[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Missy czekała, że zostaną ujawnione jej grzeszki,
ale matka nic o tym nie wspomniała. Zdobyła się na
odwagę i weszła do środka. Od kiedy kłopoty z
sercem zaczęły się nasilać, jakoś łatwiej było jej
stawiać opór i nie dawać przewodzić sobą, i chyba
matka także łatwiej przełykała grzech niezależności
córki. Tylko, że tak naprawdę przyczyna jej nowego
postępowania nie leżała w kłopotach z sercem, ale w
zmianie, która w niej zaszła, a to przede wszystkim
spowodowała Una. Tak, wszystko zaczęło się od
pojawienia się Uny. Od jej szczerości i nieszczerości
oraz niechęci do ustępowania komukolwiek. Tylko
Una mogła powiedzieć takiemu okropnemu
głupcowi, jak James Hurlingford, żeby się pocałował
w... To tylko Una mogła dać Alicji Marshall słowną
nauczkę. Tylko Una umiała spowodować; że ludzie
czuli przed nią respekt. To wszystko jakoś
nieoczekiwanie spłynęło na Missy Wright, czyniąc z
niej pojętną uczennicę. Gdy weszła do kuchni,
Drusilla podskoczyła rozpromieniona.
Missy, nigdy nie zgadniesz krzyknęła,
wydostając zza fotela, na którym siedziała, bardzo
duże pudełko. Gdy opuszczałam przyjęcie,
podeszła do mnie Alicja i dała mi to, żebyś założyła
na jej ślub. Zapewniała, że w tym kolorze będzie ci
wspaniale, chociaż przyznam, że nigdy bym nie
przypuszczała. Tylko spójrz!
Missy stała jak głaz, podczas gdy matka grzebiąc
w pudełku wyciągnęła pakunek twardej i zgniecionej
organdyny, którą strząsnęła i podtrzymała, aby
oszołomić dziewczynę tym czymś, co pokazywała.
Była to piękna suknia w bladym odcieniu toffi nie
brązowa, nie żółta i nie całkiem bursztynowa. Każdy,
kto się znał, mógł zauważyć, że przybrana falbanami
spódnica i linia kołnierzyka wyszły z mody jakieś
pięć- sześć lat temu. Ale i tak była to wspaniała
sukienka i po wprowadzeniu kilku zmian mogłaby
pasować do Missy znakomicie.
I kapelusz, tylko spójrz na kapelusz!
zapiszczała Drusilla, chwytając w ręce duży, kolisty
kapelusz utrzymany w tym samym kolorze, co
suknia. Czy kiedykolwiek widziałaś piękniejszy
kapelusz? Och, najdroższa Missy, musimy kupić ci
pantofelki. Teraz już nieważne, że są niepraktyczne.
Missy, jeszcze oszołomiona, zrobiła krok
naprzód z wyciągniętymi ramionami, żeby przyjąć
podarunek Alicji, a matka wcisnęła jej w ręce suknię
i kapelusz. Wtedy Missy ocknęła się:
Założę mój nowy brązowy atłas, kapelusz
wykonany w domu i dobre mocne botki
powiedziała nagle przez zęby i uciekła przez tylne
drzwi. Falbany z organdyny pieniły się wokół niej jak
fale na morzu.
Na dworze nie było jeszcze zupełnie ciemno.
Pognała do szopy. Za sobą usłyszała rozpaczliwe
krzyki matki i ciotki, ale było już za pózno. Sukienka
i kapelusz zostały stratowane i upaprane w gnoju, i
były na pewno nie do uratowania. Missy z łopatą w
rękach przerzucała podarunek wśród stosu
odchodów, upokorzona wielkopańskim gestem
Alicji.
Drusilla była niewymownie zraniona:
Jak mogłaś to zrobić! Och, Missy, jak mogłaś!
Raz w życiu miałaś szansę, żeby wyglądać pięknie.
Missy oparła łopatę o ścianę szopy i z
satysfakcją otrzepała ręce:
Z wszystkich ludzi właśnie ty jedna powinnaś
zrozumieć dlaczego! wykrzyczała. Nikt nie jest
tak dumny i twardy jak ty, i nikt szybciej od ciebie
nie potrafi odkrywać prawdziwych intencji tkwiących
w sprawianych podarunkach. Czyżbyś nie domyślała
się, że to zamaskowana litość? Dlaczego w takim
razie odmawiasz mi części swojej dumy? Czy
wzięłabyś ten podarunek dla siebie? Dlaczego więc
przyjęłaś go dla mnie? Sądzisz, że Alicja tak
naprawdę zrobiła to, aby mi sprawić przyjemność?
Oczywiście, że nie. Ona sobie po prostu postanowiła,
że jej ślub będzie wyglądał doskonale pod każdym
względem i do ostatniego gościa. A ja... Ja przecież
wszystko psuję. Więc postanowiła otworzyć
jedwabną kabzę dla Missy Wright-świńskiego ucha.
Piękne dzięki! Aleja chcę być sobą, tylko sobą, z całą
swoją prostotą, i nie zamierzam korzystać z
jakiejkolwiek jedwabnej kabzy, zwłaszcza Alicji
Marshall. Co zresztą zamierzam jej powiedzieć.
W istocie stało się to zaraz następnego dnia.
Drusilla prawie całą noc czołgała się na
kolanach, uzbrojona w kaganek, poszukując sukienki
i kapelusza, które gdzieś zniknęły. Nie wiedziała, że
miała ich już nigdy nie zobaczyć. Co więcej, nigdy
nie odkryła, co się z nimi stało, a ten i ów, kto
cokolwiek miał na ten temat do powiedzenia, wolał
jej o tym nie mówić. A wszystko to zostało
spowodowane szokującymi wydarzeniami, które
miały miejsce następnego ranka w rezydencji
Marshallów.
Missy stanęła przed frontowymi drzwiami Mon
Repos około godziny dziesiątej. Niosła ogromną i
nadzwyczaj dokładnie opakowaną paczkę, którą
ostrożnie trzymała za sznurek. Gdyby główny lokaj
wiedział, jaki nastrój panował wśród osób
zgromadzonych w małym saloniku, Missy nie
przedostałaby się nawet poza frontową werandę
przed domem. Ale ponieważ nie był tego świadomy,
wpuścił ją do środka, niechcący przyczyniając się do
spotęgowania atmosfery przerażenia, która i bez tego
opanowała skupione tam towarzystwo.
W saloniku znajdowali się: ciotka Aurelia, wuj
Edmund, Alicja, Ted i Randolph, sir William Trzeci,
jego syn i następca mały Willie. Lady Billy nie
było, ponieważ asystowała przy zrebieniu się klaczy.
Nie mogę tego pojąć kontynuował Edmund
Marshall po prostu nie mogę! W jaki sposób tyle
akcji wymknęło się nam z rąk? No jak? Kto, do
diabła, je sprzedał i kto, do diabła, je kupił?
Missy uśmiechając się dała lokajowi
porozumiewawczy znak, że sama się zaanonsuje, jak
tylko to będzie możliwe.
Z tego, czego dowiedzieli się moi agenci,
wynika, że każda akcja, która znajdowała się w
obcych rękach, była kupowana po cenie wielokrotnie
wyższej od swojej wartości powiedział sir William
Trzeci.
Potem ten tajemniczy kupiec rozpoczął inwazję
na akcje znajdujące się w rękach Hurlingfordów. Jak,
kiedy i dlaczego nie wiem, ale zdołał odnalezć
wszystkich Hurlingfordów, którzy potrzebowali
pieniędzy i nie mieszkali w Byron. Złożył im oferty i
nikt z nich nie odmówił.
Ależ to absurd! krzyknął Ted. Niezależnie
od tego, jakimi pieniędzmi on obraca, absolutnie nie
ma sposobu, żeby mógł odzyskać włożony kapitał.
Mam na myśli fakt, że pomimo iż spółka Byron
Bottle jest dobrym, małym przedsiębiorstwem, to
przecież nie jest żyłą złota ani eliksirem życia. Cena,
jaką wyznaczył za te akcje, jest z gatunku tych sum,
które spekulujący może przeznaczyć na opłacenie
poufnej wiadomości, że ten a ten kawałek ziemi jest
złotonośny.
Czy to, co usiłujesz nam powiedzieć, wujku,
oznacza, że straciliśmy większość udziałów?
spytała Alicja, która była znakomicie wprowadzona
w praktyki i terminologię świata biznesu. Sama też
była liczącym się udziałowcem spółki Byron Bottle,
odkąd, zgodnie ze swą zachłanną naturą, umieszczała
spory kapitał, uzyskiwany z prowadzenia salonu
Chez Chapeau , w bezpieczniejszych sferach
finansowych spekulacji.
Dobry Boże, nie, jeszcze nie! zawołał sir
[ Pobierz całość w formacie PDF ]