[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ci to dwaj modzi, Jarosz i Poch, orali teraz z wiosn pola, siali jarzec i owili osk ryb
w PiaSnicy. Stary Wyszka radowa si patrzc na tych dwu modych silnych wyrwidbów.
Bya to radoS niemocy, i jest w tej puszczy przed napaSci zasona, mska rada i mocna
piS, wesooS a zdrowie.
Gdy si wieczorem wszyscy z rodziny zeszli, a sudzy i czeladx obsiada komin w wiel-
kiej izbie, starzec lubi gwarzy o tym, co robi za modu i co widzia we Swiatach. Cz-
sto mu si to i owo pltao, i syna poczytywa za ojca, a wszystko obecne przenosi
kdyS tam, w zamierzch starodawnoS. To, co byo na pocztku, za jego modych lat,
pamita najwyraxniej, jakby si dziS waSnie albo wczoraj stao. Tego zaS, co si wczo-
raj waSnie przydarzyo, czstokro wcale nie móg spamita i dobrze we waSciwym
miejscu pamici wmurowa. Tego dnia, w kocu maja, gdy si na obiad z pola zeszli
i pod lipy wycignli stó z awami, eby tutaj na socu i powietrzu warz spoy, Wy-
szka, poniósszy do ust par zaledwie yek swego mleczywa, j zaraz perorowa. Bajk
im rozpowiada, jako zwykle.
- Be roz - rzecze - jeden kowol, ten y wesoo, a s nie cierowo uo Boga ani uo djoba. Jak
uon pozno, e uon be wnet uumar, uon rzek do swojego uucznia:
- Ciej jo uumrze, tej mie wo motk ji por dudziech, uostrech gozdzy w zark.
Ten uucze to zrobie, a tak kowol be zachowany. Tej uon szed do niebiesciech dwierzy
a chco bec do nieba wpuszczony. Ale Swity Pioter rzek:
- Jo ce ni mog do nieba wpuscec, te jes za wieldzi grzesznik. Biej dale!
Kowol szed dale, a przeszed do pieka. Ale tam nie be nicht kole dwierzy, a te dwierze bee
zamke. Tej uon wz swój motk a klepo na dwierze. To czele ty djoble a posale jednego
zazdrzec, co to za trzosk tam be. Ale jak djobe dwierze uodemk a wezdrzo, kowol uuchwy-
cy go za uucho a przebi na stronie. To tego djoba barzo bolao, a wrzeszczo barzo. Tede
posale djoble jednego inszego, uon mio zazdrzec, czemu ten djobe tak mocno wrzeszczo.
Ale jak uon dwierzamy wezdrzo, kowol uuchwoce go te za uucho a przebi go na dredzi
stronie. Tej wrzeszczele ty dwaji djoble tak gosno, ja noweszy djobe rzek:
- Jo musz sm zazdrzec, co tam je.
Ale jak uon przed dwierze wezdrzo, kowol chco go te uuchwocec a przebi. Uon skok
chutko w ty a zatrzas dwierze. Tej uon szed tylneme dwierzamy a uucek do Boga, a rzek:
81
- Przed mojeme dwierzamy je jeden kowol, ten przebi ju dwuch uod mojech djobów za
uusze do dwierzy, a to nie felowao wiele, e uon mie samego nie przebi. Te go muszesz do
nieba wzc, bo jak ja go do pieka wezm, tej jo nie uostan pan w piekle!
Bóg nie chco te kowola do nieba wzc, ale ten djobe rzek:
- Ja uostan tak dugo tu, ja te go do nieba wezniesz! Tak musze Bóg kowola do nieba wzc,
bo djoba uon doch ni móg uotrzemac.
Opowiedziawszy t bajk Wyszka dugo Smia si z diabów przybitych za uszy do odrzwiów
pieka, mlaska warg i jzykiem o bezzbe dziso i nos zakrzywiony ze staroSci kierowa to
tu, to tam, badajc wraenie wywoane przez powieS.
Zachwycao go mstwo kowala i chcia je mie przez suchaczów uczczone. Modzi jako tako
przyjli gadk dziadow, ale ulubienica wszystkich, gadka Tekla jednym uchem zowia treS,
a drugim j wnet wypuScia. Nic w tym nie dostrzega ciekawego.
Suszya zby do modego Pruszaka i chichotaa z nim o czymS tam ich wasnym.
Stary bysn rozzoszczon xrenic i zacich wynioSle. Wiedzia przecie, co mówi i do kogo.
Chcia uczy tych oto modych walki z diabem, jak sam z nim mocowa si za ycia. Mao
to Zy wyla na drogi jego dawne zoSci i zdrady! Ile to krzywd zada! Kto móg zliczy
straszne podstpy i zncanie si Smtka, gdy si nie spodzie - uderzenia piSci midzy oczy
w godzinie przecudnych wzrusze - krwawe zapasy, nkania, przyduszenia, podbicia kolan,
osaczenia tak przemySlne, i tylko aska Boga moga z obiey tych wybawi.
Wspomina. Wspomina wszystko. Uszed w swój Swiat i zapomnia, e s obok niego dzie-
ci, wnuczka, sudzy, otroki, parobcy i dziewczyny. Widzia smugi krwawych bojów swych,
szturmy kuszami machin i motem nieulkym pod oson matki-tarczy w krainie pruskich
apostatów i pogan, w chemiskiej ziemi. Jako sny suny przed nim nakielskie i sartawickie
dziea, szataskie poczynania Zakonu. A gdy wspomnieniem dociera do modych, Swianto-
pokowych dni, znowu do jego macaa po lewym boku, a nie znalazszy szukaa za pasem
rkojeSci.
Oto widzenie drugiej wojny krzyackiej: Swiantopok straci Nako, a marszaek prowincji
pruskiej Teodoryk von Bernheim pustoszy Kaszuby a do Pucka. Ksi pan mioSciwy tu
w tych Scianach ojcowych nad wod PiaSnicy szuka snu i schronienia. Przepyway w pami-
ci sawne poraenia mistrza prowincji Berlewina, gdy w zwizku z powstacami sudawskimi
wojsko pomorskie wycio Krzyaków w pie i trupami ich zasao pola. Ile bojów, ile noc-
nych podejS, Wis na czónie pod krzyacki Toru, pod krzyackie Chemno! W pogo
wieczn za nimi, po tropach ksicia Mestwina, którego jak szatany wydzieraj z rk ojcu
i wodz omamem z miejsca na miejsce! Poraki, ucieczki, ucieczki botem i lasem, spanie
w Sniegu, w wiklach, w szuwarze. NapaSci nocne, podejScia ranne, czyhanie w widach No-
gatu na statki ich, cignione w stron Elblga i Balgi. Uczta owa nocna w ziemiaskim pod
Kwidzynem domu, noc radosna w lasach, wSród Spiewów, pijatyki, rozpasania i drwin z owe-
go tchórza, co si wci Krzyaków lka i wszdzie ich widzia. AliSci - rozwieraj si drzwi
i czarne knechty w oknach wywalanych motem! Ej, ty walko potna! A owe bitwy na
odziach z Fryderykiem von Wiede...
Wspomnia Smier ksicia i dzieje Mestwinowe. Owiao go ciepo radoSci, gdy patrza na
zastp Polochów z poznaskim ksiciem przebiegajcy te drogi. A potem wieS o Rogoxnie...
Wnet w drzemaniu prdkim wszystko zmtniao. Przygaso. Nie umiaby teraz powiedzie,
czy to sen o owym wielkim polskim królu, co tu z pradziadem przyszed ku morzu, czy to
82
widzenie prawdy przeytej. Gdy si ockn, sam ju by pod lipami. Rozbiegli si do roboty
wszyscy. Wida byo, jak dwaj modzi, brataniec i ten z Gdaska przybda, we dwie pary
koni orz pochy niw. Jeszcze tu na pónocy - cho maj sta w peni - ziemia bya chodna.
Ledwo-ledwo niedawny zamróz z niej wytchn. Skiby pod soch wyrobion z klka jesiono-
wego, okut elazem klepanym, odkaday si na bok ciemne i lSnice z wilgoci. Ostre trzó-
so krajao zeszoroczn calizn starego Scierniska. Powane wrony kroczyy za kadym z ora-
czów, a warble, przyjaciele strzechy, stadem sfruway z gazi lipowych dla wydziobywania
pdraków. Zagony dymice si pod socem odkaday si dugimi pasami, smuga za smug,
zniajc si w stron jeziora.
Na ten widok najistotniejsze wzruszenie ogarno starca. Uczu w gbi duszy swej szczSli-
woS spokoju. Kocha prac na roli. Miowa j bardziej ni saw wojenn, ni zwycistwo
i tryumf. Nie ba si wcale, i wkrótce nadejdzie ów poranek, kiedy mu si oczy ze snu nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]