[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nogach. Przywarłem do jego szyi, trzymając się jej mocno, żeby
nie spaść. Koń Luisy też stanął dęba i, choć byłem zajęty
uspokajaniem Henry ego, nie mogłem nie podziwiać tego, z jaką
wprawą radziła sobie ze swoim wystraszonym wierzchowcem.
Potem czas jakby zwolnił, w chwili gdy oślepiająca eksplozja
białego światła uderzyła w drzewo kilka kroków od nas.
Wydawało się, że samo powietrze detonowało, rozchodząc się
wokół z siłą huraganu. Poczułem, że spadam z grzbietu Henry ego.
Lecąc, słyszałem rżenie koni, pisk Luisy i tętnienie kopyt, a potem
walnąłem w ziemię, boleśnie ciężko. Nie mogłem nabrać oddechu,
czułem zimno na stopach. Gapiłem się w szaroczarne niebo,
patrzyłem na lejące się na mnie strugi deszczu powykręcane przez
wichurę, na błyski przeskakujących między chmurami piorunów,
łukiem opadających w dół, aby znowu uderzyć w drzewa.
Patrzyłem jak gruba różowo-biała błyskawica z trzaskiem wbija się
w najwyższe drzewo, jak mniejsze spirale elektryczności ze
skwierczeniem przebiegają po rozpołowionym, nadpalonym pniu i
jak tańczą na ziemi. Nadal nie mogłem nabrać oddechu, bolały
mnie piersi, płuca paliły.
Dlaczego tak mi było zimno w stopy?
Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że moje buty zniknęły.
Powoli odzyskiwałem oddech, potem czując zawroty głowy, z
trudem się podzwignąłem na rozchwiane nogi. Henry stał kilka
metrów dalej, potrząsając łbem i odskakując od Luisy, która starała
się go na tyle uspokoić, by mogła chwycić jego zwisające luzno
wodze. Jeden z moich butów tkwił zaczepiony w strzemieniu,
drugi stał na baczność na ziemi, jakbym sam go zdjął i tam
zostawił. Kapelusz walał się trochę dalej, turlał się po ziemi
popchany wiatrem.
Luisa zdołała pochwycić wodze Henry ego i ruszyła w moją
stronę. Zobaczyła, że się podnoszę, i ciągnąc za sobą oba konie,
szybko podbiegła. Przekładając w jedną rękę wodze obu
wierzchowców, drugą wyciągnęła do mnie.
 Caden, ests herido?
 He?  Nie znałem ani słowa po hiszpańsku, zresztą mój
umysł chyba jeszcze nie pracował na pełnych obrotach.
 Herido& ranny? Nic ci nie być?  Przebiegła po mnie
wzrokiem, spostrzegła moje stopy w teraz przemokniętych białych
skarpetach.  Twoje buty, gdzie one być?
 Chyba nic mi nie jest. Piorun mnie nie trafił, ale było
blisko.  Chwyciłem but uwięziony w strzemionie, jednak nie
mogłem go wyciągnąć. Gumowa podeszwa stopiła się z metalem,
a Henry w miejscu styku ze strzemionem miał przypaloną sierść. 
Piorun chyba uderzył najpierw w drzewo, a potem łukiem w
strzemiono. Stopiło się, widzisz?
Luisa przyjrzała się butowi i strzemieniu, poruszała butem i
w końcu udało jej się go oderwać.
 Ty mieć wielkie szczęście.
 Też tak uważam  zgodziłem się.  Miałem farta jak
cholera. A z tobą wszystko okej?  Krzywiąc się, wciągnąłem but.
Od przypalenia trochę się zdefasonował, ale lepsze to niż chodzić
na bosaka. Drugi był cały, jego też włożyłem.
Luisa kiwnęła głową.
 O tak, estoy bien.
Staliśmy blisko siebie, twarzą w twarz, pioruny waliły już
gdzieś dalej, chociaż ulewa wciąż trwała, lało tak, jak tylko może
lać podczas szalonych burzy w Wyoming. Konie zarżały, Henry
ocierał łbem o nozdrza wałacha. Stado chyba poszło naprzód, ale
nie byłem pewny. Musiałem je odszukać i sprowadzić na północny
padok, tylko że w tamtym momencie mogłem myśleć tylko o
Luisie stojącej zaledwie centymetry ode mnie. Twarz miała
zwróconą w moją stronę i wydawało się, że się zbliża, że jest coraz
bliżej i bliżej. Poczułem zimny mokry dotyk jej koszuli na swojej,
a potem coś miękkiego wciskającego się w moją pierś.
Każda komórka mojego ciała była w tej chwili nastrojona na
nią. Nawet nie znałem jej nazwiska, ale wiedziałem, co się dzieje.
Wiedziałem, czego pragnę. Chciałem poczuć jej usta na swoich.
Od chwili gdy ją zobaczyłem, ani razu nie pomyślałem o mamie i
ojcu, nie myślałem o pustym bezdennym bólu w moim sercu, w
mojej duszy. Nie czułem się osamotniony. Ja byłem Cadenem, ona
Luisą, i tylko to się liczyło.
Na piersi poczułem ukłucie jej sterczących brodawek i w
jakiś sposób moje dłonie znalazły się na jej talii, a ona wtuliła się
we mnie całym ciałem. Miała takie brązowe oczy, takie duże.
Długie rzęsy trzepotały w deszczu, włosy czarne jak węgiel,
skręcone w mokre loki, opływały jej policzki, spływały na czoło i
szyję. Poczułem jej dłonie na swoich ramionach i oddech na
twarzy.
 Bsame&
 Co? Ja nie& nie znam hiszpańskiego.  Ale chyba się
domyślałem, o co jej chodziło.  Mogę cię pocałować?
Tylko się uśmiechnęła i przysunęła się jeszcze bliżej.
 S. To właśnie powiedzieć.
Jej usta były ciepłe, duży kontrast z zimnym deszczem.
Czułem się tak, jakby piorun wciąż spalał mnie od środka, uderzał
w każdą część mnie, tę, która się stykała z jej ciałem. Wygięła
plecy w łuk, szykując się do pocałunku, przycisnęła usta do moich
i wczepiła się palcami w moje ramiona.
Pocałunek trwał wieczność. %7ładne z nas nie przerwało go
pierwsze; oboje, zdyszani, oderwaliśmy się od siebie w tym
samym momencie. Oczy Luisy wpatrywały się uważnie w moje.
 Już wcześniej się całować, ale nie tak.  Położyła mi dłonie
na tyle głowy, przyciągnęła ją do siebie i wargami chwyciła moją
dolną wargę, a we mnie coś eksplodowało.  Szkoda, że padać
deszcz.
Odsunąłem się i popatrzyłem na nią pytająco.
 Dlaczego?
 %7łeby pocałunek nie musieć się kończyć.  Coś w jej
nieporuszonym, gorącym spojrzeniu mówiło, że chodzi jej nie
tylko o pocałunek.
Moje policzki spłonęły, kiedy zrozumiałem, co miała na
myśli. Wydawała się taka spokojna, taka opanowana. Kiedy
rozmawialiśmy, mówiła powściągliwym tonem, zrównoważonym,
nie przeklinała, nie używała wulgarnych określeń. Nie
gestykulowała, poruszała się z gracją, a teraz ta& ta
bezpośredniość. Nie spodziewałem się tego.
Musiała zauważyć, że się zaczerwieniłem, bo jej usta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl