[ Pobierz całość w formacie PDF ]

S
R
- Strażakiem? Ale po co? Masz przecież pracę. Któregoś dnia spotkasz odpo-
wiedniego mężczyznę, wyjdziesz za maż i...
- Pani Greenwald. Mam dwadzieścia pięć lat i jak dotąd nie znalazłam odpo-
wiedniego mężczyzny.
- Wiele kobiet wychodzi za mąż po trzydziestce. A może czekałaś właśnie na
Gibsona?
- Gibson nie jest typem mężczyzny, który się żeni - stwierdził Ben.
- Masz całkowitą rację. Mimi, jeśli zamierzasz się z nim związać, miej to na
uwadze. Jeśli jednak istnieje kobieta, która mogłaby zdobyć jego miłość, jesteś nią
ty. Mówię ci, że warto spróbować.
- Chcę zobaczyć, jak podnosi te worki - powiedział lakonicznie Ben.
- Nie możesz jej na to pozwolić! - krzyknęła pani Greenwald. - Mimi, nie my-
ślisz chyba poważnie o tym zajęciu?
- Osobiście jestem zwolennikiem równouprawnienia - oznajmił Ben.
On i pani Greenwald zaczęli się sprzeczać, czy Mimi jest odpowiednią kan-
dydatką do zawodu strażaka, czy Bill powinien załadować jej worki i o to, kto po-
winien zająć miejsce Mimi u Borysa.
- Nie możesz zostawić go na lodzie. - Pani Greenwald była oburzona.
- Borys wie, że chcę odejść.
Wkrótce dołączyła się do nich pani Bershey, właścicielka znajdującej się nie-
opodal drogerii.
Jej zdaniem pomysł Mimi, by zostać strażakiem, był tylko pretekstem, by po-
znać bliżej przystojnego bohatera.
- Całkiem niezła taktyka! - Pani Bershey zdawała się być pełna uznania dla
przedsiębiorczości Mimi. - Zobaczysz, że owiniesz go sobie dookoła palca. Do tej
pory nie udało się to żadnej kobiecie. - Wymieniły z panią Greenwald znaczące
spojrzenia.
Ben patrzył na worki i po raz kolejny oznajmił, że chce zobaczyć, jak Mimi
S
R
ładuje je na ciężarówkę.
Mimi miała ochotę wyć.
Po kilku minutach do pogrążonej w ożywionej rozmowie trójki obywateli
Grace Bay dołączyli kolejni.
Każdy miał na ten temat własne zdanie.
Każdy miał jeszcze kilka minut do rozpoczęcia pracy, więc chciał spędzić je,
rozmawiając z sąsiadami.
Każdy miał ogromną przyjemność we wtykaniu nosa w cudze sprawy.
Mimi starała się do wszystkich uśmiechać, ale odniosła wrażenie, że lada
moment straci tę odrobinę cierpliwości, która jeszcze jej pozostała.
- Mimi? - usłyszała za sobą czyjś cichy głos.
Spojrzała przez ramię, pewna, że zaraz zacznie krzyczeć, jeśli ktoś znowu
spyta ją, czy zamierza ogłosić wkrótce zaręczyny z Gibsonem St. Jamesem albo:
dlaczego jest tak głupia, by sądzić, że może zostać strażakiem, lub: co jest złego w
tym, aby do końca życia pracować jako kelnerka w barze Borysa?
Na szczęście stał za nią Bill, który był tak nieśmiały, że zwykle wcale nie od-
zywał się do klientów, a jeśli już musiał, to robił to szeptem. Teraz wskazał ręką
oparte o krawężnik worki.
Mimi przegadała z nim w barze wiele godzin i nawet namówiła go, żeby pu-
blicznie pokazał się ze swoją dziewczyną Sonią. Bill czuł przez to specjalną więz z
Mimi.
- Chcesz, żebym pomógł ci załadować te worki na ciężarówkę? - spytał cicho.
- Tak, proszę - odparła pospiesznie. - Dziękuję, Bill.
Kiedy wszystkie znalazły się na wozie, wsiadła do szoferki i ruszyła, macha-
jąc na pożegnanie zebranym na ulicy ludziom, którzy nadal prowadzili ożywioną
dyskusję na jej temat, wcale nie przejmując się tym, że odjechała.
S
R
ROZDZIAA SZSTY
- Nigdy dotąd żadna kobieta mi tego nie robiła.
Mimi sprawdziła ręką temperaturę wody w umywalce.
Gorąca. Naprawdę gorąca.
- Nigdy dotąd nie spotkałeś kobiety, która tak bardzo chciałaby dostać się do
straży - stwierdziła. Wyciągnęła z wody ręcznik i wycisnęła go. - Jesteś gotowy?
Gibson niechętnie pozwolił jej zaprowadzić się do kuchni. Składane krzesło,
które ustawiła przy stole, nie mogło być zbyt wygodne, ale Gibson nawet nie mru-
gnął okiem.
Robienie dobrej miny do złej gry było chyba jego zwyczajem.
Mimi położyła mu na twarzy wilgotny ręcznik. Jęknął.
- Gibson, musi być taki gorący, bo inaczej nic z tego golenia nie wyjdzie.
- Grrmddhhmmmddddkkk.
- Rozumiem, że to oznacza twoją zgodę. Gorąca woda jest niezbędna, żeby
przygotować skórę do golenia.
Gibson zerwał zdrową ręką ręcznik z twarzy i rzucił go na stół.
- yle mnie zrozumiałaś. Mówiłem, że zamierzam zapuścić brodę.
- Masz wyglądać ładnie - powiedziała, grożąc mu palcem. - Nie chcę, żeby
szef pomyślał, że podchodzę do swych obowiązków lekceważąco. Z brodą wyglą-
dasz niepoważnie.
- Nie podoba mi się, żeby kobieta zajmowała się moją toaletą.
- Wolałbyś mężczyznę?
- Nie, ale pewne rzeczy mężczyzna musi zrobić sam. Daj mi maszynkę i idz
sobie stąd. Zrób w salonie sto przysiadów, a ja się w tym czasie ogolę.
- Ale przecież jesteś praworęczny, a prawą rękę masz zabandażowaną.
Jednym ruchem oderwał plaster, którym zalepiony był bandaż i rozwinął opa-
trunek. Ramię było spuchnięte i zaczerwienione, a od nadgarstka do łokcia ciągnął
S
R
się ogromny kolorowy siniak z licznymi zadrapaniami.
Skrzywiła się. To musiało boleć, pomyślała. Jednak Gibson patrzył jej wyzy-
wająco w oczy, czekając na komentarz. Gdyby go uczyniła, z pewnością wyrzucił-
by ją z domu,
- Powiedziałem, żebyś dała mi maszynkę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl