[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ułożył się na tapczanie i spoglądał żałośnie.
- Wiem, że to nie twoja wina - westchnął ciężko Per. - To ja zrobiłem,
zaraz posprzątam. Nie właz w to, bo sobie porozcinasz łapki. - Przyniósł
miotłę i szufelkę.
Przyjechał do kliniki wcześniej, żeby się starannie przygotować do dnia
pracy, ale najwyrazniej coś mu nie szło.
Najpierw nie mógł znalezć kluczyka do swojego gabinetu, następnie
mocno uderzył się o ostrą, wystającą krawędz stołu, teraz z kolei to szkło.
"Może lepiej, żebym wrócił do domu. Chyba Loli, bogini nieszczęścia,
uwzięła się znowu na mnie."
Uprzątnął z biurka bałagan, po czym usiadł za nim. "Po prostu poczekam
- myślał - aż Patty i Lindgren przyjdą od biura. W ten sposób przynajmniej
nie zdemoluję całego gabinetu".
Freya kiwnęła ogonem na znak zgody. Per oparł się całym ciężarem na
fotelu, położył obie nogi na biurku, ręce założył na głowę.
To był fantastyczny weekend. Miał nadzieję, że Eryce też się podobał.
Ale w drodze powrotnej coś się między nimi popsuło. Była taka milcząca.
Pogubił się zupełnie w myślach.
O co chodziło? Czy będzie mógł powrócić na straconą pozycję.
%7łałował bardzo, że matka opowiedziała Eryce o Jodi. Pragnął sam jej o
tym powiedzieć. Wyjaśnić, czym była dla niego tamta historia, już od
początku definitywnie skończona.
Od razu wiedział, że Jodi nie lubi Minnesoty i zimna tu panującego.
Mówiła o tym otwarcie, tak jak Eryka, ale on był wtedy bardziej naiwny.
Myślał, że jego miłość zmieni Jodi, że sprawi, iż dziewczyna pokocha
jednak to miejsce.
Nie udało się, i to nie ze względu na to, jak i czy w ogóle go kochała.
Ona była po prostu inna, należała do innego świata.
Wierzył w to, że Eryka potrafi zrozumieć północ. Teraz obawiał się, że
nie udało jej się to, że czuła, iż nadszedł czas wracać do siebie.
Wydawało mu się, że wie, co ich łączyło i nie jest w stanie zatrzymać jej
tutaj. Chyba żeby go kochała. Ale, o ile jeszcze tydzień temu, był tego
RS
92
pewien, teraz coraz bardziej w to wątpił. Podczas całej tej długiej podróży
do domu, nawet na niego nie chciała spojrzeć.
Dzwonek przy drzwiach obwieszczał czyjeś przybycie. Usłyszał donośne
głosy. Freya nasłuchiwała przez chwilkę, po czym wybiegła szybko,
machając przyjaznie ogonem.
Przyszły jego asystentki. Nie ruszył się z miejsca, dopóki nie zjawiły się
w gabinecie.
- Dzień dobry! - przywitały go.
- Dzień dobry! - odpowiedział.
Pani Lindgren zdjęła swój futrzany kapelusz, pozwalając czarnym lokom
rozsypywać się swobodnie wokół głowy.
Patty niedawno skończyła dwadzieścia jeden lat i ożywiała otoczenie
swoją werwą i energią.
Jej szare oczy patrzyły ciekawie spod sporej grzywki.
- Podjęłyśmy decyzję, doktorze.
- Jaką?
- Przenosimy klinikę. - Uśmiechnęła się szeroko.
Per badawczo spojrzał w twarz pani Lindgren. Uśmiechnął się lekko.
- Dokąd?
- Gdziekolwiek, gdzie jest gorąco: Hawaje, Diego, Miami.
- Albo przynajmniej ciepło - dodała pani Lindgren.
"Co im wszystkim nagle się stało? To nie wina Eryki, że nie lubi zimna,
ale co z tymi dwiema?"
- O czym wy mówicie?! - krzyknął nagle.- Najpierw chcecie
klimatyzacji, bo wam zle, potem znowu jest wam za gorąco, teraz z
powrotem jest zimno. O co wam chodzi? O deszcze zwrotnikowe, o burze
piaskowe?
Kobiety popatrzyły na Pera dziwnie.
- Pójdę zrobić kawę - powiedziała pani Lindgren.
- A ja posprzątam gabinet.
Odwróciły się i wyszły, a Per osunął się na krzesło. Wszystko
sprzysięgło się przeciwko niemu jednemu. Niedługo jeszcze Freya powie
mu, że go porzuca, także ze względu na klimat.
Przeszedł się korytarzem.
- Rozbiłem butelkę soli fizjologicznej. - Zajrzał do gabinetu.
- Zauważyłam - odparła krótko pani Lindgren.
RS
93
Wrócił do swojego pokoju.
Zadzwonił telefon.
- Ja odbiorę - krzyknął. To była Eryka.
- Wyjeżdżam trochę wcześniej na konferencję do San Diego -
powiedziała. - Mam bilet na dzisiaj.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]