[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zakochana.
A. J. dopiła resztę kawy, po czym cisnęła kubek w
126
stronę kosza na śmieci.
- Nie cierpię, kiedy mi przerywasz.
- Wiem. - Uśmiechnął się szeroko. - Może byśmy
spędzili dzisiaj miły, spokojny wieczór u ciebie w domu?
- Dawidzie, Clarissa jest moją matką i bardzo się o
nią niepokoję. Powinnam...
- Bardziej skoncentrować się na sobie. - Położył ręce
na jej biodrach. - I na mnie. - Mocnym, zdecydowanym
ruchem przejechał nimi wzdłuż jej pleców. - Powinnaś
także bardziej zatroszczyć się o mnie.
- Chcę, żebyś...
- Staję się ekspertem od twoich zachcianek. -
Wargami musnął jej usta.
Dużo słabsza, niżby tego chciała, podniosła ręce do
jego piersi.
- Dawidzie, chyba się umawialiśmy. Jesteśmy w
pracy.
- Zaskarż mnie. - Ponownie ją pocałował, kusząc i
pieszcząc, kiedy wsunął ręce pod jej żakiet. - Co pod tym
nosisz, A. J.?
- Cholera! - Złapała się na tym, że kołysze się
kusząco.
- Dawid, mówię poważnie. Umówiliśmy się
przecież. - Znów ją delikatnie pocałował. - Nie mieszajmy
biznesu z... och, do licha. - Zapomniała o biznesie, o
umowie i obowiązkach. Namiętnie przywarła do jego warg
i oboje zatracili się w pocałunku.
- Och, przepraszam. - W drzwiach stanęła Clarissa,
spuściła oczy, chrząknęła. Wiedziała, że nie powinna oka-
zywać radości, a już nie wolno jej było powiedzieć, że
wibracje w tym pokoju mogłyby stopić stal. - Chciałam
tylko poinformować, że wszystko już gotowe.
127
A. J. nerwowo obciągnęła żakiet.
- Dobrze, zaraz tam będę. - Poczekała, aż zamkną się
drzwi, po czym zaklęła jak szewc.
- Idziecie łeb w łeb - rzucił beztrosko Dawid. - Naj-
pierw tyją przyłapałaś, teraz ona ciebie.
- Nie widzę w tym nic śmiesznego - warknęła A. J.
- A ja uważam, że traktujesz siebie zbyt poważnie.
- Być może, ale taka już jestem. A ty oczywiście nie
pomyślałeś, co by się stało, gdyby tu wszedł ktoś z ekipy?
- Ujrzałby producenta, który całuje się ze wspaniałą
kobietą.
- Ujrzałby agentkę, która podczas pracy całuje się z
producentem. I zaraz wszyscy zaczęliby o tym plotkować!
- I co z tego?
- I co z tego? - powtórzyła z grozną nutą w głosie.
- Dawidzie, jak widzę, świetnie się bawisz, jednak
przypominam ci o umowie. To, co nas łączy, ma pozostać
naszą tajemnicą, mieliśmy nie dopuścić do żadnych plotek i
spekulacji.
- Nie przypominam sobie aż tak szczegółowego
paragrafu - stwierdził z komiczną powagą.
- Dość tych drwin! - syknęła.
- Wcale nie drwię. Mieliśmy jedynie nie mieszać
spraw zawodowych z prywatnymi.
- No właśnie! W tym mieści się wszystko.
- Ale nie to, byśmy mieli ukrywać, że coś nas łączy.
- Owszem, i musimy to ukrywać!
- A niby dlaczego? - spytał ze złością.
- Bo jedna ze stron umowy sobie tego życzy - wark-
nęła.
- To dziecinada... Cholera, przecież jesteśmy
dorośli!
128
- Dla mnie to nie dziecinada. Nie zamierzam trafić
do kroniki towarzyskiej Variety.
Był naprawdę zły. Nie odpowiadała mu już rola
konspiracyjnego kochanka.
- A. J., trudno się z tobą dogadać.
- Tylko wtedy, gdy ktoś próbuje mną manipulować.
- Wcale tego nie robię!
