[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żony, lecz obie te rzeczy wymagały zastanowienia, on zaś myśląc o nich żadną miarą nie
mógł ich rozdzielić.
Niebawem łóżko zostało posłane i stary jegomość, poprzestawszy na filiżance herbaty,
udał się na spoczynek. Wtedy Kropka, która czuła się na powrót wyśmienicie (naprawdę wy-
68
śmienicie, tak powiedziała), przysunęła mężowi wielki fotel do wnęki obok komina; nabiła
mu tytoniem i podała fajkę; i sama jak co dzień usiadła obok niego na małym stołeczku.
%7łeby tam nie wiem co, zawsze siadała na tym stołeczku. Myślę, że musiała sobie uroić, iż
stołeczek ten obdarzony jest szczególną jakąś mocą przypochlebiania się i przymilania.
Kropka z całą pewnością należała do najznakomitszych napełniaczy fajek na całej, ośmielę
się rzec, kuli ziemskiej. Ach, cóż to był za widok kapitalny, kiedy wkładała swój maleńki
paluszek w lulkę i przedmuchiwała fajkę, a potem udając, że niby to naprawdę coś tkwi w
cybuchu, przedmuchiwała fajkę jeszcze z kilkanaście razy i podnosiła ją do okna niczym tele-
skop, krzywiąc w przezabawny sposób swą prześliczną twarzyczkę. Jeśli idzie o ubijanie ty-
toniu, była istną mistrzynią; gdy zaś zapalała fajkę od zwitka papieru, kiedy woznica trzymał
ją w ustach  przy czym podsuwała płomień tuż pod jego nos, a jednak nigdy go nie osmaliła
 ach, jaki kunszt krył się w tym, jaki niezrównany kunszt!
Oceniły to świerszcz i imbryk, dając znać o sobie ponownym śpiewem. Ocenił jaskrawy
ogień na kominie, wybuchając jaskrawszym jeszcze płomieniem. Ocenił maleńki kosiarz na
szczycie holenderskiego zegara  ocenił swą pracą, na którą nikt nie zważał. Zwłaszcza zaś
ocenił woznica, rozpogodziwszy czoło i wygładziwszy rysy twarzy.
A gdy tak spokojnie i w zamyśleniu John pykał ze swej starej fajki, gdy holenderski zegar
cykał, gdy czerwony płomień migotał, gdy świerszcz świerkotał, w izbie zjawił się nagle duch
domowego ogniska (nim to bowiem był świerszcz) w bajkowej postaci i wyczarował przed
oczami woznicy wiele obrazów tego, co zowiemy domem. Kropki w najrozmaitszym wieku i
najrozmaitszej tuszy zaludniły pokój. Kropki, które były wesolutkimi dziewczynkami biega-
jącymi po łąkach i zbierającymi kwiaty; Kropki wylęknione, na poły wzdragające się i na
poły ulegające błaganiom zamglonego wizerunku jego własnej postaci; nowo zaślubione
Kropki, zajeżdżające przed drzwi domu i biorące w posiadanie pęk gospodarskich kluczy;
macierzyńskie małe Kropki, niosące w otoczeniu fantastycznych Slowboyów niemowlęta do
chrztu; Kropki-matrony, wciąż młode i powabne, przyglądające się Kropkom-córkom tańczą-
cym na wiejskich zabawach; otyłe Kropki, osaczone przez gromady wnuków o różnych bu-
ziach; Kropki pomarszczone, wsparte na kiju i kuśtykające z trudem. Ukazali się też Johnowi
starzy woznice ze starymi, ślepymi Bokserami u ich nóg; i nowe wozy z młodymi woznicami
( Bracia Peerybingle na budzie); i starzy chorzy woznice, pielęgnowani z najczulszą tro-
skliwością; i na cmentarzu pokryte zieloną darniną groby zmarłych wozniców. A gdy
świerszcz pokazywał mu kolejno wszystkie te obrazy  John widział je wyraznie, choć oczy
jego wpatrzone były w ogień  spłynęła nań spokojność i bezbrzeżne szczęście; całym sercem
podziękował swoim bogom domowym i tyle sobie robił z Gruffa i Tackletona, ile wy sobie z
niego robicie.
Ale kim jest ów młody mężczyzna, którego świerszcz czarodziejski umieścił tuż obok jej
stołeczka, gdzie stoi teraz obcy i samotny? I czemu mężczyzna ów nie odchodzi, tylko stoi
wciąż blisko niej, z ręką opartą o półkę nad kominem, powtarzając raz po raz te same słowa: 
Poślubiona! Ale nie mnie!
O Kropko! Kropko, kobieto zabłąkana! W widziadłach twego męża nie ma miejsca dla tej
obcej postaci! Czemu więc cień jej padł na próg jego domu?
69
Zwierkot drugi
Kaleb Plummer i jego niewidoma córka mieszkali całkiem sami we dwoje, jak powiadają
bajki  a moje dla bajek Bóg zapłać (mam nadzieję, że i ty dołączysz swoje), że w ogóle chcą
powiadać cokolwiek na tym spowszedniałym świecie... Kaleb Plummer więc i jego niewido-
ma córka mieszkali całkiem sami we dwoje, w małej drewnianej chałupince-łupince, która,
prawdę powiedziawszy, uznana być mogła co najwyżej za pryszcz na wydatnym ceglanym
nosie Gruffa i Tackletona. Zabudowania fabryki górowały nad całym sąsiedztwem, ale
mieszkanie Kaleba dałoby się zwalić za pomocą kilku młotków, a szczątki jego wywiezć na
jednym wózku.
Gdyby po takiej wrogiej napaści znalazł się ktoś, kto wyświadczyłby domkowi Kaleba
Plummera ten zaszczyt, iż zauważyłby jego zniknięcie, to bez wątpienia pochwaliłby fakt
zburzenia tej rudery. Przylepiony był ów domek do fabryki niczym małża do kadłuba statku,
niczym ślimak do drzwi, niczym hubka do pnia drzewa. Był jednak zalążkiem, kiełkiem, z
którego wyrosło i rozwinęło się do pełnej swej wielkości cielsko Gruffa i Tackletona; a pod
jego krzywym dachem przedostatni z Gruffów robił zabawki dla całego pokolenia wiekowych
już dzisiaj dziewcząt i chłopców, którzy bawili się nimi, przykrzyli je sobie, psuli je i szli
spać.
Powiedziałem, że Kaleb i jego biedna niewidoma córka mieszkali tutaj. Należało rzec ra-
czej, iż Kaleb mieszkał tutaj, jego zaś biedna ociemniała córka mieszkała gdzie indziej  w
zaczarowanym domu stworzonym przez Kaleba, gdzie nie gościło ubóstwo i troska nie miała
dostępu. Kaleb nie był czarodziejem, a tylko w owej jednej jedynej sztuce czarodziejskiej,
jaką jeszcze uprawiać możemy, w magii wiernej, bezgranicznej miłości, natura stała mu się
mistrzynią; dzięki jej naukom mógł ziścić się ów cud.
Niewidoma dziewczyna nie widziała, że sufity są wyblakłe, ściany całe w plamach, tynk tu
i tam wykruszony, że głębokie szczeliny poszerzają się z dnia na dzień, że belki w dachu
butwieją i chylą się ku ziemi. Niewidoma dziewczyna nie wiedziała, że żelazo rdzewieje,
drzewo gnije, tapety obłażą; że kształty, wymiary, prawdziwe proporcje ich domu zmieniają
się ze starości. Niewidoma dziewczyna nie wiedziała, że na stole stoją brzydkie naczynia z
lichej porcelany; że w domu ich mieszka smutek i przygnębienie; że rzadkie włosy Kaleba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl