[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoje oblicze na płótnie, pochodzi z Edessy i wyprzedza o cztery wieki analogiczne
wzmianki o powstaniu wizerunku na chuście św. Weroniki. Według przekazów Jezus miał
sobie wytrzeć skrwawi ona twarz kawałkiem płótna wziętego od jednego ze swoich
uczniów. Być może więc chusta Weroniki powstała jako kopia "świętego oblicza" z Edessy
po przywiezieniu go do Konstantynopola w 944 roku. Istniała także hipoteza, że "całun" i
"święte oblicze" z Edessy to jedno i to samo. Okazała się ona jednak nieprawdziwa z
chwilą, gdy datowanie radio-węglowe ustaliło wiek całunu na lata 1260-1390, zaś zródła
historyczne sugerują, że "święte oblicze" z Edessy powstało w okresie pomiędzy szóstym
wiekiem a rokiem 1204.
Zachowało się kazanie Grzegorza, arcydiakona konstantynopolskiej katedry Hagia
Sophia, wygłoszone w 944 roku, gdy "święte oblicze" z Edessy przywieziono do
Konstantynopola. Według jego relacji na płótnie oprócz oblicza istnieje także plama po
ranie w boku Jezusa. Grzegorz musiał więc widzieć całą postać Jezusa ze skrzyżowanymi
rękami. Powstaje zatem pytanie, jak to możliwe, by płótno ze "świętym
Obliczem" z Edessy nosiło ślady rany w boku Jezusa, jeżeli nie było całunem
grobowym, którym był całun turyóski?
Gdyby utożsamić "święte oblicze" z Edessy z całunem, otrzymalibyśmy wiele
wyjaśnień. Przede wszystkim należałoby dojść do wniosku, że chusta Weroniki była kopią
twarzy z całunu, wykonaną w czasie, gdy całun znajdował się w Konstantynopolu. Idąc
dalej tym tropem można byłoby dojść do wniosku, że pierwowzorem wszystkich
"świętych obliczy" był właśnie ów całun z Edessy. Można przyjąć więc hipotezę, że między
szóstym stuleciem a rokiem 1204 istniała relikwia, która jako "święte oblicze" z Edessy
pod wieloma względami odpowiadała całunowi. Ta hipoteza odrzucałaby jednocześnie
istnienie fałsze-rza-artysty z XIV wieku. Odrzucałaby także wyniki datowania
radiowęglowego. Czy można tym wynikom jednak zaprzeczyć? Czy datowanie
radiowęglowe, jako pochodna fizyki jądrowej, może dawać błędne wyniki? Czy jest to
metoda niezawodna?
Przypomnijmy: przedstawiciele trzech różnych krajów, niezależnie od siebie,
przeprowadzili badania radiowęglowe. Wśród nich byli i katolicy, i kwakrzy, istniała więc
różnorodność wyznaniowa.
Wziąwszy pod uwagę fakt, że całun turyński padł ofiarą pożaru, że przez stulecia
narażony był na dym płonących świec, można dopuścić myśl, że okoliczności te mogą
utrudniać dokonanie dokładnego datowania radiowęglowego. Próbki wzięte do datowania
pobrano z brzegu całunu, który prawdopodobnie był dotykany choćby przez dostojników
kościelnych podczas częstych pokazów relikwii. To dawałoby dodatkową grozbę
zanieczyszczeń. Zanieczyszczenia mogłyby więc być jednym z powodów błędu w
datowaniu radiowęglowym.
Istniej ą uczeni przeciwstawiający się tym tłumaczeniom i okolicznościom. Twierdzą
oni, że gdyby je nawet uwzględnić, stanowiłyby zaledwie 0,1 procenta błędu w datowaniu
radiowęglowym. Jednakże są też i tacy, którzy twierdzą, że datowanie radiowę-glowe,
mimo swej precyzji naukowej, może dawać nieścisłe wyniki. Wszystkie te wątpliwości
dałoby się, być może, rozstrzygnąć, gdyby władze papieskie nie zabraniały dostępu do
"świętych obliczy".
Nasuwa się więc pytanie zasadnicze: dlaczego Kościół utrudnia te badania? Czym
można tłumaczyć uporczywe wzbranianie dostępu do chusty ludziom z zewnątrz,
uczonym? Niedopuszczenie osób świeckich do relikwii stało się bowiem stałym zakazem
Kościoła. Dlaczego?
Pytanie to staje się tym bardziej zasadne, gdy Kościół sam przyznaje, że istnieją
również wątpliwości natury historycznej co do istnienia "świętej Weroniki" i sytuacji
odpowiadającej popularnej legendzie. Kobiety o tym imieniu nie ma w oficjalnym wykazie
świętych Kościoła rzymskokatolickiego. Utrzymanie święta ku jej czci (12 lipca)
motywowane jest zatem chęcią podtrzymywania legendy.
Chusta może być przecież kopią "świętego oblicza" z Edessy, wykonaną przez malarza
z X wieku. Nie mamy pewności, czy płótno przechowywane dziś jako chusta jest tym
samym płótnem, które pokazywano średniowiecznym pielgrzymom. Czy chusta i inne
"święte oblicza" przypominaj ą splotem całun?
Jaki interes ma dzisiaj Kościół w tym, aby wzbraniać badaczom dostępu do zródeł i
ukrywać prawdę?
Może więc ma rację wspomniany wcześniej brytyjski fizyk, dr Michael Straiton, który
twierdzi, że w XIV wieku ukrzyżowano człowieka w taki sam sposób jak Chrystusa, jego
zwłoki owinięto tkaniną i tak oto, w wyniku procesu wywołanego przez działanie słońca,
powstał tajemniczy całun.
Wziąwszy pod uwagę inne zbrodnie, jakich Kościół dokonał w imię Chrystusa, oraz
okoliczności zmierzające do celowego utrudniania badań, skłonni jesteśmy przyznać rację
tej hipotezie, pomijając nawet racje innych uczonych.
Zagłada %7łydów
"Spraw , Panie Boże, by nasza Ojczyzna była zawsze wolna od tego ludu z piekła
rodem" - to fragment inskrypcji z jednego z Kościołów Deggendorfu, przypominający rzez
%7łydów, jakiej tam dokonano 30 września 1337 roku. Dalej, w tym samym Kościele,
czytamy także takie oto wyjaśnienie: "%7łydzi sązabija-ni i tępieni przez chrześcijan
okazujących gorliwość miłąprawdziwemu Bogu". W zdaniu tym chyba najlepiej wyrażony
został stosunek chrześcijaństwa i Kościoła katolickiego do %7łydów i judaizmu.
Dwutysięcznej historii Kościoła towarzyszą tysiące przykładów eksterminacji %7łydów na
wielu kontynentach, przy czym wiek XX niekoniecznie musiałby zostać tu uznany za
okres najbardziej tragiczny.
Stosunek Kościoła katolickiego do %7łydów i judaizmu należy do najtrudniejszych
problemów w całych jego dziejach. Rozliczenie się obu stron konfliktu, wzajemne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]