[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sposób wyszłaby na jaw, a choć nie wiedział, co kierowało
dziewczyną, jednak uznawał jej prawo do działania według
własnych racji. - Skoro sądzisz, że Abbie jest znużona, może
po prostu wyjedz z nią gdzieś na kilka dni?
- Czyżbyś w ten sposób ofiarował się popilnować przez
ten czas Connora?
Z sześcioletnią Charlie jakoś by sobie poradził, ale pół
roczny brzdąc...
- Nie rób takiej przerażonej miny! - zachichotał Jarrett.
- Abbie nigdy by się nie zgodziła zostawić takiego malca.
- Co się tak śmiejesz? - burknął Jordan. Wstał. - No, to
przekazałem ci pozdrowienia i idę. Może coś jeszcze zrobię
przed wyjściem do domu.
- Nie za wcześnie na wyjście? - Jarrett zerknął ostenta
cyjnie na zegarek.
- Twoja żona umówiła się z dekoratorką, a ja zapropono
wałem Stazy, że ją podwiozę - skrywając gniew, oznajmił
Jordan.
KIM JESTEZ, RUDOWAOSA?
107
- Aha - mruknął Jarrett. - To może i ja wcześniej wyjdę.
Chętnie się z nią spotkam - dodał prowokacyjnie.
Jordan powstrzymał się od cierpkiej riposty.
- Czy któryś z nas nie powinien zostać w firmie?
- Czyli wolałbyś, żebym nie przyjeżdżał! - domyślnie
stwierdził Jarrett.
- Zrobisz, jak zechcesz. - Dokładnie to samo Stazy po
wiedziała wczoraj Nikowi. - Wyjeżdżam za pół godziny -
rzucił. Zdąży złapać Stazy, nim dziewczyna wyjdzie z domu.
Jeden plus, że Jarrett nie zdołał wyciągnąć ze mnie adresu
Nika, pocieszył się w duchu. Choć na wdzięczność Stazy
raczej trudno liczyć.
Niecałą godzinę pózniej stał pod jej drzwiami. Posępna
mina, z jaką mu otworzyła, nie wróżyła niczego dobrego. Tak
samo witała wcześniej swoich braci, uświadomił sobie nagle.
Teraz on tego doświadcza.
- Chyba jestem na czas? - rzucił lekko i wszedł do środ
ka, przezornie nie czekając na zaproszenie.
Już od wejścia spostrzegł rozłożony na stole materiał
na zasłony. Odetchnął z ulgą. Czyli nie zrezygnowała
z pracy!
- Zdążymy wypić kawę? - zapytał, odwracając się i spo
glądając na dziewczynę.
W czarnym swetrze i czarnych dopasowanych spodniach
wyglądała prześlicznie. Rozpuszczone włosy lśniącą kaskadą
opadały na plecy. Ale skąd ta dziwna bladość, sińce pod
oczami? Może ta czerń tak kontrastuje, jednak...
- Ja zaparzę - zaproponował bez wahania, czując nie
oczekiwanie chęć zrobienia czegoś pożytecznego.
- Ja też mogę...
- Wiem - podchwycił miękko. - Ale to będzie dla mnie
przyjemność - dodał, zdając sobie nagle sprawę, że zrobiłby
wszystko, by rozproszyć jej smutek i przywrócić blask
oczom. - Widziałaś się z Nikiem? - zapytał, idąc do kuchni.
Dziewczyna leciutko się skrzywiła.
- Skąd wiesz?
- Tak się domyślam - odparł.
- Właśnie sobie poszedł - przyznała niechętnie.
- Na zawsze?
- Niestety, nie. - Westchnęła. - Jak on sobie raz coś wbije
do głowy, to nie ma szans, by zrezygnował.
Jordan popatrzył na nią znad ekspresu.
- A co tym razem?
Stazy usiadła na barowym stołku.
- Chce, żebym wróciła z nim do Stanów.
Zmełł pod nosem przekleństwo, niezręcznie wytarł rozsy
paną na blacie kawę. Za chwilę rozlał wodę. Zaklął cicho, ze
złością. Co się z nim dzieje?
- I co, zamierzasz to zrobić? - zapytał z udanym spoko
jem, choć w środku aż się w nim gotowało.
Jak to, pojedzie do Stanów? I już nie będzie tu mieszkać?
Nigdy więcej jej nie zobaczy? Wprawdzie Ameryka nie jest
na końcu świata i codziennie latają samoloty, ale to nie to
samo. Jeśli przeniesie się do Stanów, już nigdy nie będzie
mógł tak po prostu wpaść do niej na filiżankę kawy!
Stazy skrzywiła się.
- Nie.
Nieprawdopodobne, jak ogromną ulgę odczuł, słysząc tę
odpowiedz!
- Czyli nie pojedziesz, tak? - rzekł uradowany.
- To nie jest takie proste - odparła ponuro. Wydała mu
się taka dziecinna, taka krucha! I te piegi na bladym nosku!
Zostawił na chwilę kawę, przysiadł na stołku obok dziew
czyny.
- W czym problem? Skoro nie chcesz wracać, nikt cię do
tego nie zmusi. Chyba że chodzi o pieniądze? - dopowie
dział, bo dopiero teraz przyszło mu to do głowy. - Czy tak?
Nik cię naciska?
- Nie. - Stazy uśmiechnęła się blado, jakby ta myśl ją
rozbawiła. - Jestem niezależna finansowo - oświadczyła.
- Z takim nazwiskiem to nic dziwnego - uświadomił so
bie Jordan. Ojciec był wziętym aktorem, prawdziwą gwiazdą.
Dostawał ogromne honoraria. Nic dziwnego, że dzieci są
dobrze zabezpieczone. Ależ był naiwny, sądząc, że mógłby
poratować, ją w kłopotach!
- Moje nazwisko brzmi Walker - przypomniała mu ze
znużeniem. - Mama się o mnie zatroszczyła - wyjaśniła. -
Uważała, że kobiety powinny być niezależne. Również od
braci. - Westchnęła. - Nikowi nie chodzi o pieniądze. Od
wołuje się do moich uczuć. Mówi, że beze mnie rodzina się
rozpadnie.
Jeszcze się nie otrząsnął z wrażenia, jakie zrobiło na nim
usłyszane przed chwilą oświadczenie. Owszem, postanowiła
zmienić nazwisko, ale to przecież nie zmienia faktu, że na
prawdę nazywa się Prince. I dlaczego to jej matce tak zale
żało, by zabezpieczyć ją finansowo? Czemu nie ojcu? Chyba
że był z tych, którzy uważają, że to mężczyznom się wszy
stko należy?
Lecz ostatnie stwierdzenie Stazy sprawiło, że te pytania
zeszły na dalszy plan.
- Przecież twoi bracia są dorośli! Wszyscy po trzydziest
ce, prawda? Chyba każdy z nich ma swoje życie, nie musi
żyć twoim? - wybuchnął.
W jego rodzinie każdy miał niekwestionowane prawo do
prywatności. Wprawdzie pracowali razem, jednak odkąd do
rośli i było ich na to stać, mieszkali oddzielnie i każdy z nich
miał swoje życie. %7ładnemu z braci nawet przez myśl nie
przeszło, by się wtrącać w sprawy innych. Bracia Stazy są
dorośli i wystarczająco zamożni, by robić to samo!
- No tak - potwierdziła, uśmiechając się smętnie. - Ale
rozumiem go. Póki żyła mama, byliśmy bardzo związani, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl