[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kiedyśmy się trochę oddalili od towarzystwa, nie dać jej odczuć żalu z powodu jej zachowania się. -
Jakże mogłeś, Werterze, znając moje serce - odrzekła tonem serdecznym - w ten sposób wytłumaczyć
sobie moje zmieszanie. Wycierpiałam wiele z powodu pana od chwili wejścia do salonu. Przeczuwałam,
co się stanie i pragnęłam kilka razy ostrzec pana. Było pewne, że zarówno pani S..., jak i T..., raczej
wyniosą się z salonu wraz ze swymi mężami, jakby miały znieść towarzystwo pańskie. Widziałam też, że
hrabia nie może narazić się na zatarg z nimi. Ach..., a... ta cała gadanina! - Jak to, proszę pani? -
spytałem, a wszystko, czego się onegdaj dowiedziałem od Adelina, przemknęło mi przez duszę, niby fala
płomienna.
- Ileż wycierpiałam do tej pory! - zawołała słodka ta istota z oczyma pełnymi łez. Przestałem panować
nad sobą, miałem ochotę paść jej do nóg. - Mów pani wszystko! - zawołałem. Azy spływały jej po
policzkach. Otarła je, nie kryjąc się z tym wcale. - Znasz pan moją ciotkę - powiedziała - była na
zebraniu i patrzyła na całe zajście z oburzeniem. Musiałam zeszłej nocy i dziś rano wysłuchać
straszliwego kazania na temat znajomości z panem. Musiałam słuchać słów złych, zawistnych,
poniżających pana, i nie mogłam cię nawet bronić, jakbym pragnęła.
Każde słowo przenikało niby miecz serce moje. Nie czuła, jaką by mi wyświadczyła łaskę, zatajając to
wszystko przede mną przez samą litość. Nie poprzestając na tym, dodała jeszcze wszystko, co ludzie
mówią i mówić będą i wyliczyła tych, którzy będą się radować i triumfować. Rozwodziła się, że uważać
będą mą przygodę, jako karę za me zuchwalstwo i lekceważenie innych, co mi już od dawna zarzucano i
rozprawiała szeroko, jak ich to musi cieszyć i śmieszyć zarazem. Popadłem w rozpacz, a wściekły jestem
dotąd, rad bym przebić szpadą śmiałka, który by się ośmielił słowo rzec i czuję, że tylko widok krwi
mógłby mnie uspokoić. Sto razy chwytałem nóż, by ulżyć zbolałemu sercu. Podobno konie szlachetnej
rasy, gdy są zdenerwowane biegiem i przedrażnione, instynktownie nagryzają sobie żyłę, by upuścić krwi
i przyjść do siebie. I ja też często rad bym sobie otworzyć żyłę, by uzyskać wolność wieczystą.
24 marca
25
Poprosiłem o zwolnienie ze służby i mam nadzieję, że uzyskam to u dworu. Wybaczcie, że nie starałem
się uprzednio o waszą zgodę na to. Nie mogłem pozostać na stanowisku, a z góry wiedziałem, co
usłyszę, jak mnie będziecie namawiali, przekonywali, wszystko wiem... i dlatego... Uwiadom o tym
matkę w sposób oględny. Sam sobie poradzić nie umiem, przeto nic dziwnego, że dla niej żadnej rady
nie mam. Odczuje to boleśnie, wiem dobrze. Pożałuje pięknej kariery syna, która zawieść go mogła do
dostojeństw tajnego radcy czy ambasadora, a tak nagle się skończyła i rumak bojowy wrócił do stajni.
Myślcie, co chcecie, rozważajcie wszystkie możliwe sposoby i okoliczności, w których mógłbym
zatrzymać stanowisko... ja odchodzę. Jeśli chcecie wiedzieć, co ze sobą pocznę, to donoszę wam, że
książę, którego poznałem, polubił mnie i chętnie ze mną przestaje. Posłyszawszy o mym postanowieniu,
zaprosił mnie do siebie na wieś na całą wiosnę. Zapewnił mi zupełną swobodę, ponieważ zaś do pewnego
stopnia rozumiemy się, przeto zaryzykuję i pojadę z nim.
19 kwietnia
Postscriptum
Dziękuję ci za oba listy. Nie odpowiadałem, czekając z wysłaniem listu aż do otrzymania zwolnienia ze
służby, gdyż obawiałem się, że matka zwróci się do ministra i utrudni mi przeprowadzenie zamiaru. Ale
już po wszystkim: zwolnienie mam. Nie chcę wam mówić, z jaką niechęcią mi go udzielono i co mi
napisał minister, gdyż zaczęlibyście narzekać. Następca tronu przysłał mi na pożegnanie dwadzieścia
pięć dukatów i skreślił kilka słów, które mnie do łez wzruszyły. Nie potrzebuję przeto brać od matki
pieniędzy, o które niedawno prosiłem.
5 maja
Wyjeżdżam stąd jutro, ponieważ zaś me miejsce rodzinne leży w odległości zaledwo sześciu mil od drogi,
którą pojadę, przeto wstąpię tam, by odświeżyć wspomnienia dawnych, szczęsnych, prześnionych
czasów. Wjadę tą samą bramą, którą wywiozła mnie po śmierci ojca matka, po to, by się zamknąć w
obrzydliwym mieścisku. Bądz zdrów, Wilhelmie, doniosę ci o szczegółach mej podróży.
9 maja
Odbyłem z nabożnym skupieniem pielgrzyma wędrówkę do miejsc rodzinnych i wznieciła ona we mnie
dużo niespodziewanych uczuć. Kazałem zatrzymać konie pod starą lipą, stojącą o kwadrans drogi od
miasta S. Wysiadłem i poleciwszy pocztylionowi jechać dalej, ruszyłem pieszo, chcąc nacieszyć się wedle
upodobania dawnymi, wskrzeszonymi wspomnieniami. Stałem oto pod lipą, będącą za czasów
chłopięcych celem i ostatnim kresem mych przechadzek. Jakże się wszystko zmieniło! Wówczas,
szczęśliwy nieświadomością, rwałem się w świat nieznany, który obiecywał tyle pokarmu dla serca, tyle
rozkoszy, mających wypełnić i zaspokoić łaknącą i utęsknioną duszę. Teraz, przyjacielu drogi, wracałem
z rozłogów świata po utracie wielu nieziszczonych nadziei i zburzonych planów. Przede mną widniały
góry, ów cel mych nieustannych pożądań. Siadywałem tu godzinami i tęskniłem do nich, pragnąc całą
duszą błąkać się po borach i dolinach, wabiących z tej uroczej, mglistej dali. Z jakąże niechęcią
opuszczałem ulubione to miejsce, zmuszony o pewnej porze powracać! Zbliżyłem się do miasta,
pozdrawiając znane z dawna domostwa, okolone ogródkami. Na nowe spoglądałem z urazą i takie same
uczucia budziły we mnie wszystkie inne zmiany. Wszedłem bramą i od razu poczułem się u siebie. Drogi
mój, nie chcę rozwodzić się szczegółowo: to, co mi sprawiało tak wielką rozkosz, wydałoby się w
opowiadaniu bezbarwne i nużące. Postanowiłem zamieszkać w rynku tuż obok naszego dawnego
domostwa. Po drodze zauważyłem, że szko- ła, gdzie zacna, stara nauczycielka więziła taki tłum młodych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]