[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na świat dziecko Gabby, ścisnął mocno kierownicę. Koła wjechały w wodę spływającą ze zbo-
cza na drogę. Musiał zwolnić. Gdyby popełnił jakieś głupstwo, mógłby nie dotrzeć do domu.
Dzieliło go od niego niecałe półtora kilometra. Musi zachować rozsądek.
Czuł się tak, jakby chodziło o jego dziecko. Był zazdrosny. W idealnym scenariuszu
Gabby nosiła jego dziecko. Myślał nawet, że on, Gabby i Bryce stworzą kiedyś rodzinę. Gdyby
tylko nie zachowywał się ostatnio jak głupiec. Oskarżał Gabby o coś, czemu nie była winna.
Teraz to nie miało znaczenia.
Zadzwoniła jego komórka. Spojrzał na numer. To Eric. Miał nadzieję, że dzwoni Gabby.
- Tak?
- Możesz pojechać Canyon Circle! - krzyknął Eric do słuchawki.
- Co?
- Canyon Circle. Słyszałem... przejezdne.
- Da radę? - Nie chciał nigdzie utknąć. Ale gdyby dał radę, zaoszczędziłby kwadrans.
- Nie wiem, raczej tak. - Połączenie zostało zerwane.
Wzdychając, Neil skręcił na trakt, który przypominał szeroką ścieżkę. Przeklinał błoto,
pogodę i drogę, którą z trudem dało się pokonać. Niestety Canyon Circle zostało podmyte, więc
znów skręcił, tym razem na szlak starego parku narodowego, gdzie ostatecznie ugrzązł w bło-
cie. Sam nie miał szansy wyciągnąć samochodu.
- Cholera - zdenerwował się, zbierając sprzęt i leki, które zdołał unieść. - Dlaczego to nie
może być łatwiejsze?
W odpowiedzi usłyszał jedynie grzmot. Ruszył na piechotę, ślizgając się w błocie. Za
którymś razem torba mu wypadła i wylądowała w pobliskich krzakach. Na szczęście o coś za-
czepiła, więc kiedy się podniósł, sięgnął po nią i brnął dalej, zwalniając ze strachu, że gdyby się
zranił albo zniszczył zawartość torby, nie byłby w stanie pomóc Gabby.
A przecież to było najważniejsze. Tak więc bez zbędnego pośpiechu pokonywał potoki i
strumyki, aż dotarł na tyły swojego domu. Na moment zatrzymał się, zadzwonił do Erica, by
mu powiedzieć, że droga okazała się nieprzejezdna i że znajdzie swój samochód na początku
szlaku, gdzie pewnie musi poczekać na poprawę pogody. Potem wszedł do domu przez tylne
drzwi.
- Gabrielle! - zawołał.
Jego gumowe podeszwy zaskrzypiały na posadzce, zostawiając ślady błota.
- Jest w pokoju od frontu - oznajmiła Dinah, biorąc od niego torbę lekarską i podając mu
ręcznik.
- Pani jest pielęgniarką?
- Dinah Corday. Byłam pielęgniarką, teraz jestem szefową kuchni.
Ma miły uśmiech, pomyślał Neil, i wydaje się kompetentna.
Wszedł do pokoju i spojrzał na Gabby. Wyglądała tak spokojnie. O wiele spokojniej, niż
on się czuł.
- Nie tego się spodziewałem - rzekł, kiedy Dinah go minęła i założyła Gabby mankiet
aparatu do mierzenia ciśnienia.
- A czego?
- Chyba krzyku. Miałem taką podróż, że przez ostatnie dwadzieścia minut krzyczałem,
więc bym się nie zdziwił.
Gabby się zaśmiała.
- Ja nie krzyczę, ale mogę zmarszczyć czoło. - Ściągnęła twarz, a potem znów się za-
śmiała. - Czuję się dobrze. Ty wyglądasz na kogoś, kto mógłby krzyczeć. - Wskazała na błoto,
które z niego kapało. - Albo wziąć prysznic.
Spuścił wzrok na kałuże pod stopami na ulubionym orientalnym dywanie swojej byłej
żony. Jak to się dziwnie składa, że zniszczył go z powodu kobiety, którą w końcu pozwolił so-
bie pokochać.
- Kłopoty to twoja specjalność, co? Wysłałem cię tutaj, żebyś trzymała się z dala od kło-
potów.
- Ciśnienie w normie - rzekła Dinah, przykładając z kolei słuchawkę do brzucha Gabby.
- Cieszę się, że cię widzę, Neil. Bardzo chciałam, żebyś tu był.
- Naprawdę? - Spojrzał jej prosto w oczy. - Po tym, co się działo przez ostatnie tygodnie?
- Zerknął na Dinę, która udawała, że jej tam nie ma, a potem wrócił wzrokiem do Gabby. - Nie
byłem pewien, czego chcesz.
- Musimy porozmawiać. Chcę ci powiedzieć... Dopadł ją kolejny skurcz, jak dotąd naj-
silniejszy.
Neil chwycił ją za rękę i trzymał przez kilka sekund. Jego dłoń prawie pobielała.
- Masz krzepę. - Potrząsnął ręką, by przywrócić krążenie. - Szczęśliwie zostało mi jesz-
cze kilka palców, gdybyś chciała je złamać.
- Bardzo się cieszę, że jesteś - powtórzyła. - Nawet gdyby Walt Graham przypłynął tu ka-
jakiem, wybrałabym ciebie. Masz jakieś pięć minut do kolejnego skurczu, więc lepiej weź
prysznic, bo chcę trzymać cię za rękę.
- Jesteś pewna? - Spotkali się wzrokiem.
Neil ujrzał odpowiedź w jej oczach. Szybko się odwróciła, tak szybko, że znów zaczął
powątpiewać w jej uczucia. Swoich był pewien.
- Jestem pewna, że taki brudny nie możesz w tym uczestniczyć. A ja chcę, żebyś przy
mnie był. Umyj się i wróć przywitać mojego syna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl