[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dlaczego?  spytała dziewczynka. Leanne położyła rękę na jej
ramieniu.
 Bo trzej nasi przyjaciele nie mogli być z nami.
Nie! Carly powiodła po nich wzrokiem. Nie wierzyła własnym uszom.
Zwiąteczną tradycję wędrówki na rakietach wokół jeziora Nick
rozpoczął w szkole średniej. Pierwszego roku wybrali się w czwórkę: Nick,
Jake, Carly i Iain. Każdego roku dołączały kolejne osoby. I tak było aż do
świąt sześć lat temu.
 Przecież nas jest troje.  Austin wskazał na siebie, swoją siostrę i
Carly.
 No, faktycznie  przyznał mu rację Jake. Carly utkwiła w nim
spojrzenie.
 Od tego czasu tu nie wróciliście?
 Nie. Wydawało nam się to jakoś niestosowne. Ale w tym roku Sean
uznał, że trzeba podtrzymać tradycję.
 Dziękuję.  Carly uścisnęła Seana.
 Kierowały mną czysto egoistyczne pobudki  oznajmił szef grapy
ratowniczej.  Gdybym znów miał całe święta spędzić na kanapie u rodziców,
to albo bym z nudów oszalał, albo upił się do nieprzytomności. A tak wrócę
na kolację w doskonałym humorze i nikogo nie będę chciał mordować.
Carly wybuchnęła śmiechem.
119
R
L
T
 Aha, to też znalazłem u siebie pod choinką.  Wręczył jej pakunek o
nieregularnym kształcie.
 Ojej...  Zerwawszy opakowanie, zobaczyła nowiutkie buty z
rakietami i kijki.  Jakie piękne. Dziękuję.
 Teraz musisz częściej przyjeżdżać  powiedziała Leanne.
 Ciocia wróci na następne święta  oznajmił Austin. Jake popatrzył na
nią pytająco. Nie wiedząc, co odpowiedzieć, wzruszyła ramionami.
Sean udzielił dzieciom instrukcji.
 Z początku dziwnie się człowiek czuje w rakietach, ale szybko się
przyzwyczaicie. Idąc po śniegu, będziecie się lekko zapadać. Trzeba wysoko
podnosić nogi. Spróbujcie.
Przeszli niezdarnie kilka kroków.
 To trudniejsze, niż się wydaje  stwierdziła Kendall Carly
przypomniała sobie swój pierwszy raz.
 Tylko patrzeć, a będziecie biegać.
Austin zakwakał.
 Wyglądam jak kaczka?
 Prawie  odparł ze śmiechem Jake.
Podczas gdy dzieci ćwiczyły chodzenie, dorośli przypinali do butów
rakiety. %7łartom i przekomarzaniom nie było końca.
 A gdzie Austin?  spytał nagle Tim.
 Tutaj...  Carly obejrzała się za siebie, ale chłopca nie było. Austin!
Cisza. Serce podeszło jej do gardła. Kiedy wszyscy wołali chłopca, Bill
przyglądał się pozostawionym w śniegu śladom.
Wtem Austin, chichocząc radośnie, wyskoczył zza drzewa.
 Nabrałem was!
120
R
L
T
Carly wciągnęła z sykiem powietrze. Miała wrażenie, jakby nawiedził
ich duch przeszłości, a raczej Nicka.
 Tak, urwisie, nabrałeś nas.  Tim pierwszy się odezwał.  Ale kiedy
jesteśmy z dala od domu, lepiej się nam nie chowaj, dobrze?
 Przepraszam.  Chłopiec wrócił do zatroskanej grupy.  Wujek Jake
zawsze mi powtarza, żebym się nie oddalał, ale zobaczyłem ten gruby pień i...
 Nic się nie stało, smyku.  Sean nasunął chłopcu czapkę na czoło. 
Twój tatuś stale nam wycinał podobne numery.
 Naprawdę?
Jake skinął głową.
 I zawsze potem wołał: Nabrałem was!
Austin uśmiechnął się szeroko.
 Tak jak ja.
 Dokładnie tak jak ty.  Carly przytuliła bratanka.
 Super. Mogę jeszcze poćwiczyć?
 Tylko się nie oddalaj.
Kiedy dzieci odeszły parę kroków, unosząc wysoko nogi, Jake potarł
kark.
 Chryste...
 Tak, to było niesamowite  potwierdził Tim.
 Kiedy zawołał:  Nabrałem was", dostałem gęsiej skórki  wtrącił Bill.
Carly wzdrygnęła się.
 Mnie też przeszły ciarki.
 Po mnie również  powiedziała Leanne.  Ale wiecie, co pomyślałam?
%7łe Nick dał nam swoje błogosławieństwo.
121
R
L
T
Powiew wiatru strącił śnieg z gałęzi sosny prosto na głowy dzieci.
Piszcząc ze śmiechu, zaczęły się otrzepywać. Denali skakała wokół nich,
ujadając wesoło.
 Chyba masz rację  oznajmił Jake.
Stali w milczeniu, obserwując zimowy krajobraz. Carly rozmyślała o
bracie i narzeczonym, ale nie były to smutne wspomnienia. Czuła spokój.
Uśmiechnęła się. Słusznie postąpiła, przyjeżdżając na święta do Hood Hamlet.
 Ruszajmy  powiedziała Leanne.  Zanim zacznie się ściemniać.
 Tym bardziej, że niektórzy z nas muszą wrócić do domu na kolację 
zażartował Bill.
 Nie moglibyśmy o tym zapomnieć?  jęknął Sean.
Jake parsknął śmiechem.
 Wykluczone. Znając twoją matkę, zaraz zadzwoni do szeryfa, który
postawi na nogi wszystkie grupy ratownicze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • markom.htw.pl