[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie ma takiego przepisu, że stare samoloty nie mogą latać.
Nawet linie pasażerskie używają wysłużonych maszyn.
- Ależ, dziadku! - zawołała Lissa. - To, że nie jest to bezprawne,
nie oznacza, że jest słuszne.
- Lissa ma rację, panie Hannelly.
- Niech pan nie próbuje zmienić mojego zdania, młody
człowieku - odburknął Will.
- Zostawiam to Lissie. Dziękuję bardzo za benzynę.
- Odjeżdżasz już, Andy? - zapytała zaskoczona Lissa. - Nie
mieliśmy nawet okazji należycie ci podziękować.
- Zapraszamy pana do pozostania na noc - przyłączyła się
Margaret.
- Dziękuję za zaproszenie, ale nie mogę go przyjąć. Dobranoc.
Wszyscy, z wyjątkiem Lissy, skierowali się w stronę domu.
- Co miałeś na myśli, mówiąc, że to ja powinnam zmieniać
dziadka? - zapytała, kiedy Andy tankował benzynę. - To się nie uda.
- Jesteś jedyną osobą, która może tego dokonać.
145
RS
- Po co? Wszystko jest już w porządku. Problem starego
samolotu sam się rozwiązał.
- Starego samolotu już nie ma, ale nadal jest stary pilot. -
Spojrzenie Andy'ego było niezwykle zawzięte. Zaniepokoiło to Lissę.
- Mam go wysłać na emeryturę? Zrobiłam już wystarczająco
dużo. Dlaczego ja?
- Dlaczego ty?! - Lissa nie widziała jeszcze, żeby Andy był tak
wściekły. - Ponieważ nie możesz dzwigać przez całe życie bagażu
przeszłości! Ponieważ nie chcę, abyś zginęła z winy Willa. Nie chcę
budzić się po nocach z myślą, czy przeżyjesz następny dzień.
Przećwiczyłem już to w wojsku i stanowczo mam dość. Przemyśl to i
podejmij stosowne kroki. Jeżeli stchórzysz i uciekniesz z domu, to nie
licz, że ci pomogę. Chcę być z kobietą, która jest silna i potrafi podjąć
wyzwanie.
Zakończył tankowanie i wsiadł do samolotu.
- Do widzenia, Lisso.
Po tych słowach Andy włączył silnik.
146
RS
ROZDZIAA DZIEWITY
Terry wrócił do domu z kilkoma tylko siniakami. Will przywitał
go jak bohatera, co rozwścieczyło Lissę. Uważała, że należała mu się
raczej surowa nagana.
- Leciałeś samolotem, który nie był bezpieczny, Terry - zaczęła,
gdy zostali sami. - Nie miałeś licencji!
- Nadeszła pocztą, więc wszystko było w porządku. Poza tym
firma ma teraz nowy samolot.
- To nieistotne! Mogłeś zginąć! Terry wzruszył jedynie
ramionami.
- Wszystko wypadło świetnie, więc o co się martwisz? Wiesz, że
dziadek ma rację i to cię gryzie, tak? Brak ci lojalności - spojrzał na
nią spod oka. - Sądziłem, że cię znam, Lisso, ale teraz widzę, że się
myliłem. Może to i dobrze, że się nie pobraliśmy. Muszę już iść. Will
na mnie czeka.
Lissa była rozczarowana, że Terry nie wyraził skruchy z powodu
nieodpowiedzialnego lotu. Jeszcze bardziej irytowało ją jednak to, że
mimo swojej licencji pilota siedziała bezczynnie w domu. Will
powierzał nowy samolot wyłącznie Terry'emu. Ona została odsunięta
na boczny tor. I pomyśleć tylko, że to wszystko dlatego, że walczyła o
bezpieczeństwo firmy Hannelly.
Odkąd znała miejsce spoczynku rodziców, wcale jej nie było
lżej. Nie chciała rozdrapywać starych ran. Zledztwo w sprawie
wypadku nikomu by nie przyniosło korzyści.
147
RS
Tymczasem najgorsze dopiero nastąpiło. Pewnego dnia, gdy
przeglądała papiery, zorientowała się, że babcia zasięgała porady u
adwokata.
- Nie mogę uwierzyć, że składasz wniosek o formalną seperację
z dziadkiem! - krzyczała Lissa, wymachując papierami.
Margaret odebrała jej dokumenty.
- Chodz, Lisso. Pójdziemy na spacer.
- Ależ, babciu...
- Wez żakiet, kochanie. Czekam na ciebie przed domem.
Lissa zrobiła to, o co prosiła ją babcia i za chwilę obie szły już
znajomą ścieżką.
- Cóż za piękny dzień - zaczęła Margaret.
- Jak możesz tak mówić? - Lissa czuła się potwornie. Andy
opuścił ją, dziadek i Terry ignorowali, a babcia również najwyrazniej
szykowała się do odejścia.
- Kiedy się zestarzejesz, to nauczysz się dostrzegać piękno
niezależnie od okoliczności. - Margaret uśmiechnęła się.
Usiadły na zwalonym pniu.
- Chcesz odejść, babciu? - zapytała Lissa ze smutkiem.
Margaret wzięła do ręki patyk i obracała nim, przyglądając się
szybującym w powietrzu jesiennym liściom.
- Muszę wyrwać się z tego miejsca, Lisso. Jeżeli twój dziadek
zdecyduje się iść razem ze mną, to będę bardzo rada. Składam
wniosek o separację, aby mu pokazać, że nie żartuję.
148
RS
- Byliście małżeństwem przez tyle lat. Jak możesz? Lissa była
załamana. Cały jej świat legł w gruzach.
- Zrozum mnie - mówiła Margaret, grzebiąc patykiem w ziemi. -
Spędziłam całe życie w jednym miejscu. Dopóki miałam dzieci, a
potem ciebie, było mi to obojętne. Teraz chciałabym jednak zobaczyć
trochę świata - westchnęła ciężko. - Nawet nie wiesz, jak
zazdrościłam ci, że widziałaś Wielki Kanion Colorado. Will nigdy nie
miał czasu, żeby mnie tam zabrać. Zdecydowałam, że sama ruszę w
świat. I tak nie pozostało mi już wiele czasu...
- Nie mów tak, babciu - zaprotestowała Lissa, choć w głębi
duszy wiedziała, że Margaret ma rację.
- Może dziadek pojedzie z tobą.
- Z samolotami i Terrym jako wiernym pieskiem? Nie sądzę. -
Margaret uśmiechnęła się z pogardą.
- Cieszę się, że nie myślałaś poważnie o Terrym. To pracowity
[ Pobierz całość w formacie PDF ]