- Owszem, robisz. Twierdząc, że postępuję infantyl-
nie, usiłujesz zdeprecjonować mój sposób myślenia i w ten
sposób nakłonić do zachowań, na które nie mam ochoty.
- Popatrz tylko, a ja nawet nie wiedziałem, że ze
mnie taki geniusz intrygi. - Nie mógł powstrzymać się od
drwiny i kpiącego uśmieszku, choć wiedział, że to błąd.
- Koniec rozmowy! - rzuciła wściekle. - Skoro tak ci
wesoło, poszukaj sobie innego towarzystwa. - Ruszyła do
drzwi.
- Auroro, przepraszam! - Złapał ją za rękę. - Wcale
nie jest mi wesoło, po prostu nie rozumiem, po co ta cała
konspiracja.
- Już ci mówiłam, bo jedna ze stron umowy sobie
tego życzy.
- Ależ to absurd! Jesteśmy dorośli i możemy robić...
- Tak, masz rację - przerwała mu. - Możemy robić
to, na co mamy ochotę. A ja mam ochotę spotykać się z
tobą w konspiracji.
Na takie dictum nie było dobrej odpowiedzi.
- Tak, rozumiem... a właściwie nie rozumiem. Nie
rozumiem, dlaczego tak właśnie chcesz.
Spojrzała na niego uważnie.
- Na pewno rozumiesz, ale skoro nalegasz, powiem
ci. Otóż zarówno chcę uniknąć niepotrzebnych spekulacji,
jak i współczujących spojrzeń, gdy będzie po wszystkim.
129
Wreszcie pojął, ale wcale nie poczuł się lepiej. A. J.
od samego początku czekała na koniec ich romansu i
właśnie temu podporządkowała swoje postępowanie.
- Zgoda, niech będzie, jak chcesz - mruknął i
podszedł do drzwi. - Czeka na nas praca.
Dlaczego aż dudniło w nim od złości? Przecież A. J.
miała rację, z ich umowy jasno wynikało, że zachowają ten
związek w tajemnicy. A on przystał na to ochoczo.
Niezobowiązujący romans z intrygującą i wspaniałą ko-
bietą, czy może być coś lepszego?
Teraz jednak odbierał to inaczej. Dusił się w tej całej
konspiracji, miał jej szczerze dość. Ale cóż, zgodził się na
nią, więc musi dotrzymać słowa... a zarazem szukać spo-
sobu, by zmienić reguły.
Wiedział, co ryzykuje: piekielną awanturę, a może
nawet zerwanie. Wiedział jednak również, że dłużej nie
może to tak trwać. Zabrnęli z Aurorą w ślepy zaułek i
trzeba było się z niego wydostać. Razem, a jeśli coś pójdzie
nie tak, osobno.
Cóż, nie wszystkie zerwania są ostateczne...
W czasie przerwy A. J. podeszła do Aleksa. Dawid
obserwował jej chód - szybki i energiczny - i chłodny
wzrok. W klasycznym kostiumie wyglądała na kogoś, kim
w istocie była: na odnoszącą sukcesy bizneswoman, która
wie, czego chce i potrafi to zdobyć. Bystra, zdecydowana i
niezwykle grozna dla oponentów, szczególnie takich,
którzy łamią umowy i zasady.
Pomyślał, jak inaczej wygląda, kiedy się kochają -
rozluzniona, promienna... i tak samo niebezpieczna.
Wyjął papierosa i niecierpliwie potarł zapałkę. Jaką
strategię miał wybrać, jaką drogą pójść, by osiągnąć swój
cel? By nie tracąc tego, co już zdobył, zyskać wszystko?
130
Zadumał się głęboko.
- Panie Marshall? - A. J. z grzecznym, ale
stanowczym uśmiechem przerwała dyskusję, którą Alex
prowadził z jednym z pracowników. - Czy możemy
porozmawiać?
- Oczywiście, panno Fields. - Staroświeckim
zwyczajem ujął ją pod rękę. - Wygląda na to, że zdążymy
wypić kawę.
Udali się do pokoju, w którym przed paroma
godzinami była z Dawidem. Nalała kawę i podała kubek
Aleksowi. Nie zdążyła otworzyć usta, jak ją ubiegł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]