[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tylko rzewnie.
- W Aodzi jest bardzo dużo wron, a srok prawie zupełnie nie ma - oznajmiłem.
Gośka odchyliła głowę, spojrzała na mnie jakoś niepewnie spod niepoważnie trzepoczących
rzęs, więc szybko powiedziałem:
- Kocham cię - a potem: - Chodzmy już, jest ci zimno.
- Ależ nie. Przeciwnie, jest mi zupełnie ciepło i dodała rzeczowo: - Mamy bardzo ładną zimę
tego roku. - Trochę ociągając się wstała. - I ja lubię mego kochanego chłopczyka.
Przytuliła się do mego ramienia.
Przeszło mi przez myśl, że owo:  chłopczyka nie jest na olimpijskim poziomie. Uśmiechnąłem
się z pewnym poczuciem wyższości i uświadomiłem sobie, że jest mi ogromnie miło i że przepełnia
mnie dobroć i wyrozumiałość.
- Chcesz posłuchać, jak mi serce bije? - powiedziała Gośka i rozpięła szybko guzik przy palcie
na wysokości piersi.
- Chcę.
I szliśmy wolno pod rękę w stronę jej domu.
- Będzie nam dobrze razem i mój mąż przed pójściem do szkoły czy na uniwerek będzie wypijał
rano kubas gorącego mleka - szepnęła ocierając się o moje palto trochę po kociemu. - A te
papierochy na łeb wyrzucę! - i wyjęła mi z ust nie zapalonego jeszcze bałtyka.
- Moja ptaszynka! - powiedziałem teraz już na głos: metafora wydała mi się jednak ładna i
adekwatna do stanu uczuć. Nie mogłem natomiast, i to mnie trochę drażniło, dokładnie sobie
uprzytomnić, czy właściwie oczy ma błyszczące, czy zamglone. były z lekka bure i większe niż
wtedy, kiedy przyglądałem im się dyskretnie w klasie... Jaka ona podobna do mojej siostry! Nawet
z tych kropek sadzy na nosie - widocznie przed wyjściem z domu rozpalała w piecu - i z tych
pogróżek o mleku rano.  A pudziesz! przekomarzałem się, pamiętam, z siostrą. - Przynieś mi
szklankę bimbru, bimber najzdrowszy na czczo.
- O, ten pan, co tam przed domem opatruje osłonki na badylach, to mój tatuś. Wejdziesz do nas,
prawda? Poznasz tatusia.
To będzie tak:  Poznajcie się, panowie. Mój profesor i wymyśli jakieś kłamstewko, powód, dla
którego profesor odprowadził ją na takie przedpiekle. Obaj będziemy wiedzieli, że to kłamstewko,
bo przecież musiała mu już o mnie mówić. Nie powie przecież:  Moja sympatia , bo jak? ojcu? I
przy mnie? Tym bardziej nie powie:  Narzeczony. Tak będzie się dopiero mówić już potem, jak
polubimy się z ojcem. Któregoś dnia chrząknę i oznajmię drewnianym głosem:  Chcę pana prosić o
chwilę rozmowy ... A teraz zaraz po owym:  Mój profesor , spyta:  A, pan profesor z jej szkoły,
prawda. I te jakieś zbyteczne czynności: otrzepywanie ze śniegu, wyjmowanie z kieszeni pa-
pierośnicy - jak zawsze, kiedy nie wiadomo, o czym mówić.  A tak! I asystent uniwersytetu, i
poeta - uzupełni szybko Gośka z doskonale robionym uśmiechem, choć on to wszystko już wie.
 Hm, łagodną zimę mamy tego roku, nieprawdaż? Proszę, może pan profesor pozwoli do miesz-
kania? -  Nie, ja już właściwie muszę... I zabrudzę państwu podłogę. Tyle śniegu na dworze. -
 Ale gdzież! Jakie tam u nas podłogi. Gośka, daj panu profesorowi wycierak!... A Warszawa
caluśka zniszczona, prawda? Caluśka podobnież zharatana? ... A Gośka tymczasem będzie
podgrzewać mleko, potem postawi je przed nami, takie z kożuchem, parujące, w kubankach w
pąsowe różyczki albo krasnoludki, i w przelocie pogładzi mnie po włosach, i to będzie naprawdę
miłe, ale ja poczuję się jeszcze bardziej nijako. Wezmie album z fotografiami:  To tatuś, jak był w
wojsku, a to mamusia, jeszcze wtedy panna. Spójrz, jakie miała długie włosy! To dziadek! -  A to
kto? - wskażę uśmiechając się pobłażliwie na fotografię przedstawiającą golaska, który leży na
secesyjnym stoliku, pokrytym kożuszkiem, z podniesioną główką, tyłeczkiem do góry, a ona,
troszkę zaczerwieniona, szybko zakryje to zdjęcie dłonią i przerzuciwszy co prędzej kilka kart,
pokaże ciocię w kapeluszu z woalką do połowy czoła. Dopiero potem powie:  Tamto to podobno
ja, jak miałam pól roku, ale nie patrz tam. A od tego mleka i buzującego pieca nogi zrobią się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl