[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ich sztuczek w stylu adwokata-wudu. To takie żałosne. Zabawia się, marnotrawi
mój czas na te wszystkie triki, sztuczki, odsyłanie od Annasza do Kajfasza, a po-
tem próbuje mnie niepokoić, przedstawiając rachunek za swój stracony czas. Ale
to nic. To praca pozorna. Wszyscy prawnicy tak robią. Więc ja na to: OK, biorę
ten twój rachunek, nie obchodzi mnie, co na nim jest. Dajesz mi swój rachunek,
a ja dopilnuję, żeby ktoś to załatwił. I wszystko jest OK. A on mi go daje.
Dopiero pózniej orientuję się, że tam jest taka jedna chytra klauzula. No to
co? Próbuje być sprytny. Podrzucił mi parzący ziemniak. Wie pan, w przemyśle
płytowym pełno jest takich ziemniaków. Po prostu trzeba komuś nakazać, żeby
się nim zajął. Zawsze znajdą się tacy, którzy z przyjemnością coś ci załatwią,
kiedy pną się po szczeblach drabiny. A jeśli nadają się na swój szczebel, sami
z kolei zlecą to komuś innemu. Dostajesz parzący ziemniak  przekazujesz go
dalej. Ja przekazałem. Wie pan, jest mnóstwo ludzi, którzy są szczęśliwi, kiedy
tylko mogą coś dla mnie załatwić I wie pan co? Zabawnie patrzeć, jak daleko
i jak szybko wędrował ten konkretny ziemniak. Aatwo dało się zauważyć, kto jest
sprytny, a kto nie. Ale w końcu ziemniak ląduje tuż za murem mojego ogród-
ka i, jak się obawiam, ktoś w końcu dostaje tę klauzulę o karze. Woodshead to
kosztowny drobiazg i wydaje mi się, że pańscy klienci mogą się na nim niezle
przejechać. Mamy ich w garści. Moglibyśmy spokojnie wszystko odwołać. Niech
mi pan wierzy, mam już wszystko, czego mógłbym zapragnąć.
Ale niech pan posłucha, panie Gently. Sądzę, że rozumie pan moją sytuację.
Byliśmy ze sobą dość szczerzy i dobrze mi to zrobiło. Mam oczywiście na uwadze
pańską wrażliwość, a jestem w stanie sprawić, żeby zdarzyło się wiele różnych
rzeczy. Może zatem przeszlibyśmy do którejś z potencjalnych form wynagrodze-
nia. Wszystko, czego pan zażąda, panie Gently, może się spełnić.
 Widzieć pana martwym, panie Draycott  odparł Dirk.  Chciałbym je-
dynie widzieć pana martwym.
 No cóż, w takim razie ja też mam cię w dupie.
174
Dirk Gently odwrócił się i wyszedł, żeby odnalezć swego nowego klienta i za-
komunikować mu, iż wydaje mu się, że mogą mieć niewielki problem.
Rozdział trzydziesty pierwszy
Niedługo potem ciemnoniebieskie BMW ruszyło z opustoszałego dziedzińca
stacji St. Pancras i odjechało cichymi i spokojnymi ulicami.
Nieco przygnębiony Dirk Gently wcisnął na głowę kapelusz i pożegnał swego
świeżo zdobytego i świeżo porzuconego klienta, który oświadczył, że pragnie te-
raz pozostać sam, żeby  ewentualnie  zamienić się w szczura albo coś w tym
guście.
Dirk zamknął za sobą wielkie wrota i wolnym krokiem wyszedł na balkon,
skąd spojrzał na wielką, wysoko sklepioną salę bogów i bohaterów, Walhallę.
Znalazł się na balkonie akurat w chwili, kiedy kilku ostatnich maruderów hulanki
znikało w oddali; prawdopodobnie w tymże momencie pojawiali się w wielkiej,
łukowato sklepionej parowozowni St. Pancras. Dirk stał przez chwilę zapatrzony
na pustą halę, której wielkie ogniska były teraz zaledwie kupkami żarzących się
węgli.
Potem z minimalnym drgnieniem głowy sam wykonał stosowne przejście
i znalazł się w zakurzonym, zaniedbanym korytarzu pustego Grand Hotelu Mi-
dland. W oddali, przy ciemnej hali dworca jeszcze raz dojrzał ostatnich maru-
derów z Walhalli, sunących ciężko w zimne ulice Londynu, aby poszukać ła-
wek, które zaprojektowano tak, żeby nie dało się na nich zasnąć, i spróbować
się zdrzemnąć.
Westchnął i zaczął szukać wyjścia z opustoszałego hotelu, a zadanie to okazało
się o wiele trudniejsze, niż przypuszczał, ponieważ budowla w środku przypomi-
nała labirynt. W końcu trafił na wielkie, kręcone, gotyckie schody, które powio-
dły go aż na sam dół, do głównego holu, swego czasu przyozdobionego rzezbami
smoków, gryfów oraz innymi ozdobami z pięknie kutego żelaza. Frontowe wej-
ście zamknięte było od lat, a kiedy znalazł wreszcie boczny korytarzyk prowadzą-
cy do drugiego wyjścia, drogę zastąpił mu wielki, spocony, rozlany stwór, który
koniecznie chciał wiedzieć, w jaki sposób Dirk dostał się do środka. I choć nie
zadowalało go żadne z wyjaśnień, koniec końców musiał Dirka wypuścić, jako że
nic innego mu nie pozostało.
Wychodząc Dirk skierował się w stronę wejścia do hali dworcowej, a potem
na samą stację. Przez chwilę po prostu stał rozglądając się wokół siebie, a następ-
176
nie wyszedł przez główne wrota i zszedł po schodach, które wiodły na ulicę St.
Pancras. Kiedy pojawił się na ulicy, był tak zaskoczony tym, że nie pikuje nań ża-
den orzeł, iż potknął się, przewrócił i wpadł pod motocykl pierwszego porannego
gońca.
Rozdział trzydziesty drugi
Z potężnym łomotem Thor przebił się przez mur po drugiej stronie Walhalli
i stanął, gotów ogłosić zebranym tu bogom i bohaterom, że wreszcie udało mu się
przedostać do Norwegii i znalezć umowę, którą podpisał Odyn i którą zakopano
następnie na zboczu góry  lecz nie mógł tego uczynić, ponieważ wszyscy już
wyszli i sala była pusta.
 Nikogo tu nie ma  powiedział do Kate, uwalniając ją ze swego potężnego
uścisku.  Wszyscy już poszli.
 Co. . .  zaczęła Kate.
 Spróbujemy w komnatach starego  oznajmił Thor i cisnął swój młot na
balkon, z nimi samymi u trzonka.
Szedł energicznie przez wielkie komnaty, nie zważając na protesty, błagania
i ogólne sponiewieranie Kate.
Starego nie było.
 Musi tu gdzieś być  rzucił ze złością Thor, wlokąc za sobą młot.
 Co. . .
 Przejdziemy przez granicę światów  oznajmił i znów złapał Kate. Prze-
mknęli na drugą stronę.
Znalezli się w wielkim hotelowym apartamencie.
Podłogę pokrywały śmiecie i strzępy zbutwiałego dywanu, okna nosiły ślady
wieloletniego zaniedbania. Wszędzie widniały pamiątki po gołębiach, a łuszcząca
się farba wywoływała wrażenie, jakby na ścianach eksplodowało kilka średnio
licznych rodzin rozgwiazd.
Na środku pokoju stal porzucony wózek szpitalny, na którym pośród prze-
pięknie wypranej i wymaglowanej pościeli spoczywał stary człowiek, lejąc łzy
z jedynego oka.
 Znalazłem ten kontrakt, draniu  wściekał się Thor, powiewając ku star-
cowi papierem.  Znalazłem umowę, którą zawarłeś. Sprzedałeś całą naszą moc
prawnikowi ii. . . ii. . . i projektantce reklam, i najróżniejszym innym ludziom!
Ukradłeś naszą moc! Mnie nie mogłeś ukraść wszystkiego, bo jestem zbyt potęż-
ny, ale sprawiłeś, że cały czas czułem się oszołomiony i zmieszany, bo zrobiłeś
tak, żeby za każdym razem, kiedy wpadłem w gniew, zdarzyło się coś paskudne-
178 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl