[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tam nie można gotować.
- Czy to jeden z tych hoteli dla kobiet? Rygor i tak dalej?
- Jeszcze jaki - uśmiechnęła się.
George sprawiał wrażenie, że bawi go ta rozmowa.
- Godzina policyjna i całe te ceregiele?
- No właśnie.
- I jak pani to znosi?
- Nie przeszkadza mi to. Przez te przepisy i ograniczenia czuję się nawet jak w
domu.
- A gdzie jest ten dom?
- W Sedalii w Missouri.
- Nie znam - powiedział cicho, coraz bardziej wpatrując się w nią.
- I nic dziwnego, ale dla mnie to był dom.
- A dlaczego pani przyjechała do San Francisco?
- To długa historia. I nudna - powiedziała to w nadziei, że nie poprosi, aby dalej
opowiadała.
- W takim razie, jeśli oczywiście nie myśli pani, że się narzucam, zapraszam na
kolację i tam mi wszystko pani opowie.
Oszołomiła ją ta propozycja. Do tego stopnia, że nie mogła zdobyć się na żadną
odpowiedz.
65
S
R
- Oczywiście, jeśli pani nie ma ochoty, to wszystko w porządku.
- Nie, nie. Proszę mnie zle nie zrozumieć. Bardzo chętnie. Nie spodziewałam się...
- To świetnie. Uporządkuję tylko parę rzeczy w biurze i możemy iść.
Mary Beth pobiegła do toalety. Wymyła twarz i nałożyła świeżą warstwę szminki.
Serce waliło jej tak mocno, że w każdej chwili zdawało się wyskoczyć z piersi. Powoli,
zaczęła się sama uspokajać: - Nic o nim nie wiesz. Jego żona pewnie wyjechała, albo...
lubi odmianę od czasu do czasu. Nie rób sobie nadziei. - I cały czas, kiedy tak się
uspokajała, nie wierzyła w nic z tego, o czym myślała. Miała to być jej pierwsza w życiu
randka z mężczyzną. Z dojrzałym mężczyzną.
Gdy wychodziła, uderzyło ją, że mógł pomyśleć, iż specjalnie została dłużej, żeby
się z nim spotkać. Nie, niemożliwe. Przecież nie wiedziała, że on zostaje.
George czekał na nią z nieodłącznym uśmiechem. Zanim wyszli, upewniła się, czy
drzwi są zamknięte. W windzie nie rozmawiali, dopiero na zewnątrz George zapytał, gdzie
chciałaby pójść.
- Wszystko jedno. Jestem przecież obca w mieście.
- Faktycznie. Zapomniałem.
Zabrał ją do jakiejś restauracji, gdzie usiedli w rogu, z dala od innych gości. George
zamówił martini, a ona białe wino.
- No i jak się pani podoba praca w biurze?
- Jak na razie, w porządku. Nigdy nie podziękowałam, że mi pan powiedział o...
- Nie ma za co. Naprawdę. Zawsze mamy kłopoty z tą posadą. Mam nadzieję, że
pani nas nie zostawi.
- Ja też.
Stała się do tego stopnia podejrzliwa, że przez chwilę myślała, iż zaprosił ją po to.
żeby się upewnić, że zostanie w firmie. Coś chyba nie tak ze mną - przemknęło jej przez
głowę - dlaczego miałby się tym przejmować? To sprawa pani Volney.
- Miała mi pani opowiedzieć, dlaczego pani przyjechała do San Francisco.
Opowiedziała mu skróconą historię swojego życia aż do przyjazdu do tego miasta.
- A pan? Proszę mi opowiedzieć o sobie - zdumiona była własną odwagą.
- A cóż ja mogę opowiedzieć takiego, co by interesowało młodą, atrakcyjną
kobietę?
66
S
R
- To może już ja osądzę - powiedziała, zdając sobie sprawę, że zaczyna flirtować.
- Jak pani wie, jestem prawnikiem. Mam czterdzieści cztery lata.
Zdumiało ją to oświadczenie. Z pewnością na tyle nie wyglądał. Musiała sprawiać
wrażenie bardzo poruszonej, bo pierwszy raz zobaczyła smutny uśmiech na jego twarzy.
- Rozczarowałem panią?
- Nie. Raczej zaskoczył mnie pan. Wygląda pan tak młodo.
- Pan, pan; może George. Jesteś słodka z... mogę tak mówić? - Skinęła głową -
jesteś słodka z tym: wygląda pan tak młodo. Ale muszę przyznać, że cieszy mnie, że tak
myślisz.
- Naprawdę tak myślę. No i co jeszcze pan... mi opowiesz?
- Jestem wdowcem. Mam syna i córkę. Oboje studiują i nie mieszkają ze mną. %7łona
zmarła dwa lata temu na raka i od tego czasu prowadzę żywot starego kawalera.
- Przykro mi.
- Nie ma powodu. O takich rzeczach los decyduje za nas. Utrata żony była ciężkim
ciosem - ona była bardzo młoda, ale utrata dzieci... to znaczy, nie chciałbym, żebyś mnie
zle zrozumiała, ale... córka wyjechała na studia zaraz po śmierci żony, a syn rok pózniej.
Nagle zostałem pozbawiony życia rodzinnego i pełnego domu i zostałem sam - nie mówił
tego, żeby wzbudzić w Mary Beth współczucie, lecz po prostu stwierdzał fakty. - To już
chyba wystarczy. A teraz, co zjemy?
Rzuciła okiem na menu i zapytała:
- A co proponujesz?
- A jak bardzo jesteś głodna?
- Coś bym zjadła.
- W takim razie proponuję stek. Jeżeli lubisz.
- W porządku.
Przyszedł kelner i odebrał zamówienie. George poprosił jeszcze o drugie martini, a
ona poprzestała na jednym winie.
- Jaka jest twoja specjalność?
- W czym? - zapytał na powrót już w dobrym nastroju.
- Jako prawnika - szybko wyjaśniła, licząc, że przytłumione światło ukryło
rumieniec.
67
S
R [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl