[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i miałam głównie wątpliwości. No i proszę, na sam jego widok czas przestał istnieć...
32
Bóg raczy wiedzieć, z jakim wyrazem twarzy jadłam kolację. Kelner przyglądał mi
się z wyraznym zainteresowaniem, z pewnością nie dlatego, że do tajemniczej potrawy
z drobiu wypiłam pół butelki wina. Pod tym względem mieściłam się w normie.
Możliwości umysłowe odzyskałam do tego stopnia, że natychmiast po powrocie do
pokoju zadzwoniłam do Stuttgartu.
 Pani Grażyno  powiedziałam.  Niech się pani uprzejmie skupi. Była pani ra-
zem ze mną, kiedy ustawiałam samochód na hotelowym parkingu, tam z tyłu, w tym
zielsku. Czy ja go wtedy zaalarmowałam?
 Ależ skąd!  odparła znajoma dziewczyna, bystra i przytomna.  Jeszcze powie-
działa pani, że szkoda baterii i wcale pani nie prztyknęła. A co się stało?
Więc jednak. Cała noc w Stuttgarcie pozostała do dyspozycji tajemniczych złoczyń-
ców i chyba wtedy mi tę Helenę wtrynili...
 Nic  odparłam smętnie.  Usiłowałam sprawdzić, czym się odznaczam, dosko-
nałą pamięcią czy absolutną sklerozą.
 I co pani wyszło?
 Zdziwi się panie, ale jednak pamięcią...
Torba-lodówka w bagażniku łagodziła moje uczucia dostatecznie, żebym zwyczaj-
nie poszła spać.
* * *
O dziesiątej Grzegorz zawiadomił mnie, że wpadnie za pół godziny. Rzecz oczywista,
nie opuszczałam pokoju, zdaje się, że przyniesiono mi śniadanie i możliwe, że w pew-
nym stopniu je zjadłam. Co jak co, ale prawdziwe paryskie croissanty to nie jest coś,
obok czego można przejść obojętnie.
Zdaje się, że na jego widok nie odezwałam się w ogóle ani słowem, tylko najzwyczaj-
niej w świecie rzuciłam mu się na szyję. Opamiętałam się od razu, bo nie były to me-
tody nagminnie kiedyś przez nas stosowane, ale przytulił mnie w sposób również jak-
by nowy.
 O głowie za chwilę  powiedział.  Słuchaj, miła moja, czuję się, jakbym miał
osiemnaście lat i pierwszy raz w życiu przyszedł...
 Do burdelu...?  podsunęłam żywiutko, pełna skruchy za spontaniczny odruch.
 O Jezu... Nie dobijaj mnie, bardzo cię proszę. Niech szlag trafi nieśmiałość!
W trzy minuty pózniej, a były to minuty brzemienne, rozległo się pukanie do nie za-
mkniętych drzwi i otworzył je Murzyn, bardzo duży, bardzo czarny i bardzo niezado-
wolony.
 Przepraszam  powiedział z silną naganą.  Ja tu sprzątam. Państwo zostają?
33
 Nie, wychodzimy  odparłam z równie silnym naciskiem.  Za dziesięć minut.
Murzyn wycofał się z wyraznym wahaniem. Otworzyłam barek.
 Stresy skracają życie  powiadomiłam Grzegorza.  Koniak wytrąbiłam wczo-
raj, może znajdziesz coś zastępczego? Jakieś elementy muszą człowiekowi przywrócić
równowagę.
 Polska żytniówka  zadecydował po krótkiej penetracji wnętrza.  Widzę tu
małpkę, rąbnijmy sobie. Taki duży Murzyn to dla mnie za dużo. Rasizm nie wchodzi
w grę.
Zgodziłam się z nim w pełni. Nie jestem rasistką, gdyby to była na przykład wiel-
ka baba, biała jak ufarbkowane prześcieradło, też bym się przestraszyła. Nie kolor miał
znaczenie, a rozmiar i charakter, Murzyn mówił po francusku lepiej ode mnie i z pew-
nością był Francuzem w pełni, ale swoje wrażenie zrobił. Błysk w oku Grzegorza, błysk
zapewne i w moim, zastąpiły słowa, zniszczyliśmy żytniówkę w szybkim tempie. O mój
Boże, a co nam pozostało innego...?
 Dobra, wychodzimy, bo on się tu czai za drzwiami  powiedział Grzegorz.
 Rozmawiać można wszędzie, pojedziemy gdziekolwiek na lunch. Lasek Vincennes,
nie masz nic przeciwko temu?
Nie miałam nic przeciwko niczemu, gdyby chciał, mógł mnie zawiezć do kamienio-
łomów albo na cmentarzysko samochodów. Istotna była jego obecność.
 Zanim wejdziemy na tę głowę  zaczęłam po drodze.  Powiedz może to wszyst-
ko, czego nie chciałeś mówić przez telefon. Sekretarkę-Gorgonę udało ci się upłynnić,
tak zrozumiałam. O żonie powiedziałeś, że dużo by gadać, w czym dzieło? Jeśli nie
chcesz, nie mów, to jest sygnał, że mnie interesuje.
 Nie, powiem. Właśnie chciałem ci powiedzieć. Moja żona, niestety, od pewnego
czasu nie nadaje się do życia, częściowy paraliż fizycznie i łagodna schizofrenia umysło-
wo. Wykończyła ją ta patologiczna zazdrość, chociaż, jak Boga kocham, nie dawałem jej
powodów. Opętana jest rodzajem manii prześladowczej, uspokaja się trochę tylko wte-
dy, kiedy mnie widzi. Szczerze ci powiem, że żal mi jej cholernie, ale już tego nie wytrzy-
muję, spróbuj przez całą dobę na okrągło trzymać za rękę osobę, która wlepia w ciebie
czujne spojrzenie i wnikliwie bada każdą zmianę wyrazu twarzy...
 I pyta natrętnie, o czym myślisz, dlaczego się uśmiechasz, co cię tak smuci, co tam
widzisz za tym oknem, pewnie już masz jej dosyć, nienawidzisz jej, chcesz, żeby umar-
ła...
 Skąd wiesz?
 Mam za sobą urozmaicone życie.
 Podziwiam cię, wobec tego, że nie zwariowałaś.
 Trochę z pewnością. Jak się ratujesz?
34
 Pracuję. Dlatego mam tyle niezawinionych sukcesów. Biorę zlecenia w odległych
rejonach kraju i Europy, niekiedy nawet wyjeżdżam. Na krótko, bo ona wtedy jedzie
na środkach uspokajających, większość czasu przesypia. Nie można z tym przesadzać,
równie dobrze mógłbym ją zabić od razu...
 Nie daj Bóg, żeby ją coś zabiło od razu. Padłoby na ciebie, granit i beton.
 To też biorę pod uwagę, także z przyczyn dodatkowych. Poza tym, nie chcę jej za-
bić. yle bym się czuł.
 To znaczy, że jesteś szlachetniejszy ode mnie, bo ja, swymi czasy, czułabym się do-
skonale.
 Co masz na myśli?
 Dwie osoby kiedyś zabiłabym z przyjemnością. Już nieaktualne. Od czego ona ma
ten paraliż?
 Wylew w momencie straszliwego napięcia, gwałtowny skok ciśnienia.
Obiektywnych powodów nie było. No, zresztą... Powiem ci, bo to kretyństwo.
Dojechaliśmy na miejsce, usiedliśmy przy stoliku i Grzegorz zamówił szampana.
Także krewetki i jakieś mięsko po włosku, ale nie żarcie było dla mnie w tej chwili naj-
ważniejszym elementem wszechświata.
 Niezależnie od wszystkiego pozwól, że uczczę nasze spotkanie  powiedział,
wznosząc kieliszek, i nagle, dopiero w tym momencie, prawie uwierzyłam, że to spotka-
nie było dla niego równie ważne, jak dla mnie.  Twoje zdrowie!
 I wzajemnie...
Opanowałam wzruszenie. Chciałam więcej wiedzieć o tej żonie.
 No więc było tak  mówił Grzegorz.  Miałem robotę, zamierzałem zostać
w pracowni, ale przypomniałem sobie o jednym drobnym szkicu, który zostawiłem
w domu. Jak łatwo zgadniesz, w domu też mam pracownię. Wróciłem i usiadłem do ro-
boty, wiesz, jak to bywa. Mojej żony w tym momencie nie było, wróciła pózniej, nie wie- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl