[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szyli w dalszą wędrówkę, ale Courtney nic nie przeszka-
dzało, nie czuła nawet chłodu poranka, odurzona
cudowną
nocą w ramionach ukochanego mężczyzny. Szli w
milczeniu z powrotem w stronę Stalowych Bram, ale za
każdym razem, gdy Lefteris jej dotykał, miała wrażenie,
że rozpłynie się w szczęściu.
Góry budziły się z nią do życia, jakby dzieliły jej ra-
dość, różowa szałwia przylegała do skał, a wysoko
nad ich głowami zataczał kręgi orzeł.
Znów musieli przeskakiwać z kamienia na
kamień i Courtney zmoczyła buty, ale nie
przejmowała się tym, a kiedy Lefteris ściągnął ją z
ostatniego kamienia wprost w swoje ramiona,
roześmiała się radośnie.
- S'agapo - szepnęła mu do ucha.
W odpowiedzi przytulił ją mocno i znów pocałował.
- Mam wrażenie, że dojrzałaś już do drugiej lekcji?
- Jakie to wzruszające... - usłyszeli szyderczy
głos i odskoczyli od siebie jak oparzeni.
Nikos stał na ścieżce, w ręku trzymał pistolet. Nagle
Courtney uświadomiła sobie, że Lefteris zostawił swój
pistolet w plecaku. Szczęście, jakie oboje odczuwali
tego ranka, napełniło ich taką ufnością, że zapomnieli o
niebezpieczeństwie.
- Wiedziałem, co się stało, gdy tylko moi ludzie
powiadomili mnie, że nie wsiedliście na prom. Sam
chciałem się z wami rozprawić, dlatego opuściłem Agia
Roumeli o świcie. - Jego uśmiech porażał Courtney. -
Sprawiłaś mi nie lada kłopot, Courtney Shelbourne.
Mnóstwo kłopotów. Swoim wścibstwem zniszczyłaś
jedną z najbardziej lukratywnych akcji, jakie
kiedykolwiek udało mi się zorganizować.
Moich najlepszych ludzi aresztowano i
skonfiskowano cały towar. Zapewne jesteście z
siebie bardzo zadowoleni.
- Widać, że twój towar miał niezwykłą wartość, skoro
zadałeś sobie aż tyle trudu, by nas złapać - odparł Lefteris.
- Ciekawe, co to było?
- Narkotyki - uciął Nikos. - Czyżbyś nie dosłyszała,
gdy ukradkiem podsłuchiwałaś w moim domu?
- Domyślałam się, że to coś nielegalnego - wyznała
drżącym głosem, instynktownie przysuwając się do Lefte-
risa.
- Aatwo ci mówić! - rzucił Nikos z wściekłością, nie-
mal mrożąc ją wzrokiem. - Znalazłaś sobie znacznie lep-
szy kąsek, prawda? Dla twojego kochanka miliony nie
mają znaczenia. Nie obwiniam cię za to, że tak łatwo mu
się oddałaś, ale niektórzy z nas muszą pracować na utrzy-
manie.
- Handel narkotykami to nie praca - wtrącił Lefteris
z pogardą, dodając po grecku coś, co wywołało u Nikosa
natychmiastowy odruch, jakby chciał nacisnąć spust pisto-
letu.
Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Lefteris rzucił
się na Nikosa. Courtney usłyszała strzał, którego echo
długo odbijało się o okalające wąwóz skały. Wysunęła,
się zza głazu przerażona, że Lefteris został zabity, ale
nadal się mocowali. W pewnej chwili Lefteris wykręcił
Nikosowi rękę, z której wypadł pistolet i utknął między
głazami. Nikos usiłował sięgnąć po broń, ale Lefteris z
całej siły przygniótł go do ziemi. Courtney zebrała się na
odwagę, podbiegła i podniosła pistolet. Wydał jej się
strasznie ciężki i chociaż wymierzyła go w Nikosa, nie
odważyła się strzelić w obawie, że trafi Lefterisa.
Wpatrywała się więc bezradnie w walczących. Lefteris
cofnął właśnie zaciśniętą pięść, a w chwilę pózniej Nikos
padł bezwładnie na skały.
Nagle kilku umundurowanych mężczyzn wpadło na
ścieżkę akurat wtedy, gdy Lefteris wstał i oglądał
swoje zakrwawione ręce.
Wszyscy przekrzykiwali się. Courtney stała
zapłakana, nie wypuszczając pistoletu z ręki. Dopiero
gdy Lefteris zrobił krok w jej stronę, upuściła broń i w
ułamku sekundy znalazła się w jego ramionach.
Rozdzielono ich jednak, więc usiadła na skale i
czekała. Wreszcie dwaj policjanci odprowadzili
słaniającego się na nogach Nikosa, a trzeci zamienił
jeszcze na boku słowo z Lefterisem, po czym wreszcie
zostawiono ich samych.
Lefteris przykucnął nad rzeką, by obmyć twarz i
ręce, a potem usiadł na skale i objął ją.
- Skąd policja wiedziała, gdzie nas szukać? -
spytała.
- Franz z pewnością otrzymał wiadomość i podjął
działania. Już wcześniej mieli pewne podejrzenia co do
Nikosa i teraz obserwowali go, gdy tylko wszedł do
wąwozu. Potem usłyszeli strzał, więc wiedzieli, gdzie
jesteśmy.
- Czy to już koniec? - spytała z nadzieją w głosie.
- Tak, koniec, jeśli chodzi o Nikosa. Co do nas, to
dopiero początek - odparł, całując ją.
Potem Courtney pamiętała wszystko jak przez sen:
powrót łodzią rybacką, która zabrała ich do Hora
Sfakion, dalszą podróż do Imbros i wreszcie na północne
wybrzeże, do domu wśród drzew pomarańczy.
Gdy po powrocie stanęła obok Lefterisa na tarasie
i spojrzała na majaczące w oddali góry, tamta
przygoda
wydala się już odległym, niezbyt rzeczywistym wspo-
mnieniem. Westchnęła z ulgą i przytuliła się do niego.
- Widzę, że pora zacząć drugą lekcję - powiedział
z uśmiechem. - Jest bardzo łatwa. Tha me pandreftis?
- To nie takie proste - przekomarzała się.
- To znaczy:  Czy wyjdziesz za mnie"? - Spojrzał jej
w oczy i mocno ścisnął dłonie. - Wystarczy, byś pamięta-
ła, jak jest  tak" po grecku. Tylko uważaj, pamiętasz, jak
łatwo jest pomylić  tak" z  nie"?
Wysunęła się na chwilę z jego ramion. Patrzyła teraz
bardzo poważnie.
- O ile pamiętam mówiłeś, że nie warto się żenić?
- Dopóki nie pozna się odpowiedniej osoby. A ja po-
znałem. Jestem tego pewien.
- Ale ja... nie pasuję do ciebie... - Nagle ogarnęły ją
wątpliwości. Lefteris był bogaty, odnosił sukcesy we
wszystkim, do czego się zabrał. A jeśli ona szybko mu się
znudzi? - Tobie potrzebna elegancka żona, która będzie
prowadziła inteligentne rozmowy i odpowiednio zabawia-
ła gości.
- Potrzebuję ciebie. - Objął ją i przytulił. - Nie chcę
nienaturalnej damy, lecz dziewczyny, która przemawia do
kóz i nigdy nie depcze kwiatów. Jesteś wszystkim, czego
potrzebuję. I nie zrezygnuję z ciebie. Powiedz, że wyj-
dziesz za mnie, Courtney...
- Ne - powiedziała, a Lefteris roześmiał się z ulgą.
- Mam nadzieję, że nie będziesz tego żałował...
- Na pewno nie. A jeśli ty będziesz żałowała, zabiorę
cię z powrotem w góry i przypomnę, jak to było, gdy nie
mieliśmy nic prócz siebie. %7ładnych luksusów ani wygód,
w które będziesz odtąd opływała. Tam, w górach,
znów będzie tylko to, co absolutnie niezbędne: ty, ja i
koc.
- Nie miałabym nic przeciwko temu - zapewniła,
zarzucając mu ręce na szyję. - Spanie na ziemi nie było
takie złe.
- Dzisiejsza noc będzie jeszcze wspanialsza - przy-
rzekł.
- Chyba nie musimy czekać, aż nadejdzie noc? -
szepnęła.
- Oczywiście, że nie - powiedział, przyciągając ją
do siebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl