. - Jeszcze dojdzie do
tego, że sprawisz sobie mundurek stewarda.
Odpowiedział uśmiechem. Postawił tacę na szafce.
- Zajadaj - odezwał się. - Zaraz poczujesz się lepiej.
Lepiej? W jakim sensie lepiej, zastanowiła się Lucy. Przecież
S
R
atmosfera między nimi już stała się dużo lepsza, o niebo lepsza.
Jej optymizm w następnej chwili miał być poddany próbie.
- Bo przecież nadal jesteśmy tylko małżeństwem z rozsądku,
prawda? - Przysiadł obok niej. - Jak na razie nic tu się nie zmieniło.
Zmroziła ją ta obiektywna analiza. Guido po raz któryś
przypomniał, gdzie jest jej miejsce. A miejsce to było bardzo daleko od
okolic jego serca. Mogą spotykać się w jednym łóżku, lecz myślami i
uczuciami będą na zawsze rozdzieleni. W każdym razie on nie
zamierza zbliżyć się do niej, do swojej żony.
Nie tknęła nic z tego, co przyniósł jej na tacy. Skoro on nie umie
jej pokochać, o czym znów przypomniał, to po cóż jej kanapki, które
zrobił teraz dla niej?
Niech sam je zje.
S
R
ROZDZIAA DWUNASTY
Pozostała jednak u męża w Nowym Jorku... Rozsądek wziął górę.
Poza tym Guido wciąż bywał taki czarujący! Umiał odgrywać wiele
ról, wyniosłego księcia, światowca, biznesmena, uwodziciela. Nawet i
troskliwego opiekuna.
- Skontaktuję cię z dobrym lekarzem - zapowiedział Lucy. -
Będziesz tutaj pod opieką najlepszego położnika.
Pokiwała głową, przyjmując to po prostu do wiadomości. Cóż,
niech będzie i położnik! Szkoda, że mąż nie może jej skontaktować z
jakimś... kochającym mężem, pomyślała paradoksalnie. Bardzo by jej
się w tych czasach przydał kochający mąż.
Pobyt w Nowym Jorku przedłużał się. Guido przedstawił w
końcu Lucy swoim przyjaciołom i partnerom biznesowym. Na Boże
Narodzenie polecieli też do Anglii, aby odwiedzić rodziców Lucy. W
czasie tej wizyty Guido perfekcyjnie odgrywał rolę idealnego męża.
Matka i ojciec Lucy byli zachwyceni.
Po powrocie do Stanów chadzali na wystawne przyjęcia i do
opery. Także do luksusowych magazynów, gdzie Guido kupował Lucy
piękne kreacje i klejnoty. Książę zawsze lubił dawać prezenty
kobietom, i swojej żonie także lubił.
- Ale po co mi tego aż tyle! - protestowała.
- Wiem, że nie suknia zdobi człowieka - odpowiadał z
uśmiechem. - Jest odwrotnie, piękny człowiek zdobi swój ubiór. I może
S
R
chcę, żeby właśnie moja żona zaszczycała swoją urodą wszystkie te
fatałaszki i błyskotki, które są po to, żeby je kupować?
Umiał być przewrotny książę Mardivino, o, umiał. Znosiła to i
zawieszała swe protesty. Gdzieś w głębi serca ciągle żywiła nadzieję,
że Guido ujrzy w niej kiedyś coś więcej niż tylko swoją partnerkę
erotyczną i  żonę z rozsądku".
Starała się przy tym nie dopuszczać myśli, że któregoś dnia on
może zakocha się w innej kobiecie i po prostu odejdzie? Nie
powstrzyma go przecież intercyza, zwłaszcza że jej kształt tak czy
owak faworyzuje jego interesy.
Kiedy byli między ludzmi, widziała, że wielu jej zazdrości tego,
co osiągnęła. Oczywiście, sądzili po pozorach. No bo z pozoru
rzeczywiście stanowili piękną parę, a ona sama wygrała los na loterii.
Weszła do starego rodu arystokratycznego, uprzywilejowanego
finansowo i czegóż jeszcze mogło jej brakować? Chyba tylko ptasiego
mleka i gwiazdki z nieba... Tak, lecz nikt nie wiedział, że jej mąż nigdy
nie wypowiedział tych magicznych słów, na które czeka każda kobieta
na ziemi:  Kocham cię".
W chwilach desperacji gotowa była spytać Guida wprost, co on
do niej czuje? Zarazem cofała się przed tą ostatecznością. Bo a nuż
padłoby wtedy przekreślające do reszty jakiekolwiek nadzieje słowo
 nic"? Jak żyłaby przez następne dni, tygodnie, lata z owym  nic"
dzwięczącym w jej głowie, zatruwającym serce?
Któregoś dnia siedzieli przy śniadaniu. Guido przeglądał
kolumny finansowe w gazecie, sprawdzając, jak stoją jego akcje. Akcje
S
R
stały niezmiennie bardzo dobrze, co nie znaczy, że książę Mardivino
gotów był spocząć na laurach. O nie, on nigdy nie był syty sukcesu,
wciąż pomnażał swój i tak bajeczny majątek. Wkładał w to ogromną
energię.
Pochyliła się ku niemu.
- Guido?
- Mmm? - Popatrzył na nią znad płachty  New York Timesa".
Spróbował odgadnąć ze spojrzenia Lucy, w jakim dziś jest
nastroju. Stan jej emocji wahał się, co można było łączyć z
niestabilnością hormonalną. Nie mógł się już doczekać, kiedy jego
żona urodzi dziecko i wróci do równowagi. Liczył na jakąś normalność
między nimi.
- Chciałabym już wracać do Mardivino.
- Do Mardivino? - Uniósł brwi. - Cara mia, dlaczego chcesz
wracać?
- To bardzo proste - spróbowała się uśmiechnąć. - Zbliża się
termin rozwiązania.
- Aha - złożył gazetę - rozumiem. No, ale mimo wszystko...
- Guido, po trzydziestym szóstym tygodniu nie powinnam już
wsiadać do samolotu.
Skinął głową.
- Rozumiem. Cóż, w takim razie wyczarterujemy jakąś maszynę.
Albo może Nico przyleci po ciebie z Europy? On też ma licencję pilota,
tak jak ja.
Nico po mnie? Zrozumiała, że jej mąż osobiście nie pali się do
S
R
powrotu na wyspę. Zrobiła zawiedzioną minę.
- Chcesz, żebym sama leciała do księstwa? Z twoim bratem?
Zreflektował się. W istocie, nie powinna lecieć sama. A
zwłaszcza z jego bratem.
- Przepraszam cię, Lucy. Polecimy razem, oczywiście.
Nie był to najlepszy moment, pomyślała, żeby pytać, co będzie,
gdy dziecko się już urodzi. Jak będą żyli ze sobą i gdzie? Postanowiła
jednak zaryzykować:
- A potem? Czy potem zostaniesz ze mną? Z nami? W
Mardivino?
Wzruszył ramionami, odkładając gazetę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl