[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zamiar rozwinąć dyskusję, kiedy facet znowu natarł:
 Właśnie takiego od cegiełki mi dokwaterowali. Cztery dni wołami jedzie po metrykę, a tu
warszawiak. Jeszcze żonę sprowadza.
 To tam nie dotarł jeszcze pomysł Stevensona?  włączyła się Pela, której niezmiernie
rzadko wychodził jakiś dowcip.
 Cholery można dostać  podsumował facet.
 Co panu zrobili? Dokwaterowali?  chciałam wyjaśnić zadrę dręczącą jego duszę.
Ale on tylko z pogardą wzruszył ramionami i wysiadł. Wtedy miałam czas na takie
socjologiczne studia. Miałam dużo czasu
i dużo inicjatywy. Ten fryzjer, taksówki i lody pochłaniały pieniądze. Do domu mogłam
pojechać dopiero po powrocie mamy z urlopu. A tak, byłam przekonana, że z rzeczy
nadających się do jedzenia w spiżarce mogłam znalezć słoik po dżemie śliwkowym i zapas
toaletowego mydła. Trzeba było przetrwać kilka dni. Najpierw sprzedałam straganiarce, takiej
z owocami, nocną koszulę. Za pół ceny. Potem nabyłam u niej kilogram gruszek. Zjadłyśmy z
Pelą tę witaminę na ławce w Aazienkach, po czym bez entuzjazmu poszłyśmy do biblioteki na
Koszykową, gdzie do wieczora ze ściśniętym z głodu żołądkiem czytałam wypisy z
hinduskiej poezji. Podczas tej wzniosłej lektury przyszedł mi do głowy pewien plan.
Szturchnęłam w bok Pelagię i powiedziałam:  hurra".
Tylko nie tak od razu było hurra. W trzech domach nas właściwie wyrzucili za drzwi,
widocznie nie dość nędznie wyglądałyśmy:  Co panie sobie kpiny robią czy co?". W drugim:
 Nie reflektuję na jednorazowe sprzątanie, potrzebny mi ktoś na stałe, z gotowaniem i
odprowadzaniem dzieci do przedszkola". W trzecim:  Pani czytała chyba w ogłoszeniu
zasadniczy warunek. Referencje. Kto i której z pań może udzielić referencji?". W domu
czwartym, nareszcie:
 Wie pani, że to nawet niezła myśl, takie gruntowne porządki. Wróciliśmy z urlopu i same
panie widzą, że tu kataklizm. Proszę przyjść jutro rano, nie pójdę jeszcze do pracy, to paniom
pomogę. O, tu jest sto złotych, kupią panie po drodze... zaraz spiszę na kartce, co. A jak z
praniem. Czy podjęłyby się panie prania?
 Oczywiście  rozległ się nasz dwugłos. '
 Możemy wycyklinować podłogę!  krzyknęłam. "
 Wystarczy wywiórkować.
Dała sto złotych nie pytając o imię, nazwisko, zawód, datę urodzenia ani miejsce
zamieszkania. Na drugi dzień, kiedy przytasz-czyłyśmy z Pelą wiórki, pastę, mydło itd.,
zapytałam ją, czy się nie bała, że nie ujrzy nas nigdy więcej.
 Proszę pani, to nie jest suma, która mogłaby mnie doszczętnie zrujnować, a poza tym,
mam do ludzi zaufanie. Panie wyglądają tak ujmująco...
Ciekawe, że w trzech poprzednich domach mieszkają nieufni i nic podobnego nie zauważyli.
Za to oświadczenie byłam gotowa sprzątać za darmo. Pohamowałam jednak tę impulsywność
i w zamian za
to opowiedziałam jej o naszej sytuacji. Uwierzyła od razu, chociaż to mogło być bajeczką
sprytnych oszustek. Nigdy nie pracowałam tak ciężko fizycznie, bolały mnie ręce, ramiona,
wszystkie mięśnie. Razem za sprzątanie, pranie, magiel, prasowanie, dostałyśmy trzysta
złotych. I wikt przez dni pracy. To nie była mała forsa, ale dla kogoś, kto nie wy wiórkował
tyle metrów kwadratowych posadzki. Trzepanie dywanów... Kiedy  nasza pani" zamoczyła
 białe" w pralni, w suterenie, myślałam, że żywa nie wyjdę z tej kazni. Pózniej, już na drugim
roku, jeszcze dwa razy sprzątałyśmy w tym domu, kiedy trzeba było się ratować. Poradziłam
sobie w tej pierwszej krytycznej chwili i to mi pozwoliło brnąć w błędne mniemanie, że dam
sobie radę tak w ogóle. %7łe w życiu nie zginę. A to, w tej chwili, jak nazwać?
Może się nauczę robić na drutach albo co. Właściwie umiem, ale tylko prosto. Mogłabym
robić wyłącznie szaliki, ale takie długie jak liczby rosnące do nieskończoności, bo nie potrafię
wybrnąć, kiedy należałoby przestać. Nie wiem, co się robi z tymi oczkami, więc kiedy mój
jedyny szalik, jaki kiedyś robiłam, osiągnął długość południka, sprułam rzecz i postanowiłam
nauczyć się władać szydełkiem. Tu dla odmiany wychodzi mi tylko mocno falujące się koło,
które rośnie i praktycznie nie ma żadnego zastosowania. Tak jak ja. Tak sobie ponuro w życiu
narozrabiać. Właściwie dlaczego. Moje porażki biegły wąskimi strumykami, biegły cicho,
łatwo je było przeskoczyć, i nagle, bez głębszego uzasadnienia, zeszły się w jeden wściekły
nurt, któremu nic już nie zdołało się oprzeć. Zresztą, nie budowałam nawet zapory. W
najgorszych chwilach przestałam lawirować. Byłam zdruzgotana i... zdziwiona. Wtedy
przypomniano sobie wszystko. Sądzę, że nawet tę nieszczęsną fryzurę, choć nikt tego nie
podniósł, bo to i dawno, i na głowie był kok. Ale wszystko, wszystko poza tym. Chyba nawet
ksiądz, jeśli już raz udzieli absolucji, przy następnej spowiedzi nie sięga do grzechów sprzed
rozgrzeszenia, choćby pamiętał. Ale nie zebranie. Wywlekli nawet tę śmieszną historię z
drugiego roku, której naturalnie w odpowiednim czasie poświęcono osobne zebranie.
Zasadniczym elementem tej ciemnej historii .było słońce. Rzecz się zaczęła wysoko, na
dachu. Naprzeciwko naszego akademika stał jakiś solidny biurowiec, gdzie pracowali
stateczni panowie. Od
pierwszego wiosennego promienia słońca  co zbiegło się z wystawieniem na działanie
promieni ultrafioletowych naszych bladych ciał  warsztat pracy tych panów przeniósł się z
biurek na okienne parapety. Trudno im się dziwić, okna akademika wypełnione były
zgrabnymi dziewczynami rozebranymi do niezbędnego minimum. %7łeby iść na plażę, trzeba
mieć parę godzin czasu. W oknie można się opalać w każdej wolnej chwili. Kiedy zrobiło się
cieplej, portier  przekupiony  otworzył nam wyjście na dach. Takiego dosłownego
solarium tam nie robiłyśmy, ale panowie urzędnicy porzucili już nawet pozory pracy, wisieli
w oknach przez osiem roboczogo-dzin dziennie. Zawsze na dachu było parę sztuk. Znalazł się
nawet jeden liryczny, który przez biurowego gońca dostarczał nam sążniste poematy sławiące
swobodę obyczajów i piękno naszych wysmukłych sylwetek. Z poematów przeszedł do
ballad, a panowie do biura zaczęli przybywać uzbrojeni w lornetki. Nie kokietowałyśmy ich
rozmyślnie, ale dlaczego niby nie miałyśmy korzystać ze słońca, bo panowie z vis a vis nie
mieli kręgosłupa? Plany się w tym biurze musiały zawalić, bo dyrektor zamiast zrobić swoim
podwładnym szkolenie ideologiczne wystąpił  na drogę" przeciwko nam. My wierząc w
swoje racje smażyłyśmy się nadal na dachu, ale dżentelmeni już zaczęli istotnie pracować
około trzydziestu minut dziennie. Plany musiały się w dalszym ciągu chwiać, bo afera dotarła
do licznych dziekanatów. Samorząd, który tak samo leżał na dachu, zmuszony był zebrać
studenckie legitymacje, że niby to dyrektor miał zidentyfikować, które to boginie najczęściej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl